piątek, 17 lipca 2015

Eurotrip - dzień 10

Poranek przywitał nas pochmurną pogodą. Szybko spakowaliśmy więc namiot i ruszyliśmy w drogę. Najpierw, za radą gospodarzy campingu, pojechaliśmy w okolice Pleubian, aby zobaczyć Sillon de Talbert – 3 kilometrowy wał piasku wcinający się w morze. Ponieważ był akurat odpływ, to wokół tego wału ciągnęły się wysuszone plaże z glonami, kamieniami i piaskiem, po których trochę sobie pochodziliśmy szukając muszelek, krabów, krewetek i innych stworzeń.

Później ruszyliśmy do Plougrescant, gdzie również w małej zatoczce, pośród skał chodziliśmy po odpływowej plaży. W końcu ruszyliśmy w kierunku plaż w Trégastel i Trébeurden, do których mieliśmy dotrzeć już wczoraj. Po drodze do nich minęliśmy jeszcze kilka ciekawych miejsc, na których zatrzymywaliśmy się, aby zrobić zdjęcia. Same plaże były bardzo ładne, ale przy nie za ciekawej pogodzie nie było sensu zatrzymywać się na nich dłużej. Porobiliśmy więc zdjęcia i pojechaliśmy dalej – w kierunku Brestu – największego miasta położonego na samym końcu Półwyspu Bretońskiego. Zanim do niego dojechaliśmy, przejechaliśmy jeszcze przez urocze miasteczko Lannion.

Brest nas totalnie rozczarował. Poza twierdzą i ciekawym mostem nie było tam zupełnie nic ciekawego do zobaczenia. Typowe portowe miasto. Szybko uciekliśmy z miasta i udaliśmy się do Le Conquet – najdalej na zachód wysuniętego cypla we Francji (choć większość uznaje, że tym najdalej na zachód wysuniętym miejscem we Francji jest Pointe du Raz, na który mamy jechać jutro). Tutaj znaleźliśmy też camping i tu nocujemy. Jutro jedziemy dalej, w kierunku południowej strony półwyspu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela