W nocy nad Odessą przeszła burza, którą mogliśmy podziwiać z A. z okien naszego hotelu. Rano niebo również było zachmurzone, ale deszcz już nie padał.
Dzisiaj mieliśmy całodniową wycieczkę do Wilkowa, miasta położonego w delcie Dunaju. Ponieważ do przejechania mieliśmy ponad 200 kilometrów, a drogi na Ukrainie wiadomo jakie są, to musieliśmy wyjechać z hotelu już o 6 rano. Na miejsce dojechaliśmy po 9. Ciekawostką jest fakt, że najkrótsza droga prowadzi przez 10 kilometrów po terytorium Mołdawii, tzw. „green corridorem”, czyli zielonym korytarzem. Nie musieliśmy więc na granicy pokazywać paszportów, ani nie byliśmy kontrolowani. Straż graniczna spisywała tylko numery rejestracyjne i dzięki temu przejazd odbywa się tutaj płynnie.
W Wilkowie przywitała nas młoda, ładna, miła, miejscowa przewodniczka. Niewielka miejscowość skrywa się gdzieś na końcu świata. Położona jest 250 km od Odessy, tuż przy granicy z Rumunią i przyciąga niewielu gości. Głównie tych, którzy chcą zobaczyć deltę Dunaju i mieszkających tu lipowan - wyznających prawosławie staroobrzędowców o bogatej historii i ciekawym folklorze. Nasza przewodniczka najpierw opowiedziała nam trochę o historii miasta. Jego nazwa nie pochodzi jakby się mogło wydawać od wilka, ale od widelca - po rosyjsku „wiłka”. Dunaj przed ujściem do morza rozgałęzia się, tworząc formę, która miejscowym kojarzyła się właśnie z widelcem. Jest to druga pod względem wielkości europejska delta i największy transgraniczny obszar chroniony. Miasto dzieli się na część nową (sowiecką) i starą, którą zamieszkują staroobrzędowcy. To właśnie po tej drugiej części oprowadziła nas przewodniczka, pokazując jak buduje się tutaj domy i jak wygląda tutaj życie codzienne.
Po zwiedzeniu miasta przyszedł czas na rejs łodzią po Delcie Dunaju. Do Ukrainy należy tylko niewielka część delty (20%). Reszta leży na obszarze Rumunii. Płynąc po ukraińskiej jej części, cały czas widzieliśmy z łodzi terytorium Rumunii. Znając Dunaj z innych części Europy aż trudno uwierzyć, że tutaj, przy jego ujściu do Morza Czarnego, rzeka jest… czysta i można spokojnie się w niej kąpać. My nie mieliśmy niestety dzisiaj tej przyjemności, ale za to odwiedziliśmy część wioski znajdującą się na wyspie pośród rozlewisk Dunaju, na której mieszkańcy Wilkowa żyją sobie spokojnym życiem.
Gdy dopłynęliśmy do pomostu, przywitała nas gospodyni w tradycyjnym stroju ludowym i zaprosiła do stołu na obiad złożony ze świeżo złowionych olbrzymich karpi, zupy - wywaru rybnego oraz domowego wina własnego wyrobu. Później jeszcze mogliśmy napić się herbaty podanej w pięknym samowarze i posłodzić ją miodem z tutejszej pasieki. Po posiłku i odpoczynku popłynęliśmy z powrotem na stały ląd, na którym zakończyła się nasza wycieczka i pożegnaliśmy się z panią przewodniczką.
Ale to jeszcze nie był koniec atrakcji dzisiejszego dnia. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się bowiem w oddalonym o kilkanaście kilometrów od Wilkowa nadmorskim miasteczku Prymors'ke i poszliśmy na tutejszą plażę. Dzisiejsza pogoda nie sprzyjała opalaniu. W czasie naszego rejsu po Delcie Dunaju przez kilkanaście minut padał nawet deszcz. Na szczęście nie był zbyt mocny i szybko przestał padać, choć w oddali cały czas słychać było pomrukiwanie przechodzącej gdzieś niedaleko burzy. Na plaży w Primorsku pogoda była jednak na tyle ładna, że mogliśmy przez półtorej godziny kąpać się w morzu oraz spacerować i odpoczywać na ładnej, piaszczystej plaży. Pod koniec nawet przejaśniło się na tyle, że wyszło słońce, a morze zaczęło mienić się pięknymi kolorami. My jednak musieliśmy już wracać do Odessy, bo przed nami była jeszcze długa, ponad trzygodzinna droga.
Do hotelu dojechaliśmy już po ciemku, po godzinie 21. Gdy piszę tą relację z dzisiejszego dnia nad Odessą przechodzi kolejna burza. Przed chwilą nawet w naszym hotelu i całej okolicy zabrakło na kilka minut prądu i musiałem skorzystać ze swojej czołówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz