poniedziałek, 31 lipca 2017

Rumunia-Ukraina-Mołdawia - Dzień 14

I przyszedł w końcu ostatni dzień wycieczki. Co prawda do domu wrócę dopiero jutro, ale już dziś wieczorem wsiadamy w pociąg do Lwowa, do którego dojedziemy jutro rano, wsiądziemy w autokar i pojedziemy już do Polski.

Dzisiaj po późnym śniadaniu poszedłem z A. na Bazar Privoz. Spędziliśmy na nim 2 godziny chodząc pomiędzy alejkami z przeróżnymi pysznościami. Zaczęliśmy od ryb i owoców morza. Kupiliśmy sobie dużego wędzonego kalmara i zajadając go przeszliśmy na część z owocami i warzywami. Tam kupiliśmy sobie maliny i jeżyny a A. również marynowane bakłażany, mule i rapany (ślimaki). Później przyszedł czas na orzechy, rodzynki, suszone owoce i różne inne tutejsze słodkości. Kupując troszkę do Polski jednocześnie próbowaliśmy wszystkiego po trochu i się nieźle najedliśmy. Żeby odpocząć od jedzenia poszliśmy na chwilkę na część z ciuchami i pamiątkami. Oczywiście ja kupiłem magnesy, a A. wybrała sobie kubek. Na koniec tej części bazaru poszliśmy kupić sobie po kubku zimnego soku ze świeżych granatów. Był pyszny. Kolejna część bazaru – duża hala – poświęcona była przede wszystkim nabiałowi. Ilość sera i innych produktów mlecznych była ogromna. Troszkę dalej zaczęły się wędliny. I tu znów nie zabrakło degustacji. Oczywiście troszkę kupiliśmy, ale przy okazji tyle się najedliśmy, że w zasadzie nie potrzebuję już dzisiaj jeść obiadu. Wędliny domowej roboty były naprawdę przepyszne. Po drodze do ostatniej hali na bazarze minęliśmy jeszcze stoiska z miodem i woskiem, po czym weszliśmy już do kolejnej ogromnej hali z mięsem. Jak łatwo się domyślić można było tutaj kupić każdy rodzaj mięsa, które wyglądało wyśmienicie. My oczywiście nic nie kupiliśmy, bo nie mielibyśmy nawet jak tego potem zrobić.

Po powrocie z bazaru A. poszła na plażę, a ja zostałem w hotelu. Nie chciało mi się w ten upał iść na plażę pełną turystów, nie za ładną i dodatkowo bardzo głośną, bo każdy przyplażowy bar puszcza tutaj głośną muzykę, próbując zachęcić tym potencjalnych klientów. Mi nie za bardzo to odpowiada, więc zostałem w pokoju i się zdrzemnąłem.

Po południu poszliśmy z A. do Pyzatej Chaty na obiad. Po obiedzie wybraliśmy się jeszcze na chwilę do portu i wróciliśmy do hotelu. Później zostały nam już tylko 2 godziny do wyjścia na dworzec, z którego odjechaliśmy punktualnie o 21.47.

niedziela, 30 lipca 2017

Rumunia-Ukraina-Mołdawia - Dzień 13

Dzisiaj mogliśmy wyspać się trochę dłużej, bo wyjazd do Białogrodu nad Dniestrem był o godzinie 9. Rano również musieliśmy spakować wszystkie walizki do autokaru, który zaraz po wycieczce odjeżdżał do Lwowa i tam będzie na nas czekał. My natomiast drogę z Odessy do Lwowa pokonamy jutro nocnym pociągiem z kuszetkami.

Białogród Dniestrowski to najstarsze miasto Ukrainy, a także jedno z najstarszych miast Europy założone w VI wieku przed naszą erą, przez starożytnych Greków. Liczy ponad 2500 lat. Do naszych czasów miasto ponad 20 razy zmieniało nazwę. Wszystkie one tłumaczyły się jako Białe Miasto lub Biała Twierdza. Biełgorod w XV wieku był jednym z największych miast Europy, zamieszkałym przez 20 tysięcy ludzi. Naszym dzisiejszym celem była oczywiście słynna Twierdza Akermańska. Po drodze mijaliśmy liczne ukraińskie miasteczka i wsie położone nad Limanem Dniestru. Niektóre były ciche i spokojne, a niektóre, jak położona na wąskiej mierzei oddzielającej liman od morza Zatoka, tłumne i głośne. To właśnie gdzieś tutaj Adam Mickiewicz pisał:

„Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi,
Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
Omijam koralowe ostrowy burzanu.

Już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurhanu;
Patrzę w niebo, gwiazd szukam, przewodniczek łodzi;
Tam z dala błyszczy obłok - tam jutrzenka wschodzi;
To błyszczy Dniestr, to weszła lampa Akermanu.”

Gdy chodziłem do szkoły, to język polski nigdy nie był moim ulubionym przedmiotem. Nie lubiłem czytać lektur, uważałem że to strata czasu, który można wykorzystać na grę w piłkę nożną na podwórku. Jednak kiedy na jednej z lekcji omawialiśmy "Sonety Krymskie" i przeczytałem "Stepy Akermańskie", to od razu mi się spodobały. I pamiętam, że od tamtej pory zawsze chciałem poczuć się jak Adam Mickiewicz i znaleźć się kiedyś w tych miejscach. Dzisiaj wreszcie spełniłem jedne z pierwszych swoich podróżniczych marzeń, a moja noga stanęła na Twierdzy Akermańskiej. Biała Twierdza to jedna z największych twierdz, które zachowały się do naszych czasów. Przedstawia zamknięty wielokąt o powierzchni ponad 9 ha. Obwód ścian twierdzy wynosi 2,5 kilometra, a ich grubość ulega zmianom od 1,5 do 5 metrów. Wysokość ścian i wież zmienia się od 5 do 15 metrów. Od północy ściany twierdzy prawie dotykają brzegów Limanu Dniestrowskiego. Od strony lądu twierdza otoczona jest fosą, której głębokość z początku wynosiła 22 metry (obecnie jest to 13-14 metrów), a szerokość 14 metrów. Twierdzę zwiedzaliśmy ponad godzinę. Akurat trwały na niej różne imprezy rycerskie, choć podobno na terenie twierdzy w okresie letnim cały czas się coś dzieje.

Po wizycie na twierdzy przyszedł czas na kąpiel w Morzu Czarnym. Naszym celem było miasteczko Sanzhiika, które słynie z tutejszych nadmorskich klifów i ładnych piaszczystych plaż. Położone jest mniej więcej w połowie drogi między Odessą a Białogrodem. Pogoda nam dzisiaj dopisała, bo było nie za gorąco i świeciło słońce, a na niebie znajdowały się tylko niegroźne cumulusy. Niestety do pogody nie dostroiło się dzisiaj morze. Choć rzeczywiście miało piękne kolory, a plaża i klify robiły wrażenie, to jednak nasz pobyt ograniczył się jedynie do opalania się a tylko kilka osób (w tym oczywiście i ja) zdecydowało się na kąpiel. Wszystko przez to, że wzdłuż całej plaży, przy brzegu, znajdowała się szeroka na kilka metrów i gęsta warstwa zielonych glonów i wodorostów. Dodatkowo woda była naprawdę zimna (musiały się zmienić prądy morskie, bo miejscowi plażowicze mówili nam, że wczoraj woda była cieplutka). Jakby tego było mało, to po przebrnięciu przez warstwę glonów i odważeniu się na zanurzenie w zimnej wodzie przyszło nam pływać pośród dużej ilości meduz. Były one co prawda dosyć małe i niegroźne, ale mimo wszystko pływanie pośród tych stworzeń nie należy do przyjemności.

Skróciliśmy więc pobyt na plaży i udaliśmy się szybciej w kierunku autokaru. Zanim do niego wsiedliśmy to większość grupy zrobiła jeszcze zakupy w tutejszych przydomowych ogródkach, zaopatrując się w przepyszne owoce, warzywa i wino domowej roboty.

Po przyjeździe do Odessy, poszliśmy na obiad do Pyzatej Chaty. Po obiedzie wybrałem się z A., która jest tutaj kolejny raz i poznała już dobrze miasto, na spacer do miejsc, w których jeszcze nie byłem. Poszliśmy zobaczyć port z nadmorskiego bulwaru, zobaczyliśmy stadion Czornomorća Odessa i Pomnik Nieznanego Żeglarza, zawitaliśmy do nadmorskich hoteli M1 i Nemo oraz pospacerowaliśmy sobie trochę plażą. Ponieważ zrobiło się już późno, postanowiliśmy wrócić do hotelu. Troszkę pobłądziliśmy wśród tutejszych ulic, ale ostatecznie, z małą pomocą przechodniów, ale idąc cały czas w dobrym kierunku, znaleźliśmy drogę do naszego hotelu.

Poleski Park Narodowy - niedziela