Pobudka o 7.30. O 8 rano już zbiórka i wyjście na zwiedzanie miasta. Do lwowskiej starówki dojechaliśmy tramwajem. Przewodniczka oprowadziła nas i opowiedziała o najważniejszych zabytkach lwowskiej Starówki. Widzieliśmy między innymi: Ratusz, przepiękną Starówkę, Bazylikę Metropolitalną p.w. Wniebowzięcia NMP, Kaplicę Boimów, Kościół św. Piotra i Pawła, Katedrę ormiańską, Cerkiew Przemienienia Pańskiego, Arsenał, Kościół Bernardynów i wiele innych lwowskich zabytków.
Po zwiedzeniu Starego Miasta wsiedliśmy w jedną z tutejszych marszrutek i pojechaliśmy w kierunku Cmentarza Łyczakowskiego - najstarszej zabytkowej nekropolii Lwowa, założonej w roku 1786. Cmentarz ma powierzchnię większą niż Watykan, więc nie mieliśmy czasu odwiedzić wszystkich ciekawych miejsc. Poszliśmy jedynie do tych najważniejszych. I tak byliśmy między innymi przy grobach: Marii Konopnickiej, Gabrieli Zapolskiej, Juliana Konstantyna Ordona oficera wojska polskiego opisanego przez Adama Mickiewicza w wierszu „Reduta Ordona”, Stefana Banacha, Karola Szajnochy, malarza Artura Grottgera. Następnie przeszliśmy obok grobów najważniejszych Ukraińców. Na koniec zobaczyliśmy także słynny Cmentarz Orląt Lwowskich oraz najnowszą część cmentarza, poświęconą pamięci najnowszych bohaterom walk o wolność Ukrainy – żołnierzom, którzy polegli na froncie trwającej obecnie wojny z Rosją.
Około godziny 15 wyruszyliśmy autokarem na miejsce dzisiejszego noclegu pod granicą z Rumunią, czyli do miejscowości Czerniowce. Do przejechania mieliśmy prawie 300 km. Po drodze, gdy wyjeżdżaliśmy już ze Lwowa, widzieliśmy jeszcze stadion „Arena Lwów”, na którym odbywały się mecze podczas Euro 2012. Później moja nowa koleżanka A. poczęstowała mnie winem kupionym dzisiaj we Lwowie (A. nie zwiedzała Lwowa z całą grupą, bo była tutaj już kolejny raz i wybrała samodzielny spacer po mieście). A po winku podróż mijała weselej…
W połowie drogi zatrzymaliśmy się w supermarkecie, w miejscowości Iwano-Frankiwsk i zrobiliśmy zakupy. Droga do Czerniowców bardzo nam się dłużyła. Nie ma tutaj autostrad ani dróg ekspresowych, więc musieliśmy cierpliwie znosić dość wolną jazdę autokaru.
W końcu jednak, około godziny 21, dotarliśmy do Czerniowców. Miasto praktycznie od zawsze leżało na pograniczu, stąd widać tu wpływy: Austriackie, Rumuńskie, Polskie, Radzieckie i Ukraińskie. Samo miasto jest dziedzictwem i wypadkową krzyżowania się wielu kultur i narodowości: Ukraińców, Żydów, Polaków, Rumunów i Mołdawian. Najpierw podjechaliśmy pod Uniwersytet Narodowy im. Jurija Fedkowycza, który czasem nazywany jest też kolorowym uniwersytetem, od kolorowego dachu. My jednak tego już nie mogliśmy zobaczyć, gdyż zapadający zmrok skutecznie nam to uniemożliwił. Uniwersytet jest jednak bardzo ładny i nie dziwi fakt, że UNESCO wpisało go na listę światowego dziedzictwa.
Spod uniwersytetu pojechaliśmy do centrum, gdzie przespacerowaliśmy się przepięknym deptakiem - Kobylyans'koi Street, na którym mimo późnej pory było mnóstwo ludzi. Doszliśmy aż pod sam Ratusz z 1887 roku, by zawrócić i udać się z powrotem do autokaru, a następnie na kolejny nocleg w hotelu „Koral”, we wschodniej części miasta.
A jutro rano przekraczamy już granicę i wjeżdżać będziemy do Rumunii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz