niedziela, 3 stycznia 2021

Dolnośląski Nowy Rok










Nie ma to jak robić coś spontanicznie!

W ostatni dzień roku o godzinie 11.00 zadzwoniła do mnie M. i zaproponowała spędzenie Sylwestra w naszym Timurowym" gronie w... Jordanowie Śląskim. Cóż miałem począć. Oczywiście, że się zgodziłem. Musiałem tylko zdążyć przed godziną 19.00, żeby nie dostać mandatu za nieprzestrzeganie zakazu przemieszczania się w Sylwestra ogłoszonego w całej Polsce, w związku z pandemią COVID-19. A nie było to wcale łatwe, bo o 14.00 chciałem jeszcze obejrzeć kwalifikacje do konkursu skoków narciarskich w ramach odbywającego się, jak co roku, Turnieju 4 Skoczni. Kwalifikacje przebiegały na szczęście sprawnie i bez przerw i skończyły się krótko po 15.00. Już wcześniej przygotowałem sobie wszystko na wyjazd i zaraz po skokach ruszyłem w kierunku Wrocławia!

Wszystko wyliczyłem sobie prawie co do minuty, bo na miejscu byłem o 18.56. Miło było się znów spotkać i pogadać, tym bardziej, że dzień wcześniej zarezrwowaliśmy sobie wspólny wyjazd w lutym do... Meksyku. Mamy nadzieję, że dojdzie on do skutku, mimo trwającej na świecie pandemii. Póki co Meksyk nie zabronił do siebie wjazdu, samoloty tam latają, a wkrótce mamy jeszcze być dodatkowo zaszczepieni, bo na szczęście pojawiła się już szczepionka i rozpoczęły się szczepienia. Ja mam nadzieję zaszczepić się najszybciej jak to będzie możliwe, czyli zaraz po 15 stycznia. A czy się uda, to zobaczymy. W każdym razie jesteśmy dobrej myśli i szykujemy się całą trójką do wyjazdu. A wracając do Sylwestra. Po kolacji zasiedliśmy do rozmów przy partyjce scrabble. Skończyliśmy grać tuż przed północą i po przywitaniu nowego, 2021 roku, gadaliśmy dalej do drugiej w nocy. Później poszliśmy spać.

 Tak więc mamy już nowy 2021 rok!!! 

W Nowy Rok, po śniadaniu, wybraliśmy się na wycieczkę po okolicy. Dolny Śląsk to kopalnia atrakcji turystycznych. Praktycznie co jakaś miejscowośc, to jest w niej coś ciekawego do zobaczenia. Oczywiście byłem już tutaj wiele razy a ostatnio przecież całkiem niedawno. Ale i tak, gdy zasiedliśmy do poszukiwania atrakcji, to szybciutko wymyśliliśmy całkiem fajną trasę. Pierwszym miejscem, które odwiedziliśmy, a do którego wcale nie było łatwo trafić, była jedna z zachowanych w Polsce Wież Bismarcka na Jańskiej Górze.

Wieże Bismarcka to powstałe w latach 1869–1934 proste budowle w kształcie wieży lub kolumny, sławiące Ottona von Bismarcka i wyrażające niemiecką dumę narodową. Pierwsze budowle tego typu wybudowano jeszcze za życia Bismarcka, a ostatnia wieża została oddana do użytku w roku 1926 w Polanowie. Na terenie obecnej Polski zachowało się do dziś 17 z pierwotnych 40 wież Bismarcka. Wieża do której dotarliśmy, stojąca na szczycie Jańskiej Góry (253 m n.p.m.), to najstarsza wieża Bismarcka. Zbudował ją właściciel majątku w Sokolnikach Friedrich Schröter. Jej otwarcie nastąpiło 18 października 1869 roku. Budowla ma około 23 metrów wysokości. W czasie II wojny światowej, w 1945 roku, w dolną część wieży trafiły dwa pociski małokalibrowe, które uszkodziły ją w znacznym stopniu. Obecnie wieża jest w bardzo złym stanie technicznym. Jest ogrodzona, obowiązuje zakaz wchodzenia do niej, gdyż grozi zawaleniem (choć można wejść na własne ryzyko), brak jest też  drabinki prowadzącej do wejścia na platformę widokową.

Drugim miejscem które odwiedziliśy była Twierdza na Srebrnej Górze. Była otwarta dla zwiedzających, ale nam dzisiaj wystarczyło zobaczenie jej z zewnątrz. Położona w Górach Sowich i wzniesiona w latach 1765–1777, jest największą górską twierdzą w Europie. Twierdza Srebrna Góra to w rzeczywistości nie jeden obiekt, a cały zespół wznoszących się nad miasteczkiem fortów. Twierdza składa się z sześciu fortów i kilku bastionów. Główny jej trzon tworzy zespół bastionów z Donjonem w środku. Obiekt ten posiadał 151 pomieszczeń fortecznych (kazamat) rozmieszczonych na trzech kondygnacjach. Ogromne magazyny, studnie, zbrojownia, kaplica, więzienie, szpital, piekarnia, browar, warsztaty rzemieślnicze i prochownia czynił fort całkowicie samodzielnym i samowystarczalnym.

Ze Srebrnej Góry udaliśmy się do oddalonych od niej kilkanaście kilometrów Ząbkowic Śląskich. Pojechaliśmy tam głównie po to, żeby zobaczyć słynną krzywą więżę (bardzo podobną do tej z Torunia) i całkiem ładny rynek z pięknym ratuszem. Wspomniana krzywa wieża to średniowieczna wieża, która jest jedną z ciekawostek turystycznych Dolnego Śląska. Nazywana jest „śląską Pizą”. Jest to najwyższa krzywa wieża w Polsce – ma 34 metry wysokości, a jej obecne odchylenie od pionu wynosi 2,14 metra (czyli ponad pół metra więcej niż odchylenie wieży w Toruniu).

Ostatnim punktem naszej noworocznej wycieczki było Opactwo Cystersów oraz Klasztor Księgi Henrykowskiej w Henrykowie. Zespół klasztorny opactwa cysterskiego w Henrykowie to pocysterski barokowy zespół klasztorny z kościołem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i św. Jana Chrzciciela. Jest to jedno z najokazalszych i najpiękniejszych założeń barokowych na Śląsku, a także miejsce powstania tzw. Księgi Henrykowskiej – zabytku piśmiennictwa polskiego. Księga stanowi cenny dokument historyczny, prawniczy i językowy, zapisano w niej około 120 nazw miejscowych, informacje o mieszkańcach (od wieśniaków po biskupów wrocławskich) i ich imiona. Księga jest dokumentem o wielkiej wartości historycznej także ze względu na drobiazgowe opisanie przez jej autora stosunków społecznych Polski w dobie rozbicia dzielnicowego i stanowi jeden z najcenniejszych dokumentów do badań nad dziejami Słowiańszczyzny. W ksiądze znajduje się także zdanie, które jest uważane za najstarsze zdanie zapisane w języku polskim. W transliteracji zdanie to brzmi: Day, ut ia pobrusa, a ti poziwai, w wyniku transkrypcji można je zapisać jako: Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj, co współcześnie oznacza: Daj, niech ja pomielę, a ty odpoczywaj.

Klasztor był ostatnim punktem naszej wycieczki. Pozostało nam już tylko dojechać do Jordanowa Śląskiego, zasiąść przed telewizorem i oglądać wspaniały w wykonaniu Polaków konkurs skoków w Ga-Pa. A w jego przerwie zjeść na obiad przepyszne krewetki z makaronem, przygotowane oczywiście przez dziewczyny. A po obiedzie znów trochę pogadaliśmy. Potem D. pojechała już do swojego domu, a ja z M. zasiadłem do kolejnej partii scrabble. Trwała ona ponad 3 godziny (!), więc jak sokńczyliśmy to zrobiło się już na tyle późno, że poszliśmy spać. No a następnego dnia rano (czyli dzisiaj), po śniadaniu ruszyłem już w drogę powrotną do Warszawy.

Poleski Park Narodowy - niedziela