Dziś rano, a właściwie w nocy pojechaliśmy na lotnisko i liniami lotniczymi Hawaiian Airlines polecieliśmy do Hilo, na największą wyspę Hawajów - Big Island.
Od razu po przylocie, wypożyczonym samochodem, pojechaliśmy na wulkan Mauna Kea - najwyższą górę na świecie. Co prawda ma ona tylko 4205 m n.p.m., ale licząc górę od podstawy na dnie Pacyfiku ma ona ponad 10 kilometrów! Wjazd na wulkan nie należał do łatwych. W końcu z poziomu morza pokonaliśmy 4 kilometry różnicy wzniesień w około godzinę. To musiało się odbić na naszych organizmach. Co prawda na wysokości około 3 kilometrów mieliśmy obowiązkowy, półgodzinny postój na aklimatyzację, ale i tak na samym szczycie, z którego roztaczał się przepiękny widok na sąsiedni wulkan Mauna Loa i pozostałą część wyspy, czuliśmy się jakbyśmy byli pijani. Mieliśmy zawroty głowy - mocno rozrzedzone powietrze i brak tlenu dały o sobie znać. Dodatkowo zjeżdżając z wulkanu, w naszym samochodzie rozgrzały się hamulce i zaczęły dymić. Musieliśmy stanąć na jakiś czas i je schłodzić. Trochę się przestraszyliśmy, bo droga momentami miał spadek ponad 17% i to w dodatku po szutrowej nawierzchni. Na szczęście po postoju wszystko już było w porządku.
Po wizycie na wulkanie pojechaliśmy do zarezerwowanego wcześniej hotelu Aston Shore w mieście Waikoloa. Okazało się, że trafiliśmy do luksusowego resortu, w którym dostaliśmy przepiękny apartament. Dodatkowo mamy bezpłatny dostęp do basenu, jacuzzi, sali fitness, play station, tenisa, golfa i oczywiście internetu. Nie dało się niestety przez 4 godziny ze wszystkiego skorzystać. Zdążyłem jedynie zagrać z L. w tenisa i pójść do basenu oraz jacuzzi.
Po krótkiej drzemce, wieczorem, ruszyliśmy na pływanie z płaszczkami do Honokohau Marina. I tu spotkała nas niemiła niespodzianka. Okazało się, że był jakiś błąd przy rezerwacji i nie popłyniemy. Strasznie się wkurzyliśmy, tym bardziej, że gdy przypłynęła poprzednia grupa, powiedzieli nam, że było super. Niestety, kapitan statku nie chciał z nami popłynąć, a właściciel biura z którego kupowaliśmy bilety telefonicznie powiedział mi, że zwrócą nam pieniądze, ale obawiamy się, że już nigdy tych pieniędzy nie zobaczymy. No cóż, nie wszystko musi się udać w 100% (edit z 2023 roku - pieniądze za płaszczki nam jednak wtedy zwrócili).
Jutro dalsza część zwiedzania Big Island. Mamy nadzieję, że wszystko będzie ok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz