środa, 26 lipca 2017

Rumunia-Ukraina-Mołdawia - Dzień 9

Zanim pojechaliśmy w kierunku granicy z Mołdawią zatrzymaliśmy się w Jassach przed Pałacem Kultury. Ten wyjątkowy budynek, zaprojektowany przez I. D. Berindeia w latach 1906-1925 na początku pełnił funkcję Pałacu Sprawiedliwości i Administracji, teraz natomiast mieści Muzeum Narodowe i jest największą atrakcją regionu Hospodarstwa Mołdawskiego. Przez ostatnie lata Pałac przechodził szeroko zakrojone prace restauracyjne, które obejmowały też modernizację oświetlenia fasady i instalację rozwiązań oświetleniowych LED. Obecnie jest to największy w Rumunii obiekt oświetlony w technologii LED. Obok Pałacu Kultury zobaczyliśmy również Casa Dosoftei - dom rumuńskiego kronikarza i poety.

Do granicy dojechaliśmy w ciągu godziny. Przez moment myśleliśmy, że nie wjedziemy do Mołdawii, bo celnik przyczepił się do kierowców, że brakuje im jakiegoś dokumentu. Kierowcy niewiele myśląc zadzwonili do swojej ambasady (nasi kierowcy są z Ukrainy, a autokar, którym jeździmy, jest na ukraińskich numerach). Gdy przekazali celnikowi telefon, po 30 sekundach okazało się, że wszystko jest w porządku i możemy jechać dalej.

Całe zamieszanie na granicy i przejechanie na stronę mołdawską trwało około półtorej godziny. To i tak mało, bo z niektórych relacji wiem, że można na tutejszej granicy spędzić dużo więcej czasu. Gdy już wszystkie formalności paszportowe były załatwione wymieniliśmy w kantorze pieniądze oraz zatankowaliśmy paliwo na pierwszej przygranicznej stacji. Opłacało się czekać z tankowaniem do Mołdawii – litr benzyny 95 kosztuje tu w przeliczeniu około 2,80 zł.

Jeżeli narzekałem na drogi w Rumunii, które rzeczywiście są tam dość kiepskie, to nie wiem co mam napisać o tych mołdawskich. Są jeszcze gorsze i trzeba jechać takimi, których się jest pewnym. Nawet te „duże” zaznaczone na mapie, potrafią być w dużej części drogami szutrowymi.

Głównym celem dzisiejszego dnia były winnice Cricova. W Mołdawii znajdują się dwie największe piwnice winne świata - Milestii Mici i Cricova. Choć Milestii Mici jest największa to, jeśli mamy wybierać którą zwiedzić, warto wybrać Cricovą. Jest to bowiem coś więcej niż winnica. To także fabryka szampanów i miejsce ekskluzywnych spotkań mołdawskich polityków i dyplomatów. Tutaj przyjeżdża niemal każda zagraniczna delegacja odwiedzająca Kiszyniów. Zwiedzanie trwało prawie dwie godziny. Połączone było z degustacją szampana. Niestety nasz bilet był za tani, żebyśmy mogli uczestniczyć również w degustacji innych win, dlatego musieliśmy obejść się smakiem, oglądając inne grupy podczas winnej uczty połączonej z drobnymi przekąskami.

Winnice zrobiły na mnie spore wrażenie. W ramach zwiedzania odbyliśmy przejażdżkę elektrycznym pociągiem po podziemnych korytarzach, z własnymi znakami drogowymi i nazwami ulic, na głębokość 90 metrów pod ziemią, oglądaliśmy proces wytwarzania szampana i innych win, zwiedziliśmy muzeum z licznymi, okazjonalnymi i bardzo rzadkimi rodzajami win z całego świata (niektóre butelki warte są nawet kilkadziesiąt tysięcy dolarów) oraz widzieliśmy miejsca, w których leżakują sobie spokojnie butelki z winami, które są własnością między innymi Aleksandra Łukaszenki, Władimira Putina, Angeli Merkel czy Donalda Tuska. W każdej chwili mogą oni zadzwonić do winnicy i zamówić sobie wino, które natychmiast zostanie wysłane kurierem pod wskazany adres.

Z winnic Cricova pojechaliśmy do wykutego w skale Monastyru Orheiul Vechi. Jest to kompleks historyczno-archeologiczny, położony około 60 km od Kiszyniowa, nad rzeką Reut (Răut). Leży on nad przepięknym meandrem tej rzeki. Monastyr znany jest z tego, że kilka metrów pod ziemią, w skromnej skalnej celi mieszka samotnie jeden mnich, który kultywuje dawne tradycje. Historia monastyru sięga XIII wieku, kiedy prawosławni mnisi wykopali pięć monastyrów w wapiennej skale.

Dzisiejszy nocleg mamy w stolicy Mołdawii – Kiszyniowie (Chișinău). Mimo dosyć późnej pory przyjazdu, poszliśmy jeszcze zwiedzić centrum miasta i coś zjeść. Ja tym razem, po obfotografowaniu najważniejszych miejsc w mieście, posiliłem się w McDonaldzie.

W hotelu Funky Mamaliga byliśmy około 23. Były drobne problemy z rozdziałem pokojów, bo trafiliśmy do pokojów, w którym były już obce nam osoby i nie wszyscy byli z tego powodu zadowoleni, ale ostatecznie dało się załagodzić sytuację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela