Dzisiaj obudziliśmy się jeszcze
później niż wczoraj. Podobnie jak wczoraj najpierw pojechaliśmy do Pigadii,
żeby załatwić kolejną sprawę w urzędzie miasta. Tym razem Monika musiała
opłacić rachunek za wodę. Ze stolicy ruszyliśmy na plażę Kalami. Po drodze
przejeżdżaliśmy przez górską wioskę Menetes, która według przewodników jest
bardzo urocza. My tego uroku raczej nie widzieliśmy. Wioska jak wioska.
Wszystkie tutaj w górach są podobne. W każdym razie zatrzymaliśmy się na
chwilkę przy ładnej kapliczce, ale największą atrakcję i tak stanowiły dla nas,
znajdujące się tuż obok kapliczki, ruiny jakiegoś prywatnego domu mieszkalnego.
Po dojechaniu na plażę Kalami okazało się, że mimo całkiem sporych fal nie dało się tam w ogóle wejść do wody, bo w wodzie były same skały i kamienie. Pojechaliśmy więc na sprawdzoną już wcześniej plażę Frangolimiona w Lefkos. Fale były dzisiaj dużo mniejsze niż w niedzielę, ale i tak było bardzo fajnie. Dzięki temu, że morze było nieco spokojniejsze mogłem znów sobie trochę popływać z maską. Niestety , tak jak i wczoraj, niewiele udało mi się zobaczyć. Dokładnie widziałem tylko dwie ryby. Jedną zwykłą i jedną „niezwykłą”, taką długą i wąską, chyba iglicznię.
Z plaży w Lefkos pojechaliśmy, znów przez góry, ale tym razem inną drogą, na plażę Kyra Panagia. Jest to bardzo ładna plaża położona po wschodniej stronie wyspy. Plaża jest dosyć mała i prowadzi do niej bardzo stroma i kręta droga, ale na szczęście asfaltowa, więc Monika mogła jechać prawie bezstresowo 😊. Ponieważ byliśmy na niej już późnym popołudniem, kiedy słońce chowało się już za góry, to mogliśmy spokojnie znaleźć miejsce żeby zaparkować samochód. Na plaży spędziliśmy około godzinki. Ja sobie trochę popływałem i poskakałem ze skałki na główkę, a potem razem poszliśmy zobaczyć ładny kościółek znajdujący się na wzgórzu, tuż nad plażą.
Mieliśmy dzisiaj jeszcze w planie pojechać na plażę Achata, ale było już dość późno, więc pojechaliśmy prosto do Pigadii żeby coś zjeść. Poszliśmy do tej samej pizzerii co pierwszego wieczoru. Dziewczyny wzięły sobie pizzę, a ja tym razem zamówiłem sobie wołowinę z truflami i frytkami. Była pyszna. Po jedzeniu poszliśmy jeszcze na spacer do portu i do dwóch kościółków leżących ponad portem. Potem przeszliśmy się jeszcze po raz ostatni uliczkami stolicy, kupiliśmy lody, ostatnie pamiątki i wróciliśmy do domu, gdzie rozpoczęliśmy przygotowania do wyjazdu powrotnego. Dzisiaj raczej spać już nie będziemy, bo w porcie musimy być już o 3 rano. Na szczęście mamy na promie wykupioną kajutę, więc będziemy mogli spać. A przed wyjazdem na prom rozegraliśmy jeszcze 2 partie w scrabble.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz