W dzień Sighișoara nie wygląda tak uroczo jak nocą, ale za to sklepy są otwarte no i można porobić wyraźniejsze zdjęcia. Oprócz tego co zobaczyliśmy wczoraj, dzisiaj byliśmy dodatkowo w najwyższym punkcie miasta, czyli na wzgórzu z Kościołem Ewangelicznym i cmentarzem. Obeszliśmy też prawie całą miejską cytadelę dookoła oglądając wszystkie wieże obronne i bramy wjazdowe, a po wybiciu godziny 10 weszliśmy na wysoką na 64 metry Wieżę Zegarową, wzniesioną w 1556 roku. Jest to najbardziej charakterystyczna budowla w zabytkowym centrum, wpisanym oczywiście na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Na wieży obejrzeliśmy znajdujące się tu Muzeum Historyczne i oczywiście podziwialiśmy widoki na miasto z tarasu widokowego.
Drugim dzisiaj odwiedzanym przez nas obiektem był warowny kościół w miejscowości Prejmer. Wraz z sześcioma innymi podobnymi wsiami siedmiogrodzkimi również znajduje się od 1999 roku na liście światowego dziedzictwa UNESCO.
Do Hotelu Decebal w Braszowie (Brașov), gdzie dzisiaj będziemy spać, dojechaliśmy już około godziny 14. Rozlokowaliśmy się w pokojach i o 15 ruszyliśmy zwiedzać miasto. Nasz hostel oddalony jest od zabytkowego centrum miasto o dobre pół godziny marszu. W 38 stopniowym upale, jaki dzisiaj był w mieście, nie było łatwo iść, ale daliśmy radę. W nagrodę czekało na nas przepiękne stare miasto z licznymi zabytkami. Braszów jest ósmym co do wielkości miastem w Rumunii. Został założony w 1211 roku przez Krzyżaków. W średniowieczu był centrum wymiany handlowej między Półwyspem Bałkańskim a Mołdawią i Wołoszczyzną. Zobaczyliśmy najważniejsze zabytki w mieście: rozległe Stare Miasto reprezentujące różne style architektoniczne; Ratusz, którego początki sięgają 1410 roku; Czarny Kościół; Cerkiew św. Mikołaja.
Pośrodku miasta, niemal pionowo od Starego Miasta, wznosi się na 400 metrów od poziomu miasta, góra o nazwie Tâmpa (960 m n.p.m.). Jest nierozerwalnie związana z miastem, które wręcz otacza ją całą. Na szczycie, od strony zabytkowego centrum, ustawiony jest wielki napis Brașov, stylizowany na słynny napis Hollywood w Los Angeles. 10 minut pieszo od niego znajduje się górna stacja kolejki linowej, z której oczywiście dzisiaj skorzystaliśmy. Widoki z góry są naprawdę piękne.
Po zjechaniu na dół poszedłem z A. do jednej z wielu tutejszych knajpek na tradycyjne flaki. Tym razem nie jedliśmy nic więcej, więc będę miał wreszcie możliwość zjedzenia mojej zupki chińskiej, która czeka już na mnie trzeci dzień. Do hotelu dotarliśmy o godzinie 20.
Wieczór spędziliśmy na… budowanym obok naszego pokoju hotelu. Na prowizoryczny taras wyszliśmy sobie przez okno i w przyjemnym chłodzie piliśmy wino i piwo, jedliśmy kupionego arbuza i rozmawialiśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz