Żeby choć troszkę nie myśleć o tym co się stało zabrałem mamę w piątek do Przemarku. Mama zostanie u Asi przez następny tydzień. Ja natomiast wróciłem już dzisiaj do domu, bo jutro trzeba iść do pracy.
W piątek, gdy jechaliśmy do Asi była paskudna pogoda. Prawie całą drogę padał marznący deszcz. O ile na ekspresówce tego specjalnie nie odczuwałem, to przejechanie ostanich 20 km po lokalnej drodze było koszmarem. Zajęło to nam godzinę, bo na drodze był po prostu lód. I to nie miejscami, tylko przez cały czas. Trzeba było jechać maksymalnie 20-30 km/h, a momentami (szczególnie przy wymijaniu się z ciężarówkami) nawet prawie zatrzymywać się. Na szczęscie dojechaliśmy bezpiecznie.
A w sobotę po śniadaniu pojechaliśmy sobie do Elbląga. Najpierw zatrzymaliśmy się na chwilę w Raczkach Elbląskich, przy najniżej położonym punkcie w Polsce (1,8 m p.p.m.). Po zrobieniu zdjęć pojechaliśmy do centrum. Tutaj zrobiliśmy sobie krótki spacer po Rynku Staromiejskim - od Bramy Targowej do Katedry a następnie wzdłuż rzeki Elbląg od Mostu Wysokiego do Mostu Niskiego.
Wracając zatrzymaliśmy się jeszcze na zakupy w DINO. Po powrocie zjedliśmy obiad, trochę pogadaliśmy i rozegraliśmy dwie partyjki kierek. W niedzielę rano przywitała nas piękna, słoneczna pogoda. Na dworze było bardzo ciepło. WIdać było, jak lód na jeziorze się roztapia, choć nadal znajdowali się na nim amatorzy wędkarstwa podlodowego. Po późnym śniadaniu jeszcze trochę posiedzieliśmy razem w domu i około godziny 13 ruszyłem w drogę do Warszawy, tak żeby w domu być jeszcze zanim zrobi się ciemno. Droga powrotna była o wiele przyjemniejsza, bo przez cały czas towarzyszyła mi piękna pogoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz