Po intensywnej sobocie przyszła kolej na równie intensywną pod względem zwiedzania niedzielę. Po kolejnym pysznym śniadaniu i chwili zabawy z dronem, pożegnaliśmy już Klocówkę i naszą przemiłą gospodynię i ruszyliśmy na roztoczańskie szlaki. Dzisiaj udaliśmy się w południowe rejony Roztocza położone na styku województw lubelskiego i podkarpackiego. Jako pierwsze odwiedziliśmy Czartowe Pole. Wbrew nazwie nie jest to pole, ale dosyć głęboka, zalesiona dolina rzeki Sopot, z ruinami starej papierni Zamoyskich z XVII wieku, położonych na niewielkiej śródleśnej wyspie. Dolina Sopotu powstała w skutek wymycia przez wodę piaszczystych utworów czwartorzędowych aż do trzeciorzędowego podłoża kredowego. Jest ono spękane i odznacza się dużą odpornością na erozję. Spowodowało to utworzenie licznych małych wodospadów. Spadek terenu powoduje, że rzeka nabiera tutaj charakteru górskiego potoku. Spacer po znajdującym się tu szlaku zajął nam około pół godziny.
Z Czartowego Pola pojechaliśmy w kierunku rezerwatu „Nad Tanwią”. Po drodze zatrzymaliśmy się na chwilę w miejscowości Susiec, żeby wejść na znajdującą się tutaj wieżę widokową.
Parking w Rebizantach, gdzie rozpoczyna się wędrówka, był bardzo zatłoczony, co zwiastowało niestety dużą ilość ludzi na szlaku. I tak też było. Mimo tego, że szlak ten jest niezwykle malowniczy, to duże ilości turystów skutecznie obniżyły nasze wrażenia estetyczne z tego miejsca. Rezerwat „Nad Tanwią”, zwany też Szumami nad Tanwią, zajmuje powierzchnię ponad 40 ha i uważany jest za jedno z najpiękniejszych miejsc na Roztoczu. Ma bardzo dużą wartość przyrodniczą, a jednocześnie niepowtarzalny urok, który przyciąga corocznie wielu odwiedzających. Na odcinku około 500 metrów mijamy tu 24 bardzo malownicze uskoki wodne, zwane szumami lub szypotami. Rzeka płynie tu w cieniu wysokich drzew, których gałęzie przepuszczają promienie słońca, tworzące na wodzie malownicze rozbłyski.
Dopiero po przejściu na drugą stronę rzeki, gdy już zeszliśmy z głównego szlaku i skierowaliśmy się w stronę Wodospadu na Jeleniu, ludzi zrobiło się zdecydowanie mniej i spacer pośród pięknego, sosnowego lasu zrobił się od razu przyjemniejszy. Wodospad na Jeleniu, położony na rzece o tej samej nazwie, jest najwyższym z okolicznych szumów i osiąga wysokość 1,5 metra. Po krótkim odpoczynku przy wodospadzie zaczęliśmy drogę powrotną na parking.
Kolejnym punktem na naszej trasie zwiedzania była miejscowość Narol i znajdujący się w niej Pałac Łosiów. Został on wzniesiony przez hrabiego Antoniego Feliksa Łosia, w latach 1776–1781. Pałac jest budowlą w stylu barokowym, na rzucie podkowy, czyli herbowego znaku Łosiów. Budynek główny jest prostokątny, połączony arkadami z dwoma parterowymi pawilonami bocznymi. Na frontowej fasadzie pałacu umieszczony jest herb Łosiów. Za czasów Feliksa Antoniego Łosia pałac mieścił bogate zbiory artystyczne, historyczne oraz bibliotekę. Działała też szkoła dramatyczno-muzyczna kształcąca uzdolnioną artystycznie młodzież. Rezydencja została zniszczona przez pożar w 1944 roku i na długie lata zamieniła się w opuszczoną ruinę. Aktualnie obiekt znajduje się w rękach prywatnych i powoli trwa przywracanie jego dawnej świetności. Dzisiaj możemy podziwiać jedynie opustoszałe i przygotowane do remontu wnętrza, choć z zewnątrz pałac zaczyna wyglądać już coraz ładniej. Ciekawe czy obecnym właścicielom wystarczy determinacji i przede wszystkim pieniędzy, żeby doprowadzić prace remontowe do szczęśliwego końca. Tak czy inaczej, będziemy musieli poczekać na to na pewno ładnych kilka lub nawet kilkanaście lat.
Z zaplanowanych do zobaczenia miejsc zostały nam już tylko dwie cerkwie zlokalizowane w Starym Dzikowie i Moszczanicy. Jak się okazało później, mieliśmy okazję ich zobaczyć aż cztery. Pierwszą, którą widzieliśmy tylko z drogi, była Cerkiew pod wezwaniem Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy w Kowalówce, wzniesiona w 1767 roku. Cerkiew św. Dymitra w Starym Dzikowie to z kolei murowana greckokatolicka cerkiew parafialna, zbudowana w roku 1904, staraniem proboszcza parafii greckokatolickiej - ks. Wasyla Czerneckiego, w miejscu kilku poprzednich cerkwi. Obecnie obiekt jest mocno podniszczony. W dniach 3-7 stycznia 2007 roku w cerkwi realizowane były sceny do filmu Andrzeja Wajdy „Post mortem. Opowieść katyńska”. Od tego czasu została ona częściowo zabezpieczona i zamknięta. Wewnątrz pozostała scenografia planu filmowego. Co ciekawe kilka kilometrów od murowanej cerkwi, w Ułazowie, znajduje się jeszcze jedna cerkiew o tej samej nazwie. Ta drewniana cerkiew została wzniesiona w 1843 roku. Od roku 1993, po wybudowaniu nowego kościoła cerkiew zamknięto i stoi opuszczona. Obok niej znajduje się popadająca w ruinę XVIII-wieczna drewniana dzwonnica. Skoro już zaczęliśmy oglądać cerkwie, to kolejne kilka kilometrów dalej stoi Cerkiew św. Michała Archanioła w Moszczanicy. To również drewniana cerkiew greckokatolicka. Została zbudowana w roku 1713 i przebudowana w latach 1785 i 1930. Po wojnie została przejęta przez kościół rzymskokatolicki. Od 1999 roku obiekt jest nieczynny kultowo.
Po odcinku „cerkiewnym” trzeba było powoli zacząć już myśleć o powrocie do Warszawy. Jednak zanim to nastąpiło odwiedziliśmy jeszcze jedno miasto, w którym postanowiliśmy zjeść obiad. Był to Biłgoraj, w którym oprócz obiadu, zrobiliśmy sobie kilkunastominutową przerwę na spacer po tutejszym rynku i zjedzenie lodów. Później, w pobliskim Frampolu, zatrzymaliśmy się jeszcze po benzynę. Potem, już bez żadnego zatrzymywania się, wróciliśmy do Warszawy. Kolejny, bardzo udany weekend jest już za nami.