sobota, 30 kwietnia 2022

Majówka w Budapeszcie - dzień 2 - Zwiedzanie Budapesztu (część 1)










Po kilku godzinach snu, o 9 rano siedzieliśmy już na śniadaniu. Było całkiem dobre. Po śniadaniu dostaliśmy już dodatkowy pokój. Chwilę po 10 wyszliśmy już z hotelu, bo na 11 mieliśmy wykupione bilety na zwiedzanie Parlamentu. Ponieważ stacja metra znajduje się 3 minuty drogi od hotelu, to dojazd do centrum miasta zajmuje nam dosłownie kilkanaście minut. Pogoda nam dopisała. Słoneczko, przez cały dzień temperatura około 20 stopni. Przed przepięknym budynkiem Parlamentu byliśmy kilkanaście minut przed czasem, więc mieliśmy jeszcze chwilkę na zakupy w sklepiku z pamiątkami.

Parlament w Budapeszcie to bez wątpienia największa wizytówka miasta. Sztandarowa atrakcja, która zdobi pocztówki, breloczki, kalendarze i foldery reklamowe. Obowiązkowy punkt na mapie węgierskiej stolicy, który musi zobaczyć każdy, kto spędza weekend w Budapeszcie. Decyzję o budowie tego wspaniałego budynku podjęto po połączeniu Budy i Pesztu. Miał on być imponujący i wzbudzać zachwyt. Budowano go z rozmachem. A efektem tego jest fakt, iż jest to drugi, po Pałacu Parlamentu w Bukareszcie, największy gmach parlamentu w Europie i zarazem największy budynek na Węgrzech. Jego powierzchnia liczy aż 18 000 metrów kwadratowych, a wszystkie obiekty w jego okolicy nie mogą być wyższe od jego 96 metrowej kopuły (wyjątek stanowi jedynie Bazylika św. Stefana, która ma taką samą wysokość). W gmachu miały początkowo urzędować dwie Izby: Izba Niższa i Izba Wyższa. Parlament w Budapeszcie można zwiedzać od środka. Wejście dla zwiedzających znajduje się po północnej stronie budynku i wiedzie przez Visitor Center. Wizyta z przewodnikiem obejmuje zwiedzanie pięknie zdobionych sal parlamentu z licznymi malowidłami na suficie i pozłacanymi kolumnami i trwa niecałą godzinę.

Po wizycie w Parlamencie udaliśmy się brzegiem Dunaju pod pomnik poświęcony ofiarom holokaustu. Zwany jest on „Butami na brzegu Dunaju” i ma bardzo nietypową formę. Składa się na niego 60 par butów stojących nad brzegiem rzeki. Obuwie upamiętnia ludzi, którzy zostali tutaj rozstrzelani, a ich ciała utopiono w Dunaju. Miejsce to skłania do zadumy i przypomina mieszkańcom oraz turystom o dramatycznych wydarzeniach, jakie miały tu miejsce podczas II Wojny Światowej, kiedy Dunaj nazywany był Czerwonym Dunajem. Do niezwykle dramatycznych wydarzeń doszło tu w grudniu 1944 i styczniu 1945 roku. Przez kilkanaście dni Strzałokrzyżowcy wyciągali Żydów z getta, prowadzili na brzeg Dunaju, ustawiali twarzą w stronę wody i rozstrzeliwali. Całymi tysiącami. Zbrodniarze przed egzekucją kazali wszystkim ściągać buty. Ciała zamordowanych wpadały do Dunaju, buty zostawały na brzegu. Szacuje się, że podczas egzekucji na brzegach Dunaju zamordowano nawet do 20 tysięcy osób. Ostatnio głośno o pomniku było w czasie trwającej wojny na Ukrainie, kiedy to prezydent Ukrainy Wołodymir Zełenski, niezadowolony postawą Węgier i samego Orbana, wspomniał mu tak: „Odwiedziłem wasze nabrzeże. Zobaczyłem ten pomnik... Buty na brzegu Dunaju, przypominające o masowych mordach. Słuchaj, Viktor, czy ty wiesz, co dzieje się w Mariupolu?”.

Kolejnym punktem naszej wycieczki był słynny Most Łańcuchowy. Most Łańcuchowy czyli Most Széchenyiego jest najstarszym mostem Budapesztu. Wzorowany był na moście w Marlow w Anglii, a podczas przygotowań do jego budowy po raz pierwszy w historii Węgier użyto kapsuły do zbadania dna Dunaju. Był też pierwszym mostem kamiennym na Dunaju w granicach ówczesnych Węgier. Budowę mostu rozpoczęto w 1839 roku. Most został zaprojektowany przez angielskiego inżyniera Williama Tierneya Clarka, z inicjatywy hrabiego Istvána Széchenyiego – węgierskiego arystokraty, polityka i przedsiębiorcy. Nad jego budową czuwał szkocki inżynier Adam Clark. Budowa mostu przypadła na niespokojne czasy. W 1848 roku wybuchła Wiosna Ludów. Most znalazł się w niebezpieczeństwie. Szkocki inżynier Clark bronił go jednak jak lew. Najpierw uchronił zagranicznych budowniczych mostu przed ludem Budapesztu, który wyległ na barykady. Później pomógł przerzucić przez most wojska węgierskich powstańców. Gdy w 1849 roku do miasta wtargnęły austriackie oddziały cesarza, ocalił konstrukcję przed wysadzeniem. Jeszcze tego samego roku musiał ratować most ponownie. Tym razem przed węgierskimi powstańcami, którzy również chcieli go wysadzić. Ostatecznie most został oddany do użytku w 1849 roku. W czasie II wojny światowej most został zniszczony. 18 stycznia 1945 roku wysadzili go Niemcy. Ocalały tylko mostowe wieże. Most Łańcuchowy został odbudowany i ponownie otwarty w 1949 roku. Ma 380 metrów długości (najdłuższe przęsło: 203 metry) i 14,8 metrów szerokości. Żelazne łańcuchy, na których wisi pomost, są utrzymywane przez dwa 48-metrowe filary rzeczne w stylu klasycystycznym. Na obu krańcach mostu czuwają wielkie lwy, które wykonał artysta rzeźbiarz János Marschalkó. Dziś obok budynku Parlamentu jest jedną z najpopularniejszy atrakcji Budapesztu. Niestety do 2023 roku most jest w remoncie i jest niedostępny do zwiedzania więc musieliśmy się zadowolić jedynie widokiem zasłoniętego przez rusztowania i obudowanego zabezpieczeniami mostu – naprawdę niewiele było widać.

Spod mostu udaliśmy się w kierunku Bazyliki św. Stefana. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w kawiarni na kawę i lody. Później, gdy staliśmy w kolejce po bilety do bazyliki byliśmy świadkami przemarszu dużego protestu przeciwko wojnie na Ukrainie. Na pewno ponad tysiąc osób, trzymających w dłoniach ukraińskie flagi i hasła przeciw wojnie, Rosji i Putinowi, przemaszerowało na plac przed bazyliką i udało się dalej w kierunku centrum miasta.

Bazylika św. Stefana to monumentalna budowla wzniesiona ku czci króla Węgier, największy kościół w kraju i trzecia pod względem wysokości węgierska budowla! W swoich wnętrzach może pomieścić aż 8500 wiernych. Tu też przechowywany jest jeden z największych skarbów Węgier. W bogato zdobionym relikwiarzu trzymana jest zmumifikowana dłoń pierwszego króla Węgier Stefana I. Na uwagę zasługuje także przepiękna mozaika Boga Ojca zdobiąca kopułę od wewnątrz oraz ważący 9 ton dzwon – największy w kraju. Z antresoli kopuły rozpościera się bardzo ładny widok na miasto.

Spod bazyliki przeszliśmy dalej w kierunku placu Vörösmarty tér. Po drodze przeszliśmy przez ścisłe centrum dzisiejszego miasta, z zielonym parko-skwerem Ersebet Ter i znajdującym się w nim diabelskim młynem. Vörösmarty tér to faktyczne serce miasta (Peszt nie ma rynku). Wokół placu panuje fantastyczny klimat secesji i XIX-wiecznego salonu miasta, które żyje do późnych godzin nocnych. Na środku placu znajduje się zejście do najstarszej budapesztańskiej stacji metra. Tu zaczyna się żółta linia podziemnej kolejki, wybudowanej w 1896 roku. To najstarsze po Londynie metro w Europie, wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO! Żeliwne barierki, kafle na ścianach, stylizowane latarnie, bardzo stare wagoniki. Przejażdżka obowiązkowa, ale my zrobimy to dopiero pojutrze. Następnie udaliśmy się słynnym deptakiem Vatci utca wkierunku Mostu Elżbiety.

Most Elżbiety powstał w latach 1897-1903. Został nazwany na cześć cesarzowej Elżbiety, słynnej Sisi, żony Franciszka Józefa I. Jako most łańcuchowy, w stylu eklektycznym, zaprojektowali go Auréla Czekelius i Antala Kherndl. Most został oddany do użytku 10 października 1903 roku. W momencie zakończenia budowy był mostem o największej rozpiętości przęsła na świecie – 290 metrów. Pozycję tę utrzymał przez 23 lata, aż do roku 1926. W 1914 roku na moście pojawił się tramwaj. 18 stycznia 1945 roku most wysadzili Niemcy wycofujący się z Budapesztu. Most Elżbiety był jedynym mostem w stolicy Węgier, który nie został odbudowany po zniszczeniach wojennych. Zamiast niego powstał całkowicie nowy most. Jego budowa trwała od 1960 do 1964 roku. Autorem nowego mostu wiszącego był Pál Sávoly. Most ma 380 metrów długości (najdłuższe przęsło: 290 metrów) i 27,1 metrów szerokości.

Po przejściu mostu udaliśmy się w kierunku Wzgórza Zamkowego. Jest to kolejna atrakcja, którą trzeba obowiązkowo zobaczyć będąc w Budapeszcie. Wzgórze Zamkowe, wraz z Zamkiem Królewskim, również wpisane jest na listę UNESCO. Zachwyca eleganckimi rezydencjami, basztami, fontannami oraz ogromnym kompleksem pałacowym królującym nad całym miastem. Zamek Buda prawdopodobnie został wzniesiony około XIV wieku. Przez lata był rozbudowywany. W czasie II Wojny Światowej uległ prawie całkowitemu zniszczeniu, a jego rekonstrukcję zakończono dopiero w 1976 roku. Dziś w jego wnętrzach mieszczą się instytucje publiczne i muzealne, a na szczególną uwagę zasługuje Muzeum Historii Budapesztu. Dziedziniec Zamku Królewskiego w Budapeszcie udostępniony jest do zwiedzania za darmo. Wstęp do muzeów jest dodatkowo płatny.

Istnieje wiele możliwości dotarcia na wzgórze. Pierwsza z nich, z której my dzisiaj skorzystaliśmy, to wjechanie zabytkową kolejką zębatą Siklo, która łączy Stare Miasto ze Wzgórzem Zamkowym. Sama podróż kolejką trwa bardzo krótko, jednak trzeba poświęcić trochę czasu aby kupić bilety oraz dostać się do niej. Innym sposobem jest po prostu spacer po lekkim wzniesieniu, lub schodami (ta forma wejścia nikogo nie powinna zmęczyć). Trzeci sposób jest idealny dla osób mających problemy z poruszaniem się. Idąc na lewo od zabytkowej kolejki idziemy kawałek pod górkę. Następnie po prawej stronie mamy do dyspozycji windę, która wjeżdża na sam szczyt.

Będąc już na szczycie zaczynamy zwiedzać kompleks budynków pałacowych. Nie trzeba wchodzić do środka, wystarczy niesamowity widok zarówno pięknego pałacu jak i otaczającej go architektury. Po drugiej stronie zamku znajduje się widowiskowa Fontanna Macieja przedstawiająca sceny z polowań. Ze wzgórza zamkowego rozciąga się także świetny widok na Budapeszt.

Idąc dalej na północ od Zamku Królewskiego doszliśmy do Placu świętej Trójcy. W okolicy placu znajdują się dobre węgierskie restauracje, jednak nie są one zbyt tanie. Ale kto bogatemu zabroni? Usiedliśmy w jednej z nich i zamówiliśmy sobie pyszny obiad. Po posiłku ruszyliśmy dalej dochądząc do pięknego Kościóła Macieja oraz otaczających go murów z Basztą Rybacką.

Kościół Macieja, to świątynia w której odbywały się królewskie koronacje. Nie żadnego tam świętego, bo nazwę świątyni nadano na cześć króla Macieja Korwina. Ta urokliwa budowla, niegdyś w pełni gotycka, przez lata przeszła wiele przemian. Burzliwe dzieje miasta sprawiły, że w XIV wieku Turcy urządzili w nim meczet. Później świątynię dotknął pożar, który strawił większość ścian nośnych i kluczowych elementów. To, co obserwujemy dziś, to niemal w całości rekonstrukcja. Ale jakże udana – kościół po odbudowie przybrał neogotycką formę.

Baszta Rybacka to budowla imitująca mury zamkowe na budańskim wzgórzu zamkowym, nieposiadająca jednak znaczenia militarnego. Wykonana została z jasnego kamienia i posiada siedem wież. Część murów jest dostępna bez ograniczeń, a część po wniesieniu opłaty. Warto wejść na mury i zobaczyć widok na całe miasto, mimo że przyjemnośc ta kosztuje 500 HUF. Z murów rozciąga się doskonały widok na Dunaj, Wyspę Małgorzaty oraz Górę Gellerta. Przy murach znajduje się również konny posąg świętego Stefana autorstwa Alajosa Stróbla. Baszta Rybacka powstała w ramach obchodów milenijnych w Budapeszcie według planów Frigyesa Schuleka w stylu eklektycznym łączącym elementy neoromańskie i neogotyckie. Budowa trwała od 1895 do 1902 roku. Nazwa baszty nawiązuje do średniowiecznego cechu rybaków, którzy byli wówczas odpowiedzialni za obronę tego fragmentu istniejących wtedy murów zamkowych. Z kolei siedem wież znajdujących się wzdłuż murów symbolizuje siedem węgierskich plemion, które zasiedliły Kotlinę Karpacką w IX wieku.

Spod Baszty Rybackiej udaliśmy się schodami w dół, w kierunku Placu Bathyany. Znajduje się on dokładnie naprzeciwko imponującego budynku Parlamentu. Po południu słońce bardzo dobrze go oświetla, więc mogliśmy zrobić sobie fajne zdjęcia. Na samym placu znajdują się dwie ciekawe świątynie – Szent Anna i Szent Ferenc, z dominującymi nad okolicą wieżami. Pod numerem 4 znajduje się zabytkowa kamienica, gdzie dawniej mieściła się główna gospoda i hotel Budy i gdzie imprezował sam Giacommo Casanova.

Plac był ostatnim punktem dzisiejszego zwiedzania. Tutaj weszliśmy już na stację metra i udaliśmy się do naszego hotelu. Wieczorem znów posiedzieliśmy sobie wspólnie w jednym pokoju. Jutro zwiedzamy Zakole Dunaju. 

Poleski Park Narodowy - niedziela