niedziela, 26 sierpnia 2018

Spływ kajakowy Krutynią - dzień 8












Padało niestety z przerwami przez całą noc. Na szczęście burza ominęła nas w bezpiecznej odległości, chociaż błyskało się mocno i grzmiało. Rano również siąpił deszcz i składaliśmy się niestety na mokro W dodatku przed samym wypłynięciem rozpadało się mocno i postanowiliśmy, że do Iznoty popłynie tylko po jednej osobie w kajaku, a pozostali pójdą pieszo.

Mimo tego, że płynęliśmy niecałe 20 minut, deszcz przemoczył nas do suchej nitki. Dobrze, że mieliśmy fartuchy i bardzo dobrze zabezpieczone kajaki, to wszystkie rzeczy wewnątrz kajaków pozostały suche. Po dopłynięciu do Iznoty pozostało nam już tylko wypakowanie bagażów i poczekanie na transport do bazy As-Tour w Krutyni.

W Krutyni szybko zapakowaliśmy się do samochodów i pojechaliśmy w kierunku Warszawy. Po drodze nie mogło oczywiście zabraknąć przystanku na McDonalda. W domu byliśmy około godziny 17.00.

sobota, 25 sierpnia 2018

Spływ kajakowy Krutynią - dzień 7












Dzisiejsze śniadanie przygotowaliśmy sobie sami. Noc była bardzo ciepła. Poranek również był przyjemny i pogodny. Wypłynęliśmy o 10. Najpierw płynęliśmy przez Uktę. Zaraz za stanicą wodną PTTK rozpoczął się rezerwat „Krutynia Dolna” – największy rezerwat na trasie spływu. Przez prawie 8 kilometrów Krutynia meandruje po łąkach i bagnach. Na tym odcinku nazywana jest często polską Amazonką.

Ponieważ było gorąco i cały czas świeciło słońce, to płynęliśmy sobie bardzo powoli z nurtem rzeki, prawie nie wiosłując. Spływ do Nowego Mostu zajął nam grubo ponad 2 godziny. W Nowym Moście, zaraz za mostem, zatrzymaliśmy się w barze na kiełbasę z grilla i hot dogi. Wykąpaliśmy się też w przyjemnie chłodnej rzece.

Ruszyliśmy dalej krótko po godzinie 14 i zaraz po wypłynięciu przywitał nas potężny grzmot. Okazało się, że zbliżała się burza. Na szczęście nie była blisko, a do Iznoty pozostało nam już niewiele kilometrów. Postanowiliśmy płynąć dalej. Przy rozwijających się szybko burzowych chmurach, ale jednak nadal w słońcu dopłynęliśmy wkrótce do płytkiego i silnie zarośniętego Jeziora Gardyńskiego, by wkrótce wpłynąć na jezioro Malinówko i zaraz potem na wąskie i długie jezioro Jerzewko, na którego końcu znaleźliśmy miejsce do rozstawienia namiotów. Jak się potem okazało, było to nieczynne obecnie, dawne pole namiotowe. Gospodyni tego pola, mieszkająca nieopodal w gospodarstwie, pozwoliła nam jednak za drobną opłatą pozostać na noc, ze względu na zbliżającą się coraz bardziej burzę.

Gdy tylko skończyliśmy rozstawiać namioty rozpadało się. Schowaliśmy się do namiotów i przeczekaliśmy deszcz. Na szczęście nie padał zbyt długo. Gdy już się w miarę rozpogodziło udaliśmy się piechotą do mostu w Iznocie, czyli do miejsca, gdzie jutro będziemy kończyć nasz spływ. Z naszego pola to tylko około jednego kilometra.

W barze nad rzeką zjedliśmy posiłek, posiedzieliśmy troszkę i wróciliśmy do naszych namiotów. Młodzież oglądała sobie w namiocie filmy, a ja oglądałem jak miejscowi wędkarze łowią ryby. Niestety gdy się ściemniło, to znów się rozpadało.

Poleski Park Narodowy - niedziela