Okres przedwiosenny zawsze mi się bardzo dłuży. W dodatku tegoroczne ferie przypadły prawie od razu po nowym roku. Żeby więc nie zanudzić się w marcu w domu, wymyśliliśmy sobie z Dorotą, że pojedziemy na krótki wypad do Londynu. Termin wyjazdu dostosowaliśmy do lotów tak, żeby były jak najtańsze i żeby przylecieć do stolicy Zjednoczone Królestwa w podobnym czasie. Ryanair z Modlina przyleciał na lotnisko Stansted punktualnie. Po wyjściu z samolotu okazało się, że dokładnie w tym samym czasie wylądował samolot z Wrocławia i z Dorotą spotkałem się już w tunelu przejściowym, w drodze do wyjścia z lotniska. Nie musieliśmy więc na siebie czekać i mogliśmy od razu pójść na stację kolejową, na której czekał już pociąg Stansted Express, którym mieliśmy dojechać do centrum.
Nasz pokój znajdował się w dzielnicy Islington, kilkaset metrów od stacji metra Arenal oraz Emirates Stadium. Żeby do niego dojechać musieliśmy przesiąść się na stacji Tottenham Halle do metra. Problem jednak w tym, że po wyjściu z pociągu usłyszeliśmy głośne krzyki jednego z pracowników stacji informujące nas o tym, że linia metra Victoria Line jest nieczynna. Szybko więc wsiedliśmy z powrotem do pociągu i dojechaliśmy nim do końcowej stacji Liverpool Street, gdzie trochę się pogubiłem, w efekcie czego się zdenerwowałem i straciliśmy kilkanaście minut zanim odnaleźliśmy właściwą linię metra, która była naprzeciwko wyjścia ze stacji… W efekcie tych zawirowań pod nasz apartament dotarliśmy dopiero około godziny 23.00. Pod zamkniętymi drzwiami czekała już też inna para, która nie mogła dodzwonić się do właściciela. Mi udało się do niego dodzwonić dopiero za drugim razem. Czekając na niego kupiliśmy sobie jeszcze, w knajpce znajdującej się tuż obok naszego mieszkania, kurczaka z frytkami i colą. Po kilku minutach przyszedł, pokazał nam nasze pokoje, dał klucze i mogliśmy szykować się już do zasłużonego odpoczynku. Jutro zaczynami zwiedzanie Londynu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz