niedziela, 29 października 2023

Namibia - dzień 5 - Kłady i Sandwich Harbour








Po śniadaniu pojechaliśmy na quady. Dwugodzinna jazda po wydmach była niesamowitym przeżyciem. Już kilka razy jeździłem w różnych miejscach na quadach, ale dzisiejszej jazdy nic chyba nie przebije. Na koniec wycieczki mieliśmy jeszcze jedną atrakcję – sandboarding, czyli zjazd po wydmie na desce posmarowanej pastą do butów. Atrakcja niesamowita, jak ktoś będzie miał okazję to na pewno warto spróbować.

Nie zdążyliśmy jeszcze dobrze rozprostować nóg, a już czekały na nas na campingu samochody, na wycieczkę do Sandwich Harbour. Tej wycieczki nie mieliśmy w solistowym planie, ale być w Namibii i nie widzieć Sandwich Harbour to jest trochę tak, jakby być w Paryżu i nie widzieć Wieży Eiffla. Zagadaliśmy więc z Kasią i udało się wygospodarować czas na dodatkową wycieczkę. Kosztowała ona bardzo drogo, bo około 500 złotych i na początku wahałem się, czy na pewno chce na nią jechać, się ostatecznie się zdecydowałem. I zrobiłem jedną z najlepszych rzeczy w moim życiu! Ta wycieczka była po prostu obłędna!

Na początku nic nie zapowiadało, że będzie tak fajnie, bo pogoda była taka sobie. Było dosyć chłodno i mgliście i baliśmy się, że niewiele uda nam się zobaczyć. Jednak to, co było na wycieczce przerosło wszelkie nasze oczekiwania. Jako, że 3 osoby nie zdecydowały się z nami pojechać, to pojechaliśmy dwoma samochodami, oczywiście nie naszymi, tylko z miejscowymi kierowcami, bo na wjazd na teren Sandwich Harbour trzeba mieć specjalne zezwolenie. Najpierw zatrzymaliśmy się w Walvis Bay, żeby oglądać flamingi. Dzisiaj było je już widać zdecydowanie lepiej niż wczoraj. Podczas gdy my oglądaliśmy i robiliśmy zdjęcia flamingom, to nasi kierowcy spuszczali powietrze z opon, przed wjazdem na teren plaży i wydm.

Następnie przejeżdżaliśmy obok największej w Namibii fabryki produkującej sól z wody morskiej oraz zatrzymaliśmy się przy różowym jeziorku. Chwilę później wyjechaliśmy już na szeroką plażę i zaczęliśmy jechać w kierunku wydm. Cała nasza wycieczka miała trwać 3 godziny, ale okazało się, że dzisiaj ocean jest wyjątkowo wzburzony i tylko niewielkimi fragmentami dało się jechać po plaży. Często musieliśmy zjeżdżać w głąb lądu i kręcić między wydmami, żeby znaleźć odpowiednią drogę. W ten sposób zrobiliśmy prawie dwa razy więcej kilometrów niż gdybyśmy jechali plażą i zajęło nam to nie 3 a 6 godzin! Miało to jednak też swoje plusy, bowiem po drodze widzieliśmy kilka oryksów. Gdy dojeżdżaliśmy do wydm zza chmur wyszło słońce. Widok na ogromne i niekończące się wydmy, schodzące prosto do wzburzonego oceanu był nieziemski.

Na ostatnim punkcie widokowym nasi kierowcy przygotowali dla nas lunch. Po nim zaczęliśmy już drogę powrotną, ale nasi kierowcy zafundowali nam jeszcze sporą dawkę adrenaliny. Wybrali bowiem drogę po największych i najstromszych wydmach. Zjazd prawie pionowymi wydmami w dół był niesamowity. W ogóle cała dzisiejsza wyprawa była dla mnie jedną z najlepszych wycieczek na jakich byłem w życiu!

Kiedy wróciliśmy do Swakopmund, to poszliśmy od razu do restauracji The Tug. Ponieważ niedawno jedliśmy lunch, to nie byliśmy bardzo głodni i wzięliśmy sobie tylko zupę z owocami morza, która była wyjątkowo dobra. Po powrocie na camping poszliśmy spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Puszcza Kozienicka i Kozienice