W tym roku znów nie miałem zbyt wiele okazji, żeby spędzić nad Babantem trochę więcej czasu. Jednak w przeciwieństwie do roku ubiegłego, rozstawiłem przyczepę i dzięki temu mam lepszą motywację, żeby przyjeżdżać tu choć na weekend. Miałem być kilka dni przed i kilka dni po Dalmacji, ale ze względu na sytuację z mamą, nie było takiej możliwości. Udało mi się być na 2 dni w lipcu, no i byłem teraz na weekend. Chcę przyjechać jeszcze w przyszły weekend, a za 2 tygodnie, kiedy będę już składać przyczepę, być może uda mi się przyjechać nawet na 4 dni, jeżeli wezmę 2 dni urlopu.
Tym razem nad Babant przyjechałem z Ulą. Po drodze zgadaliśmy się, że jadę jesienią do Namibii i być może Ula też zdecyduje się ze mną pojechać. Zobaczymy czy się to uda. Byłoby fajnie, bo miałbym z kim jechać, a to zawsze milej, jeśli jedzie się ze znajomą osobą, a nie samemu. Pogoda w ten weekend nad Babantem była wymarzona. Było cieplutko i cały czas świeciło słońce. Tak ma być przez cały najbliższy tydzień, więc liczę na to, że za tydzień, kiedy też chcę przyjechać, również trafię na piękną pogodę. Piątkowy wieczór spędziliśmy przy ognisku, przy naszej „pralce”. Przyszedł do nas Włodek z gitarą i do późna śpiewaliśmy sobie piosenki. Spać poszedłem dopiero po drugiej w nocy.
W sobotę cały dzień lenistwa. Pograliśmy z Magdą i Michałem w kości, a potem dołączył Jarek i graliśmy też w pokera. Oczywiście kilka razy byłem w wodzie. Po południu nawet zdecydowałem się pobiegać, choć było bardzo ciężko, bo w porównaniu z płaską Warszawą, tutejsze dołki i górki dały mi się mocno we znaki. A wieczorem najpierw siedzieliśmy u Bogobowiczów na ognisku, później poszliśmy na pomost oglądać Perseidy. A ponieważ „nasze” ognisko już się skończyło, a nie chciało mi się jeszcze spać, to poszedłem na ognisko do Kasi Wierzbickiej. Ale to też nie był jeszcze koniec wczorajszego imprezowania, bo z Kasią zawędrowaliśmy jeszcze później na sam koniec pola do Moniki Szymańskiej na górkę, gdzie również trwała impreza. Monika wyjęła przywiezione przez siebie zdjęcia z czasów, kiedy byliśmy jeszcze gówniarzami i przez kolejną godzinę mieliśmy ubaw, oglądając stare zdjęcia i przypominając sobie tamte beztroskie czasy. Spać poszedłem dopiero po trzeciej w nocy.
A w niedzielę znów było słodkie lenistwo, znów pograliśmy w kości i pokera, a po południu przyszedł czas spakowania się i powrotu do Warszawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz