niedziela, 21 lutego 2021

Przezmark i Elbląg










Żeby choć troszkę nie myśleć o tym co się stało zabrałem mamę w piątek do Przemarku. Mama zostanie u Asi przez następny tydzień. Ja natomiast wróciłem już dzisiaj do domu, bo jutro trzeba iść do pracy.


W piątek, gdy jechaliśmy do Asi była paskudna pogoda. Prawie całą drogę padał marznący deszcz. O ile na ekspresówce tego specjalnie nie odczuwałem, to przejechanie ostanich 20 km po lokalnej drodze było koszmarem. Zajęło to nam godzinę, bo na drodze był po prostu lód. I to nie miejscami, tylko przez cały czas. Trzeba było jechać maksymalnie 20-30 km/h, a momentami (szczególnie przy wymijaniu się z ciężarówkami) nawet prawie zatrzymywać się. Na szczęscie dojechaliśmy bezpiecznie.


A w sobotę po śniadaniu pojechaliśmy sobie do Elbląga. Najpierw zatrzymaliśmy się na chwilę w Raczkach Elbląskich, przy najniżej położonym punkcie w Polsce (1,8 m p.p.m.). Po zrobieniu zdjęć pojechaliśmy do centrum. Tutaj zrobiliśmy sobie krótki spacer po Rynku Staromiejskim - od Bramy Targowej do Katedry a następnie wzdłuż rzeki Elbląg od Mostu Wysokiego do Mostu Niskiego.

Wracając zatrzymaliśmy się jeszcze na zakupy w DINO. Po powrocie zjedliśmy obiad, trochę pogadaliśmy i rozegraliśmy dwie partyjki kierek. W niedzielę rano przywitała nas piękna, słoneczna pogoda. Na dworze było bardzo ciepło. WIdać było, jak lód na jeziorze się roztapia, choć nadal znajdowali się na nim amatorzy wędkarstwa podlodowego. Po późnym śniadaniu jeszcze trochę posiedzieliśmy razem w domu i około godziny 13 ruszyłem w drogę do Warszawy, tak żeby w domu być jeszcze zanim zrobi się ciemno. Droga powrotna była o wiele przyjemniejsza, bo przez cały czas towarzyszyła mi piękna pogoda.

czwartek, 18 lutego 2021

Łezka

Kiedy Cię przywieźliśmy do Warszawy po raz pierwszy byłaś taka nieporadna i zagubiona. Bałaś się szumu drzew, cienia latarni, nie wiedziałaś co Cię tutaj z nami czeka. Szybko poznałaś i zaakceptowałaś życie w mieście. Lubiłaś codzienne spacery na górki, a z czasem także i te dłuższe wypady poza nasz Żoliborz i nasze miasto. A latem oczywiście ukochany Babant i długie wędrówki po lesie i okolicznych wioskach, zabawy z psimi przyjaciółmi, codzienne wieczorne spacery, kąpiele w jeziorze, odpoczynek na pomoście, ogniska z kiełbaskami – to było życie! Mało kto ma lepsze. Ale Ty chciałaś wiedzieć i widzieć więcej. Uwielbiałaś przecież jeździć z nami samochodem. Usadzałaś się wygodnie z tyłu i ciekawa świata wyglądałaś przez otwarte okno łapiąc nosem każdy nowy zapach. Zwiedziłaś z nami spory kawał świata: od Finlandii, przez Litwę, Łotwę i Estonię, przez Czechy, Słowację, Austrię, Szwajcarię i Włochy, aż po Lazurowe Wybrzeże, gdzie byłaś przecież kilka razy. Zwiedzałaś góry i morza, niziny i wyżyny, doliny i kotliny. Przemierzałaś dziarsko najtrudniejsze górskie szlaki, jak choćby wtedy, gdy prawie spadłaś w przepaść w Adrszpaskich Skałach wspinając się po pionowej metalowej drabince - jak to dobrze, że smycz trzymała Cię wtedy mocno! A te wszystkie gonitwy za piłką do utraty sił na działce w Kampinosie… te kąpiele w morskich falach Bałtyku i Morza Śródziemnego, mazurskie spływy kajakiem, czy wreszcie dziesiątki innych pojedynczych wypraw w różne ciekawe i nowe miejsca. Byłaś zawsze przy nas. Nie opuszczałaś nas na krok. Pilnowałaś, żeby zawsze wszystko było w porządku. I było! My przecież także czuliśmy się przy Tobie bardzo bezpieczni.

Lata mijały, a my byliśmy ciągle razem. Wydawało się, że nic nigdy nie jest w stanie tego zmącić.

Wydawało się… 

Zachorowałaś. Badania wykazały, że niedobrze jest z Twoimi nerkami, serduszko też nie pracowało tak jak trzeba. Twój oddech stał się niepokojąco szybki, tylne nogi powoli odmawiały posłuszeństwa. Już nie biegałaś tak szybko jak kiedyś, choć cały czas chciałaś żeby Ci rzucać patyczki. Trzeba było zacząć Cię leczyć. Niestety nie zareagowałaś na leki zbyt dobrze. Co prawda oddech wrócił do normy, ogólne wyniki nie były aż takie złe, ale co i rusz pojawiały się nowe problemy. Walczyliśmy razem, kazałem Ci się nie poddawać, a Ty mnie słuchałaś. W ostatnich dniach nawet zaczęłaś całkiem nieźle chodzić, ale w końcu poddałaś się. Przestałaś jeść, a w końcu także i chodzić. Po dwóch tygodniach ciągłego siedzenia w klinice nie miałaś już siły i nie chciałaś tam być. Musiałem cię nosić na rękach do samochodu. Byłaś coraz słabsza ale Twoje oczęta cały czas czujnie śledziły każdy mój ruch. Starałem się być przy Tobie jak najwięcej, przy każdym Twoim poruszeniu się i westchnieniu. Chciałem żebyś cały czas czuła, że kocham Cię całym sercem niezależnie od tego jak się czujesz i w jakim jesteś stanie. Oboje wiedzieliśmy, że nieuchronnie zbliża się najgorsze. Bardzo bałem się, że będę musiał podjąć tę okropną decyzję i bardzo nie chciałem tego robić, ale nie chciałem żebyś cierpiała. A Ty znów przyszłaś nam z pomocą. Wiedziałaś, czułaś i po prostu… zasnęłaś. Odeszłaś za Tęczowy Most najpiękniej jak tylko można – w swoim domu, w swoim łóżku, przy swoich najukochańszych osobach. Tak bardzo spokojnie, tak pięknie jak i piękne było całe Twoje życie.

Jak bardzo się cieszę, że spotkaliśmy się na swojej drodze, jak bardzo się cieszę, że daliśmy sobie tyle radości i jak bardzo się cieszę, że każdego dnia przytulałem Cię i kochałem tak mocno, jakby to miał być nasz ostatni wspólny dzień. Dzięki temu wiem, że nie straciłem ani sekundy, że wykorzystałem w 100% czas, jaki mieliśmy dla siebie, że dałem Ci wszystko co tylko mogłem – całego siebie. Z wzajemnością…










Do zobaczenia kochana! Śpij spokojnie!

Puszcza Kozienicka i Kozienice