sobota, 23 lipca 2022

Powrót z Mielenka - dzień 4










W sobotę po śniadaniu ruszyliśmy już w drogę powrotną do Warszawy. Znów jechaliśmy mniej uczęszczanymi drogami, ale tym razem trochę inaczej niż w środę, tym bardziej, że zaplanowałem zwiedzanie zamku krzyżackiego w Golubiu-Dobrzyniu. Prawie przez całą drogę padał deszcz, choć nie był on jakiś wielki. Jednak cały czas przed sobą widzieliśmy bardzo ciemne, momentami wręcz czarne chmury i wyglądało to przez całą drogę tak, jakbyśmy je gonili. Dopiero po powrocie do domu zobaczyłem w wiadomościach w Internecie, że był to front burzowy, który przynióśł w sobotę w całej Polsce wiele nawałnic, które wyrządziły bardzo dużo szkód, a także lokalnych podtopień. Zginęły też dwie osoby, kóre zostały przygniecione powalonymi drzewami. Mieliśmy więc spore szczęście, że „tylko go goniliśmy”.

Gdy dojechaliśmy pod zamek w Golubiu-Dobrzyniu to jeszcze delikatnie padał deszcz. Załapaliśmy się akurat na początek zwiedzania z przewodnikiem. Oprowadzanie trwało nieco ponad pół godziny. Malowniczo usytuowany na nadrzecznym wzgórzu zamek w Golubiu-Dobrzyniu zaczęli wznosić krzyżacy po 1293 roku, a ceglana warownia początkowo była zarówno siedzibą komtura jak i twierdzą strzegącą granicy pomiędzy państwem krzyżackim a Polską. Zapewniała także bezpieczeństwo rzecznej przeprawy przez Drwęcę. Z czasem zamek utracił swe militarne znaczenie. W XVII wieku był on siedzibą królewny Anny Wazówny, która przekształciła go w renesansową rezydencję.

Dziś zamek jest miejscem rozgrywania popularnych turniejów rycerskich, a najsłynniejszy odbywa się co roku w lipcu. Odbywają się tutaj również konkursy krasomówcze oraz bale sylwestrowe, na których ukazuje się duch Anny Wazówny. Spacer po zamku rozpoczyna się na otoczonym krużgankiem dziedzińcu i dalej wiedzie przez przestronne piwnice, pełniące niegdyś funkcje spiżarni. W jednej z sal na parterze prezentowana jest wystawa etnograficzna z eksponatami z okolic Golubia-Dobrzynia. W dalszej kolejności ogląda się komorę paleniskową, za pomocą której ogrzewano pomieszczenia zamkowe. Stąd przechodzi się do pomieszczenia służącego niegdyś rzekomo za izbę tortur. Z dziedzińca na wyższe piętra prowadzą tzw. końskie schody, którymi rycerze wjeżdżali konno prosto do komnat. Do zwiedzania udostępniona jest także izba pokutnicza, loch głodowy, refektarz, kaplica oraz kapitularz. Na zamku znajdują się także miejsca noclegowe oraz restauracja.

Po zwiedzaniu poszliśmy do znajdującej się na zamku resturacji  i zjedliśmy całkiem dobry obiad. Później przejechaliśmy jeszcze przez malutką, ale ładną starówkę. Deszcz w międzyczasie przestał padać i resztę drogi do domu jechaliśmy już we względnie dobrych warunkach. Jedynie droga była mokra i było sporo kałuż, a kilkanaście kilometrów przed nami cały czas po niebie sunęły granatowo-czarne chmury. W domu byliśmy około godziny 19.00.

piątek, 22 lipca 2022

Mielenko - dzień 1-3










Po powrocie z Libanu miałem jeszcze tydzień urlopu i zastanawiałem się jak go wykorzystać. Cały czas z tyłu głowy siedzi mi Babant. W tym roku po raz pierwszy nie rozłożyłem przyczepy i jakoś brak mi motywacji i chyba chęci, żeby tam pojechać. Przyczepy już raczej nie rozłożę, ale na pewno chciałbym pojechać tam choćby na weekend. Póki co wybrałem jednak inną opcję. R. i I. załatwili mi pokój w penjonacie, w którym mieszkają. Akurat był wolny od środy do soboty, więc zdecydowałem się jechać razem z mamą. Pogodę zapowiadali znakomitą – miały być upały i były, ale tylko w środę i czwartek, później było już chłodniej, nawet padał deszcz, ale było bardzo przyjemnie.

W środę praktycznie cały dzień jechaliśmy. Ponieważ specjalnie nie wybrałem autostrad i dróg ekspresowych, to podróż zajęła nam prawie 7 godzin. A ponieważ bardzo lubię jeździć samochodem, to nie był to dla mnie żaden problem. Na miejsce dojechaliśmy około godziny 17.00. Po krótkim odpoczynku pojechaliśmy na obiad do smażalni ryb w Będzinku, a potem wybrałem się z I. i R. nad morze. Zrobiliśmy sobie długi spacer w stornę Chłopów, a ja oczywiście kilka razy po drodze  się wykąpałem – woda w Bałtyku była bardzo rześka. Przed powrotem do pensjonatu zrobiłem jeszcze drobne zakupy w sklepie.

Czwartek prawie cały przesiedzieliśmy na trawce przed domem. Upał był tak niemiłosierny, że najprzyjemniej było w naszym pensjonacie. Dopiero około godziny 17.00 zrobiło się przyjemniej, a na niebie pojawiły się pierwsze chmury nadchodzącego z zachodu frontu. Znów wykorzystaliśmy to na spacer nad morze. Tym razem poszliśmy wszyscy, czyli ja, R., I. i dwie mamy. Nad morzem oczywiście znów się wykąpałem, a później przeszliśmy się jeszcze trochę po Mielenku i zjedliśmy lody i gofry. Wieczorem poszedłem jeszcze pobiegać, a gdy zrobiło się już ciemno na horyzoncie mogliśmy obserwować rozbłyski zbliżającej się burzy. Doszła ona do nas już w nocy i po upalnym dniu, podczas spania, dała nam przyjemne orzeźwienie.

W piątek rano po burzy nie było już śladu, ale niebo było cały czas zachmurzone. Po śniadaniu zdecydowaliśmy się pojechać pograć w tenisa, na kort do ośrodka Rewita w Unieściu. Grało się fajnie. Nawet mama wzięła rakietę do ręki i kilka razy odbiła piłeczkę. Niestety zdążyliśmy pograć sobie tylko około 40 minut. Ciemna chmura przyniosła krótki, ale dość obfity opad deszczu i niestety później już nie było sensu grać na mokrym i sliskim korcie. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na zakupy w Unieściu, w Biedronce. Po południu pojechaliśmy znów do smażalni ryb w Będzinku na obiad, a po nim na spacer do Sarbinowa. Główna ulica oraz nadmorska promenada były niesmowicie zatłoczone. Momentami musieliśmy przeciskać się przez tłumy turystów. Pogoda nie sprzyjała plażowaniu, wszyscy więc wylegli na ulice. Kupiliśmy sobie lody, kilka pamiątek i po godzinie wracaliśmy już do Mielenka.

A wieczorem, jak co dzień, poszliśmy na spacer nad morze. Oczywiście musiała być kąpiel w morzu, a ponieważ zmienił się wiatr, to woda tym razem była dużo cieplejsza niż w poprzednich dniach. Spacer tym razem skończyliśmy aż przy kutrach rybackich w Chłopach, gdzie oglądaliśmy mewią bitwę o resztki wyrzuconych przez rybaków ryb. A wracając do pensjonatu nie odmówiliśmy sobie znów zjedzenia gofra w Mielenku.

Poleski Park Narodowy - niedziela