poniedziałek, 22 lutego 2016

Malezja, Singapur, Kambodża - dzień 14

Dzisiaj rano zaplanowaliśmy sobie wycieczkę motorowymi łodziami po okolicznych wyspach – czyli tak zwany Hopping Island. Przed 10 byliśmy już na łodziach i płynęliśmy na pierwszą wyspę. Po dopłynięciu do niej mieliśmy iść kąpać się w znajdującym się na wyspie jeziorze, ale ponieważ było pełno ludzi i dodatkowo trzeba było płacić za wstęp, to zrezygnowaliśmy i poprosiliśmy, żeby zawieźli nas na jakąś fajną „bezludną” wyspę z ładną plażą. Za małą dopłatą popłynęliśmy na piękną plażę, na której zupełnie sami spędziliśmy półtorej godziny na spacerowaniu, opalaniu się i pływaniu w morzu.

Kolejnym punktem wycieczki było podpłynięcie do zatoczki z mangrowym lasem, w której odbywało się karmienie orłów. Właściciele łódek wrzucali do wody kawałki mięsa, do których natychmiast zlatywało się mnóstwo orłów. Po krótkim pobycie w zatoczce, popłynęliśmy na kolejną plażę. Była bardzo ładna, ale znów było na niej mnóstwo ludzi, więc poprosiliśmy kierowców, żeby podpłynęli z nami na wyspę znajdującą się naprzeciwko. I znów okazało się, że wybrana przez nas opcja była dużo lepsza. W turkusowej wodzie i na ślicznej plaży (choć niewielkiej) spędziliśmy znów trochę czasu na kąpaniu się i robieniu sobie zdjęć. Ja nieopatrznie zostawiłem swoje rzeczy trochę z boku od reszty grupy i w pewnym momencie podbiegła do nich małpa i ukradła mi półtoralitrową butelkę z piciem. Dobrze, że to nie były dokumenty…

Ta plaża była już ostatnią w dniu dzisiejszym. Po dopłynięciu do brzegu wróciliśmy do hostelu, spakowaliśmy się i ruszyliśmy na prom. O 16 ruszyliśmy na stały ląd, gdzie czekał już na nas autokar. Dopłynęliśmy po nieco ponad godzinie do Kuala Perlis i okazało się, że… Ł. pomylił promy, bo mieliśmy płynąć do Kuala Kedah. Musieliśmy więc czekać, aż autokar przyjedzie po nas, a do przejechania miał kilkadziesiąt kilometrów. Przez tę pomyłkę straciliśmy ponad 2 godziny i do George Town na wyspie Penang (Pinang) dojechaliśmy późnym wieczorem.

Po zakwaterowaniu się w hostelu poszliśmy jeszcze na miasto, na kolację. Trafiliśmy na fajny nocny market – Red Garden Food Paradise, na którym zjedliśmy sobie sushi. Po powrocie do hostelu dostaliśmy jeszcze na pożegnanie, od właścicieli hostelu, petardy, które odpaliliśmy na ulicy przed hotelem. Potem jeszcze posiedzieliśmy sobie w hotelowym lobby na pożegnalnej imprezce i po godzinie 2 w nocy położyliśmy się spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Puszcza Kozienicka i Kozienice