niedziela, 13 września 2020

Grzybobranie

Gips mam już zdjęty, a raczej lepiej błoby napisać, że sam go sobie zdjąłem. Polska służba zdrowia jest tak doskonała, że najlepiej jest w Polsce w ogóle nie chorować, bo gdy już chorujesz, to w sumie lepiej żebyś jak najszybciej umarł, wtedy szpital nie będzie miał problemów i nie będzie trzeba cię leczyć. Nawet mi się nie chce o tym pisać, najważniejsze, że już nie mam gipsu i noga nie boli.

A ponieważ noga nie boli, mogę już w miarę dobrze chodzić i dodatkowo mam ortezę, a w lasie są grzyby no i trzeba było zawieźć do przyczepy wysuszony przedsionek, to postanowiłem pojechać w sobotę nad Babant. Wyjechaliśmy o 6 rano, więc na miejscu byliśmy już przed 9. Najpierw poszliśmy do lasu. Znaleźliśmy dużo prawdziwków, sporo koźlaków, trochę podgrzybków i parę kurek. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze przy kaniach :). Nie chodziliśmy długo, bo ja nie chciałem nadwyrężać nogi, mama też już nie jest najmłodsza, no i nasza staruszka Łezka też miała dość po godzinie chodzenia po chaszczach i przeskakiwania przez powalone drzewa.

Po grzybobraniu pojechaliśmy do Jeleniowa, żeby przepakować rzeczy do przyczepy i zarzucić na nią pokrowiec na zimę. Do domu wróciliśmy około 16 i rozpoczęliśmy czyszczenie i obieranie grzybów, a potem ich suszenie i duszenie. 

Poleski Park Narodowy - niedziela