środa, 31 maja 2023

Wycieczka z 8b - Dzień 1 – Zamek Chojnik i Karpacz










Ostatnia wycieczka z klasą 8b rozpoczęła się tradycyjnie, czyli zbiórką przed kościołem pw. św. Stanisława Kostki. Ponieważ mieliśmy przed sobą bardzo długą drogę, to musieliśmy wyjechać bardzo wcześnie rano. O godzinie 6.45 autokar ruszył spod kościoła i obraliśmy kierunek na Karkonoski Park Narodowy. Pogodę mieliśmy jak na zamówienie. Ciepło i słonecznie. Po drodze zatrzymaliśmy się na stacji z KFC. Aż do Wrocławia jechało się miło i przyjemnie. Niestety zaraz za Wrocławiem musieliśmy przez jakiś czas jechać autostradą A4, na której prawie zawsze tworzą się spore korki, nawet wtedy, gdy po drodze nie ma żadnego wypadku. Już sama ilość jadących nią TIR-ów jest ogromna, a jeżeli dodać do tego jeszcze brak na tym odcinku pasa awaryjnego, to przepis na zakorkowaną drogę jest już gotowy. Na szczęście dzisiaj nie trafiliśmy na żadnen wypadek, więc tylko momentami zdarzały się kilkuminutowe przestoje w jeździe, a pozostałą część drogi pokonaliśmy w miarę płynnie.

Po zjeździe z A4 zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę na stacji w Strzegomiu, po czym pojechaliśmy, przez Jelenią Górę, na parking pod zamkiem Chojnik. Kamienny zamek na szczycie trudno dostępnej, skalistej góry Chojnik, został zbudowany w połowie XIV wieku przez Bolka II Małego, ostatniego księcia piastowskiego na Śląsku. Zamek przez niemal trzysta lat był systematycznie rozbudowywany i powiększany. Niestety, w roku 1675 zamek spłonął od uderzenia pioruna i popadł w ruinę. W 1822 roku powstało tu schronisko turystyczne, do którego przybywały wycieczki kuracjuszy z pobliskich Cieplic. Dzisiaj Chojnik to bardzo atrakcyjny cel pieszych i rowerowych wycieczek. Panorama roztaczająca się z wieży zamkowej wynagradza nam w pełni trud włożony podczas stromego podejścia. Odrębną atrakcję stanowią, które we wrześniu na zamku odbywają się rycerskie turnieje „O Złoty Bełt Chojnika”, które przyciągają tu wielu turystów.

Na zamek wchodziliśmy od strony północnej. Po drodze zatrzymaliśmy się na chwilę na punkcie widokowym. Po wejściu na dziedziniec najpierw wysłuchaliśmy krótkiej informacji o zamku i jego historii, a także zamkowej legendy która głosi, że czasami, w księżycową jasną noc, zobaczyć tu można ducha jednego z rycerzy, który stracił życie, próbując w pełnym rynsztunku konno objechać zamek, by zdobyć rękę pięknej i bezwzględnej księżniczki Kunegundy. Później udaliśmy się na zamkową wieżę, z której roztacza się przepiękna panorama na Karkonosze oraz kilka innych, niższych, sudeckich pasm górskich. Z Zamku zeszliśmy stromą drogą od strony południowej. Z parkingu zostało nam już tylko kilkanaście minut drogi do Karpacza i naszego pensjonatu Agawa.

Po przydzieleniu pokojów i zjedzeniu obiadokolacji mieliśmy jeszcze wystarczająco dużo czasu żeby przejść się po promenadzie w centrum Karpacza, pójść zobaczyć zaporę na Łomnicy oraz wejść na górujący nad miastem szczyt Karpatka, z którego mogliśmy po raz kolejny już dzisiaj podziwiać panoramę Karkonoszy, tym razem w promieniach zachodzącego słońca.

Łomnica to 20-kilometrow dopływ Bobru. Swój początek bierze z Równi pod Śnieżką. Kiedy w 1897 roku intensywna ulewa doprowadziła do jej wylania, w regionie podjęto decyzję o wprowadzeniu programu przeciwpowodziowego. Jednym z jego elementów było wybudowanie tamy na Łomnicy, która miała zatrzymać ciągłe niszczenie przez żywioł mostów, ulic i domów. Zapora na Łomnicy powstawała w latach 1910-1915, z granitowych bloków. Od tamtego czasu zbiera nadmiar wody, a jednocześnie zatrzymuje skalny rumosz, który niesiony z nurtem mógłby zagrozić okolicznej zabudowie. Największym testem dla zapory, który został zaliczony pozytywnie, była „powódź tysiąclecia” w 1997 roku. Warto wspomnieć, że wraz z zaporą powstało obok małe schronisko. Talsperrenbaude był restauracją z samego drewna, dzięki czemu budynek idealnie wkomponował się w otoczenie. Miejsc noclegowych było niewiele, a chętnych nie brakowało. W jeziorku można było się kąpać, pływały po nim małe łódki, a wieczorami organizowano tu interesujące koncerty, co przyciągało nie tylko turystów, lecz także mieszkańców Karpacza, należącego w tych czasach do Niemiec. Obecnie miasto ma w planach przywrócenie dawnego charakteru tego miejsca.

Znajdujący się powyżej zapory szczyt Karpatka, to z kolei granitowe wzgórze o wysokości 726 m n.p.m. Zarówno sam szczyt, jak i jego zbocza porośnięte są naskalnym lasem sosnowym i pokrywają je liczne granitowe bloki skalne. Na powierzchni niektórych z nich wytworzyły się kociołki wietrzeniowe – kuliste zagłębienia powstałe w czasie niejednolitego wietrzenia skały. W XVIII wieku na Karpatce powstały kopalnie srebra jednak nie były zbyt opłacalne i szybko zaprzestano ich eksploatacji. Do dzisiaj jednak można napotkać ich ślady na północnych stokach góry. Karpatka stanowi również doskonały punkt widokowy na miasto i na Karkonosze. Rozciągająca się stąd panorama sięga od Skalnego Stołu na wschodzie, po zbocza Smogorni, Słonecznik i Pielgrzymy na zachodzie.

Wracając zatrzymaliśmy się na chwilę przy pomniku ducha gór – Liczyrzepie, a na mini placu zabaw dzieciaki pobawiły się chwilę na tyrolce. Do centrum miasta wróciliśmy już po zmierzchu. Ostatnim punktem dzisiejszego dnia były zakupy w tutejszej Biedronce.

sobota, 27 maja 2023

Czerwińsk nad Wisłą, Wyszogród i Brochów










Kolejna sobota z ładną pogodą, więc trzeba było się gdzieś ruszyć z domu. Tylko gdzie? Po przeszukaniu Internetu dzisiaj postanowiłem zabrać mamę i jechać wzdłuż Wisły na północny-zachód od Warszawy, a następnie wzdłuż Bzury do Sochaczewa i powrót do domu. Dzisiejsza pętla była krótka, bo przejechaliśmy w sumie tylko 150 kilometrów.

A co chciałem dzisiaj zobaczyć? No to po kolei. Najpierw obrałem za cel Czerwińsk nad Wisłą. Żeby nie jechać przez budowaną trasę S7 i nie stać w korkach pojechałem przez Jabłonnę i Nowy Dwór Mazowiecki. W jego okolicach zatrzymaliśmy się przy drodze, żeby kupić pyszne truskawki, które uprawiane są tutaj na dużą skalę, prawie w każdym gospodarstwie. Właśnie zaczął się sezon na nie i od kilku dni cena jest całkiem do przyjęcia. Dzisiaj kupowaliśmy truskawski już po 13 zł za kilogram, a jeszcze kilka dni temu w Warszawie, trzeba było zapłacić aż dwa razy tyle!

Zanim dojechaliśmy do romańskiego kościoła i klasztoru w Czerwińsku nad Wisłą, to ubyło już około kilograma truskawek. Na szczęscie kupiliśmy aż dwie łubianki, więc będzie jeszcze co jeść przez resztę weekendu. Wracając jednak do samego kościoła. Opactwo kanoników regularnych pod wezwaniem Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny (bo taka jest jego pełna nazwa) jest jednym z najcenniejszych zabytków architektury romańskiej na Mazowszu. Najstarsza część powstała już w pierwszej połowie XII wieku. Co ciekawe, nie została ani zniszczona, ani zbytnio przebudowana w wiekach późniejszych. To w niej właśnie znajduje się obraz Matki Boskiej Czerwińskiej. Tam też znajdują się największe (i prawdopodobnie najstarsze) romańskie malowidła w Polsce. To właśnie w kościele w Czerwińsku zatrzymał się i modlił Władysław Jagiełło w drodze pod Grunwald, a przy powrocie złożył wota dziękczynne za zwycięstwo. Złożył tam wtedy podobno swój hełm i srebro. W kolejnych stuleciach kolejni królowie zajeżdżali do Czerwińska i modlili się tu o pomyślność swych planów lub też dziękowali za ich spełnienie.

Kilkanaście kilometrów dalej, również nad brzegiem Wisły położony jest Wyszogród. Najpierw zatrzymaliśmy się nad brzegiem Wisły, przy wielkim napisie WYSZOGRÓD, w miejscu gdzie kiedyś znajdował się słynny drewniany most. Jak można przeczytać w Wikipedii, miejsce pod przeprawę zostało przygotowane podczas I wojny światowej w 1916 roku, gdy saperzy niemieccy wznieśli w tym miejscu most stalowy na filarach drewnianych. Po zniszczeniu we wrześniu 1939 roku, most został odbudowany w 1944 roku jako całkowicie drewniany. Wysadzony w styczniu 1945, po odbudowie i kolejnych naprawach otrzymał stalowe przęsła, zachowując jednak drewniany pomost i filary. W związku z fatalnym stanem technicznym i wysokimi nakładami koniecznymi na ochronę konstrukcji przed skutkami wezbrań i naporu kry, most został rozebrany w 1999 roku, po otwarciu powstałego w sąsiedztwie nowego mostu. Zachowany w charakterze platformy widokowej został jedynie dwuprzęsłowy odcinek konstrukcji po stronie Wyszogrodu, ale i on uległ rozbiórce w maju 2013 roku. Dzisiaj po moście nie ma już żadnego śladu, pozostał jedynie obraz mostu namalowany na budynku restauracji "Przystań Wisła", znajdującej się tuż nad brzegiem Wisły.

Zdjęcia starego mostu ściągnąłem z Wikipedii oraz ze strony Amatorskiego wakacyjno-weekendowego przewodnika po Polsce. Poniżej zamieszczam aders do strony ze zdjęciami: (www.fuw.edu.pl/aw2p2/sub/w/wyszogrod/wyszogrod.html).

Zanim pojechaliśmy dalej zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę przy pomniku upamiętniającym Bitwę nad Bzurą z września 1939 roku, położonym nad nowym mostem przez Wisłę.

Kilka kilometrów dalej skręciliśmy w kierunku Brochowa i po chwili zatrzymaliśmy się przy ciekawym moście nad Bzurą w miejscowości Witkowice. Most jest żelazny, kratownicowy. Działa od 1998 roku. Zastąpił on stary, drewniany most, przez który we wrześniu 1939 roku przeprawiali się polscy żołnierze. Dziś nosi imię generała Tadeusza Kutrzeby, dowódcy połączonych Armii „Poznań” i „Pomorze”.

Po kolejnych kilku kilometrach byliśmy już na parkingu pod kościołem św. Jana Chrzciciela i św. Rocha w Brochowie. Kościół robi naprawdę duże wrażenie. Jest on niezwykły z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, to właśnie w nim, w 1806 roku brali ślub rodzice Fryderyka Chopina i właśnie w nim w 1810 roku kompozytor został ochrzczony. Po drugie, kościół nie wygląda zwyczajnie. Jest to bowiem gotycko-renesansowy kościół obronny. Kościół powstał w latach 1551-1561. Ufundował go ówczesny właściciel Brochowa – Jan Brochowski, a zaprojektował włoski murator Jan Baptysta Wenecjanin (budowniczy m.in. warszawskiego Barbakanu). W XVI stuleciu kościół został tylko rozbudowany, gdyż drewniana świątynia stała w tym miejscu już od XI wieku, a murowana od wieku XIII. Jednak to właśnie ta przebudowa nadała budowli charakter kościoła obronnego. Świadczą o tym trzy cylindryczne wieże połączone ze sobą biegnącym nad nawami bocznymi gankiem strzeleckim. W XVII stuleciu wokół kościoła powstała również fosa. Tuż za kościołem zaczynają się rozlewiska Bzury. W jednym z jeziorek spotkałem piękną rodzinkę łabędzi :).

Spod kościoła pojechaliśmy już w kierunku Warszawy, po drodze odwiedzając jeszcze na chwilę naszą starą działkę. Jednak nie wchodziliśy na nią, bo byli tam jej nowi właściciele, więc nie chcieliśmy zawracać im głowy. W Babicach Nowych zatrzymaliśmy sie jeszcze na hamburgery w MAX Premium Burgers, po czym pojechaliśmy już prosto do domu.

Poleski Park Narodowy - niedziela