Niestety, zarówno w nocy, jak i nad ranem dalej siąpił deszcz. Nie były to jakieś mocne opady, ale jednak zwijaliśmy namiot na mokro. Na szczęście przy łazienkach było zadaszenie i mogliśmy choć trochę go osuszyć. W dalszą podróż wyruszyliśmy około 10.00.
Naszym celem na dzisiaj było normandzkie wybrzeże Francji i dojechanie jak najbliżej Mont-Saint-Michel. Mieliśmy więc do przejechania około 600 kilometrów. Drogę na GPS-ie, który na szczęście dzisiaj działał w porządku, poprowadziłem tak, żeby jechać jak najbliżej wybrzeża, dlatego rzadko jechaliśmy autostradami.
W czasie drogi dość szybko zaczęło się przejaśniać. Choć momentami jeszcze padało, to jednak większość trasy upłynęła nam na podziwianiu pięknych widoków za oknami samochodu. Tuż po wyjechaniu z campingu pojechaliśmy jeszcze na chwilkę do pobliskiej miejscowości Beloeil, aby zobaczyć położony tam zameczek. Po przekroczeniu granicy krajobraz przypomniał nam, że jesteśmy na terenie, gdzie kiedyś intensywnie wydobywano węgiel kamienny. Teraz już chyba większość kopalń jest zamknięta, ale pozarastane trawą i lasem hałdy pozostały urozmaicając raz po raz krajobraz. Gdy zbliżyliśmy się do północnego wybrzeża i Kanału La Manche, postanowiliśmy zjechać z głównej drogi do pierwszego napotkanego miasteczka leżącego nad morzem aby zobaczyć plażę. Szybko okazało się, że to był znakomity pomysł. W pewnym momencie dojechaliśmy wąziutką drogą nad sam klif morski. Naszym oczom ukazało się piękne, mieniące się różnymi odcieniami niebieskiego koloru morze oraz niesamowite białe klify (falezy) na szczycie których staliśmy. Tak bardzo nam się spodobało, że postanowiliśmy zjechać na najbliższą napotkaną po drodze plażę, co nastąpiło już po kilku kilometrach dalszej drogi. Plaża była przepiękna, choć sprawiała trochę straszne wrażenie. Później jeszcze na chwilę zatrzymaliśmy się na mijanym punkcie widokowym, z którego również podziwiać można było piękne klify i pojechaliśmy w dalszą podróż. Jechaliśmy cały czas drogą wzdłuż wybrzeża, którą kilka dni temu przejeżdżał tegoroczny Tour de France, stąd po drodze mijaliśmy sporo ciekawych „rowerowych” dekoracji na tę okazję.
Następnym punktem naszej podróży było portowe miasto La Havre. Przejechaliśmy przez centrum miasta, zrobiliśmy kilka zdjęć w najładniejszych częściach miasta i pojechaliśmy dalej. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę przy przepięknym moście Pont de Normandie, skąd roztaczał się przepiękny widok na ujście Sekwany. Ponieważ zrobiło się już późno, a dzisiaj chcieliśmy znaleźć jakiś bardziej cywilizowany nocleg, to zaraz po zjechaniu z mostu udaliśmy się na poszukiwanie jakiegoś noclegu. Długo nie musieliśmy szukać, w końcu to region bardzo turystyczny. Dziś postanowiliśmy zaszaleć – wynajęliśmy sobie pokój ze śniadaniem w przepięknie położonym gospodarstwie agroturystycznym.
Po zakwaterowaniu się pojechaliśmy sobie na pobliską plażę, gdzie spędziliśmy około godziny na zbieraniu muszelek, oglądaniu zachodu słońca i przypływu. Potem mieliśmy wracać do domu, ale przecież nieczęsto się zdarza być we Francji i to w dniu największego święta narodowego. Postanowiliśmy więc pojechać do Honfleur i poczekać na pokaz sztucznych ogni. Przy okazji zwiedziliśmy sobie to urokliwie położone miasteczko. Ludzi było mnóstwo, wszyscy dobrze się bawili, a zwieńczeniem był wspaniały pokaz sztucznych ogni.
Około północy wróciliśmy do naszego pokoju. I tak oto dzień, który miał minąć nam jedynie na bardzo długiej podróży do Mont-Saint-Michel okazał się jednym z ciekawszych, w całej naszej dotychczasowej wyprawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz