piątek, 24 sierpnia 2018

Spływ kajakowy Krutynią - dzień 6












Kolejny dzień pięknej pogody, choć noc była bardzo zimna – tylko kilka stopni powyżej zera. Przed startem poszliśmy na chwilę do bazy As-Tour, zostawić trochę niepotrzebnych już nam rzeczy w moim samochodzie. Dzisiaj wypłynęliśmy przed 11. Ponieważ jesteśmy w samym sercu spływów Krutynią, to dziś na całej drodze było bardzo tłoczno. Po drodze minęliśmy (albo nas mijały) na pewno ponad 100 kajaków i innych jednostek pływających po rzece.

Pierwszym przystanek zrobiliśmy sobie przy ostatniej przenosce kajaków, przy dawnym młynie wodnym w Zielonym Lasku. Ponieważ była to najdłuższa przenoska na trasie, to zafundowaliśmy sobie przewóz wózkami. A już po drugiej stronie młyna zakupiliśmy sobie na śniadanie świeże ciasto i pyszne rogaliki z marmoladą i czekoladą.

Po przenosce płynęliśmy dalej meandrującą rzeką, podziwiając ponownie roślinność wodną, ptactwo i przepiękną okolicę. Następnym przystankiem był bar „Port Rosocha” we wsi Rosocha. Zjedliśmy sobie kolejny posiłek (ja zjadłem pyszne placki ziemniaczane), wykąpaliśmy się w rzece i popłynęliśmy dalej. Rzeka nadal meandrowała, leniwie płynąc pośród rozlewisk. Kolejne oznaki cywilizacji czekały na nas we wsi Wojnowo. Z daleka widać było górującą nad wsią cerkiew i klasztor starowierców położony nad jeziorem Duś, do którego prowadzi krótka odnoga – Dusianka. My jednak popłynęliśmy dalej. Aż do nowego mostu położonego na końcu wsi, a oddanego do użytku w 2017 roku, płynęliśmy pośród zabudowań i prywatnych pomostów położonych nad rzeką.

Z Wojnowa do celu dzisiejszej podróży, czyli miejscowości Ukta, pozostało nam stąd już tylko nieco ponad 2 kilometry. Płynąc sobie leniwie, po nieco prostszej już tutaj Krutyni, w końcu dopłynęliśmy do Ukty, gdzie zatrzymaliśmy się na lewym brzegu rzeki, na polu namiotowym, na którym w 2006 roku nocowaliśmy na spływie, z jedną z moich poprzednich gimnazjalnych klas. Z tamtego noclegu pamiętam dobrze bociana, który nie chciał nas wpuścić na pole. Właściciele powiedzieli mi, że bocian był u nich później jeszcze tylko przez 2 lata, a potem słuch po nim zaginął.

Po rozpakowaniu się i rozbiciu namiotów poszliśmy do wsi na obiadokolację, do jedynej tutejszej restauracji. Potem wróciliśmy na pole i przy promieniach zachodzącego słońca oraz prawie pełnym księżycu podziwialiśmy uroki rzeki Krutyni. Młodzież integrowała się później sama na polu obok. Niestety jutro pogoda ma się popsuć. Nie ma co prawda jeszcze padać w ciągu dnia, ale na Mazurach nigdy nic nie wiadomo, więc musimy być przygotowani na wszystko!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela