Na dzisiaj mieliśmy zaplanowane zwiedzanie Taszkientu – stolicy Uzbekistanu. Miasto położone jest nad rzeką Chirchiq, na przedgórzu gór Tien-szan. Jest to jedno z największych miast Azji Środkowej. Liczy sobie około 2,5 miliona mieszkańców. Przewodnik najpierw pokazał nam jak wyglądało życie w dawnej stolicy i zabrał nas na spacer po kanałach starego Taszkientu. Później przeszliśmy do najbardziej znanych zabytków. Zwiedzaliśmy między innymi meczety, mauzolea i medresy.
Druga część dnia to wizyta na słynnym taszkienckim bazarze. Najpierw jednak podjechaliśmy do banku wymienić pieniądze – w końcu trzeba mieć za co zaszaleć na bazarze. Na bazarze nie mieliśmy zbyt wiele czasu, bo czas nas gonił i w zasadzie była to wizyta bazar express. W niecałą godzinę zdążyłem kupić pamiątki (magnesy), koszulkę, pyszne suszone owoce, orzeszki i rodzynki, przeróżne owoce, lepioszki (czyli tutejszy chleb wypiekany w specjalnych piecach, czasem suchy, a czasem są to bułeczki np. z mięsem w środku), picie oraz przeszedłem się częścią bazaru, gdzie sprzedawano najróżniejsze rodzaje mięs.
W pełni zaopatrzeni na kolejną podróż pociągiem udaliśmy się do restauracji na obiad. Znajdowała się ona przy najwyższym minarecie w mieście, który wygląda bardziej jak jakaś wieża telewizyjna lub przekaźnikowa. Po obiedzie autokar odwiózł nas na dworzec kolejowy, zatrzymując się jeszcze na chwilę w sklepie z napojami różnymi. Jak miało się później okazać był to strzał w dziesiątkę!
Nasz pociąg odjeżdżał o godzinie 18.10. Na dworcu okazało się, że nasze miejsca są tym razem w otwartych wagonach typu plackarta. W zasadzie wszyscy byliśmy porozrzucani po kilku wagonach pomiędzy miejscowymi Uzbekami. W pociągu nie było oczywiście klimatyzacji, a jedynie małe, otwierane tylko częściowo okienka. Przy ponad 40‑stopniowym upale nie było to, jak można się domyśleć, zbyt komfortowe, a czekało nas około 17 godzin jazdy, gdyż na miejscu w Nukus, mamy być dopiero około południa dnia jutrzejszego. Wszyscy z utęsknieniem czekali na odjazd pociągu, gdyż jego pęd wywoływał przyjemne powiewy świeżego powietrza.
Jak się później okazało podróż nie była aż tak uciążliwa jak myśleliśmy. Przyczyniły się do‑tego dwa czynniki. Pierwszy to nasza wcześniejsza wizyta w sklepie z napojami. A druga, to możliwość integracji z przesympatycznymi mieszkańcami Uzbekistanu. Praktycznie do północy siedzieliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim z pasażerami pociągu, którzy bardzo często podróżowali całymi rodzinami. Szczególnie dużo było małych dzieci. W jednym z wagonów znajdował się zespół muzyczny, który wracał do domu po występach. Umilał on podróż graniem i śpiewaniem. My, w swoim wagonie, trafiliśmy na wielopokoleniową rodzinę, która wracała z rodzinnego wesela w Kazachstanie. Później jeszcze nasz pilot M. opowiadał nam o swoich przeżyciach podczas wielu azjatyckich wypraw. Było naprawdę wesoło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz