sobota, 25 lipca 2015

Eurotrip - dzień 18

Jesteśmy już w domu. Dzisiejsza podróż minęła nam bardzo spokojnie.

Z campingu mieliśmy wyjechać koło 8 rano. Jednak wyjechaliśmy dużo wcześniej, bo już przed 6 rano. Gdy zasypialiśmy nad campingiem przeszła burza i dość długo w nocy padał deszcz. Gdy zaczęło świtać obudziłem się i zobaczyłem, że niebo zasnute jest nieprzyjemnymi chmurami. Obudziłem więc M. i szybko zwinęliśmy nie do końca jeszcze suchy namiot i pojechaliśmy. Okazało się, że szybko zrobiła się ładna pogoda i aż do samej Polski jechaliśmy w słońcu. Dopiero w okolicach Wrocławia zaczęło się chmurzyć i raz po raz na horyzoncie zaczęły pojawiać się złowieszcze burzowe chmury, w kierunku których jechaliśmy i w które musieliśmy kilka razy wjeżdżać. W zajeździe w Polichnie zjedliśmy obiad. Był to nasz ostatni postój przed dojazdem do domu. Kilkadziesiąt kilometrów przed Warszawą wjechaliśmy w burzę z błyskawicami i rozpadało się na dobre. Deszcz towarzyszył nam już do końca podróży. Na szczęście nie był on na tyle silny, żeby nam jakoś bardzo przeszkadzać w jeździe, tym bardziej, że do samego końca jechaliśmy już drogą ekspresową, bo w końcu oddali odcinek S8 omijający wieczne korki w Jankach i Raszynie.

I to już koniec naszego Eurotripu. Było naprawdę super! Już nie możemy doczekać się następnych podróży.

piątek, 24 lipca 2015

Eurotrip - dzień 17

Rano okazało się, że camping jest położony nad małym jeziorkiem Douzy (od nazwy miejscowości). A ponieważ szykował się kolejny upalny dzień, to przed wyruszeniem do Luksemburga wykąpaliśmy się jeszcze w jeziorze. Na campingowych folderach zobaczyliśmy, że znajdujemy się tylko kilka kilometrów od fortu Ouvrage de La Ferté – jednej z fortyfikacji Linii Maginota. Pojechaliśmy więc na chwilę zwiedzić pozostałości bunkrów i ruszyliśmy dalej.

Okazało się, że GPS poprowadził nas do Luksemburga przez kawałeczek Belgii. Wykorzystaliśmy to na postój na parkingu przy drodze, na którym w malutkim sklepiku sprzedawali belgijskie frytki. Kupiliśmy sobie dwie duże porcje, co oczywiście okazało się ilością zbyt dużą. Ale daliśmy radę, choć nie było łatwo!

Zaraz po postoju frytkowym wjechaliśmy do Luksemburga. W jego stolicy wjechaliśmy na parking i około godzinki pozwiedzaliśmy miasto. Okazało się to w zupełności wystarczającą ilością czasu, gdyż samo miasto nie jest oszałamiające. Potem już ruszyliśmy w kierunku Polski. Gdy zaczęliśmy zastanawiać się gdzie i jak będziemy nocować, z pomocą przyszły nam drogowskazy na niemieckiej już autostradzie. Okazało się, że niedaleko za Trierem wjechaliśmy w krainę z maarami, czyli pozostałościami po dawnych wulkanach występujących na tym terenie, które prawie całkowicie zostały przykryte młodszymi osadami, a pozostała jedynie część kaldery wypełniona wodą.

Zjechaliśmy więc z autostrady do pierwszego miasteczka w którym był maar z zamiarem wykąpania się w nim. Przy prawie 30 stopniowym upale woda w Ulmener Maar okazała się być wspaniale orzeźwiająca. Ponadto okazało się, że zaraz obok, w miasteczku Ulmen znajduje się camping. I tak oto nocujemy, już po raz ostatni podczas naszej podróży, na campingu. Mamy zieloną noc i gramy w kości. A już jutro będziemy w domu. Pozostało nam około 1200 kilometrów, ale wszystko po autostradach, więc nie powinniśmy mieć problemów z dojechaniem do Warszawy wieczorem.

czwartek, 23 lipca 2015

Eurotrip - dzień 16

Drugiego dnia zdecydowaliśmy się pojechać do Paryża samochodem i zostawić go na parkingu. Mimo wysokich cen parkingów, policzyliśmy, że cenowo wyjdzie nam mniej więcej na to samo. No i tak było, bo za parking zapłaciliśmy dokładnie tyle samo, co za 2 dzienne bilety, czyli 23 €. Nie musieliśmy za to później wracać na camping po samochód, tylko od razu mogliśmy jechać dalej.

Na dzisiaj zostawiliśmy sobie część Paryża położoną na południe od Sekwany. Zaczęliśmy od kościoła Saint Germain des Prés i dalej poszliśmy w kierunku muzeum d'Orsay. Mieliśmy jeszcze zobaczyć  Ogród Luksemburski, ale… wstyd się przyznać – pomyliłem kierunki na planie i poszliśmy w drugą stronę. Spod muzeum d’Orsay przeszliśmy na chwilę na drugą stronę Sekwany pod Petit i Grand Palace, by wrócić na jej południową stronę pod Pałac Inwalidów.

Spod pałacu poszliśmy w stronę paryskiej Akademii Wojskowej, gdzie zaczynają się Pola Marsowe pod Wieżą Eiffla. Po obowiązkowej sesji zdjęciowej, ruszyliśmy pod wieżę, by stanąć w kolejce po bilety na sam jej szczyt. Po godzinnym oczekiwaniu wreszcie kupiliśmy bilety i weszliśmy do windy. Na drugim piętrze kolejne pół godziny czekania i byliśmy w drugiej windzie, która wywiozła nas na sam szczyt. Widoki z góry cudne. Zrobiliśmy rundkę wokół, „milion” zdjęć i poszliśmy do windy w dół. Spotkaliśmy w niej miłą rodzinę z Polski, z którą trochę pogadaliśmy, a gdy zjechaliśmy na dół, metrem wróciliśmy do samochodu.

Żeby wyjechać z centrum Paryża potrzebowaliśmy około 45 minut, ale to i tak chyba nieźle, bo przecież korki są tu takie, że czasem można w nich stać zdecydowanie dłużej. Obraliśmy kurs na Luksemburg i, ponieważ zrobiło się już późno, zaczęliśmy szukać noclegu. Kilka razy zjechaliśmy z autostrady, ale albo nie było nigdzie campingu, albo wszystkie miejsca noclegowe były zajęte. Jechaliśmy więc dalej z zamiarem przespania się gdzieś po drodze na autostradowym parkingu. Po drodze przez Szampanię trafiliśmy na parking z największym na świecie dzikiem oraz mieliśmy piękny zachód słońca. A gdy już nastał zmierzch wjechaliśmy w Ardeny i gdy skończyła się autostrada, nagle zobaczyliśmy znak campingu. Wjechaliśmy więc po ciemku na zamknięty już oczywiście camping (na szczęście brama była uchylona na tyle, że mogliśmy wjechać) i po ciemku rozbiliśmy namiot. Zapłacimy jutro.

Poleski Park Narodowy - niedziela