Dzień 11
Pierwsza część dnia to wycieczka do Ushguli, ponoć najwyżej położonej wioski w Europie (jeśli Gruzję liczyć jako Europę), wpisanej na listę UNESCO. Z Mestii mieliśmy wynajętą "marszrutkę" i skoro świt ruszyliśmy w 46 kilometrową trasę, która prawie w całości prowadziła przez szutrową i bardzo wyboistą górską drogę z przepięknymi widokami. W samym miasteczku, a właściwie wiosce mieszka tylko około 70 rodzin, a jego największą atrakcją są piękne widoki (między innymi na najwyższy szczyt Gruzji - pięciotysięcznik Szchara) oraz XII-wieczne wieże mieszkalno-obronne rozsiane po całej miejscowości. Zatrzymaliśmy się na herbatkę i kawę w "barze", a właściwie w jednym z domów, w którym pokój przerobiony był na bar. Po powrocie do Mestii zjedliśmy obiad i ruszyliśmy w drogę do ostatniego punktu naszego pobytu - do czarnomorskiego kurortu Batumi. Minęła nam ona szybko i spokojnie, z 1 postojem na drobne zakupy. W Batumi byliśmy około 21. Miasto zaskoczyło nas ogromną ilością świateł i kolorów oraz... korkami - pierwszymi w czasie naszego pobytu. Po rozlokowaniu się w pokojach hostelu i wzięciu prysznica wyszliśmy na krótki spacer po okolicy w poszukiwaniu knajpki, w której zjedliśmy drobną kolację.
Dzień 12
Po raz pierwszy od dawna mogliśmy trochę dłużej pospać. Śniadanie było "dopiero" o godzinie 9. Potem ruszyliśmy na podbój plaży w Batumi :). Były duże fale, ale wejście do wody okropne, bo kamieniste - gorsze kamienie niż w Nicei! Opalaliśmy się na wykupionych plastikowych leżakach do 15. Upał był okropny. Po plaży poszliśmy na kebaba, których tu pełno, bo przecież jesteśmy kilkanaście kilometrów od granicy z Turcją. Potem była godzinna drzemka w klimatyzowanym pokoju. Wieczorem poszliśmy do knajpy coś zjeść i zwiedzać Batumi nocą. Przeszliśmy prawie całą nadmorską promenadę z palmami, doszliśmy do centrum a wróciliśmy inną drogą.
Dzień 13
Po kolejnym późnym śniadaniu ruszyliśmy do ogrodu botanicznego, który znajduje się kilka kilometrów od centrum. Ogród jak ogród :), widoki ładne. Spędziliśmy tam około 3 godzin (z dojazdem) i wróciliśmy na obiad. A po obiedzie znowu plażka. Tym razem popołudniowa z oczekiwaniem na zachód słońca. Był śliczny. Potem jeszcze kolejny wieczorny spacer po Batumi, między innymi na grające fontanny, zakończony krótką wizytą w McDonaldzie. Jutro już ostatni dzień naszego pobytu...
Dzień 14
To ostatni dzień naszego pobytu w Gruzji i Armenii. Rano wybraliśmy się do miasta, żeby wjechać kolejką linową na szczyt, z którego roztacza się widok na całe Batumi. W kolejce było potwornie gorąco. Na górze zrobiliśmy sobie jak zwykle krótką sesję zdjęciową i wróciliśmy do hostelu. Musieliśmy się spakować i umieścić wszystkie bagaże w jednym pokoju. Wyjazd zaplanowany mieliśmy dopiero na wieczór, więc czas mijał nam bardzo powoli. Trochę gadaliśmy, trochę leżeliśmy, robiliśmy ostatnie zakupy na mieście, zjedliśmy obiad, no i wreszcie nastała godzina wyjazdu. Do Kutaisi, skąd odlatywał samolot do Pyrzowic, jechaliśmy wynajętą marszrutką. Na lotnisko dojechaliśmy około 1 w nocy. Ponieważ samolot odlatywał dopiero nad ranem, postanowiliśmy zdrzemnąć się jeszcze na przylotniskowym trawniku. Samolot odleciał punktualnie, lot minął bardzo spokojnie. W Pyrzowicach miałem szczęście zabrać się do Warszawy z kolegą dziewczyn, który po nie przyjechał. Nie musiałem więc czekać 7 godzin na samolot do Warszawy. W domu byłem już około godziny 13!
To był super udany wyjazd. Umówiłem się już wstępnie, że w przyszłym roku część naszej grupy będzie miała zorganizowany w lipcu 2-tygodniowy wyjazd na Islandię. Mam nadzieję, że się uda!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz