Kiedy wstaliśmy rano na śniadanie widać już było w oddali zamglone sylwetki ogromnych żurawi w porcie u ujścia Wezery. Na czas naszej wachty przypadło wejście do portu w Bremerhaven po bardzo wąskiej drodze wyznaczonej bojami. Niestety jeden ze sterników nie wyrobił się przed zieloną boją i uderzyliśmy w nią prawą burtą. Całe szczęście, że uderzenie nie było centralne i boja nie dostała się pod śrubę statku, bo moglibyśmy przedwcześnie zakończyć rejs.
Po przygodzie z boją sterowanie przejęli już oficerowie, więc dalsza podróż przebiegła bez żadnych problemów. Przez jakiś czas płynęliśmy szerokim, pływowym estuarium Wezery, które zwężało się coraz bardziej wraz ze zbliżaniem się do Bremerhaven. Zanim zajęliśmy swoje miejsce przy portowej kei, musieliśmy jeszcze na chwilę stanąć w śluzie. Po przeprowadzeniu wszystkich manewrów mieliśmy trochę czasu do obiadu, który wykorzystaliśmy na wstępne pakowanie się przed jutrzejszą podróżą powrotną do Polski.
Po obiedzie udaliśmy się do Klimahaus, czyli do nowoczesnego interaktywnego muzeum, w którym pokazane było życie na Ziemi w różnych klimatach, z perspektywy ludzi zamieszkujących w różnych państwach i na różnych kontynentach. Muzeum mieści się w pięknym, nowym budynku, przypominającym z zewnątrz wielki statek, choć mi bardziej kojarzył się z halą sportową lub małym stadionem piłkarskim. Jego wystrój trudno jest opisać w kilku zdaniach. Niech jego wizytówką będzie kilkanaście zdjęć poniżej zrobionych w jego wnętrzu. Naprawdę warto odwiedzić Klimahaus, będąc kiedyś w Bremerhaven.
Po kolacji wybraliśmy się z osobami chętnymi do centrum miasta, które znajduje się, jak w większości miast portowych, zaraz obok miejsca cumowania Pogorii. Okazało się, że na głównej ulicy miasta wszystkie sklepy, oczywiście oprócz McDonalda, są już zamknięte. Przeszliśmy więc tylko przez całą ulicę, obejrzeliśmy najciekawsze miejsca, których nie ma tu zbyt wiele, bo miasto nie ma chyba zbyt bogatej historii i usadowiliśmy się w McDonaldzie, oczywiście głównie po to, żeby skorzystać z darmowego Wi-Fi i przy okazji zjeść sobie lody i frytki. Jutro już wyjeżdżamy. Rano ma przyjechać załoga na następny rejs i po obowiązkowym kilkugodzinnym odpoczynku kierowców ruszymy w drogę powrotną do Warszawy. Całe szczęście, że jesteśmy już niedaleko granic Polski. Okazuje się, że niż który towarzyszył nam przez większą część naszego rejsu z Cherbourga i który był odpowiedzialny za sztorm na Morzu Północnym, spowodował w Niemczech i w okolicach Paryża katastrofalne w skutkach powodzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz