Dzisiaj wybraliśmy się w przeciwnym kierunku niż w dniu wczorajszym. Pojechaliśmy do Lubiąża, w którym znajduje się przepiękny zespół klasztorno-pałacowy. Jest to jeden z największych obiektów sakralno-rezydencjalnych w Europie. W drodze do niego zatrzymaliśmy się na chwilę przy mauzoleum feldmarszałka Gebharda von Blüchera w Krobielowicach. Był on dowódcą wojsk pruskich między innymi w bitwach pod Waterloo, Kaczawą, Lipskiem i Budziszynem, a także podczas kampanii szściodniowej. Ta niewielka budowla zlokalizowana jest na terenie jego dawnych dóbr. W Wikipedii znalazłem informację, że wczesną wiosną 1945 roku grobowiec sprofanowano. Żołnierze sowieccy, pod wpływem alkoholu, wyciągnęli z trumien zmumifikowane zwłoki marszałka, jego żony i córki, a potem ciągnęli je, przywiązane do liny za motocyklem, po okolicy. Pojedyncze kości były zbierane przez okolicznych mieszkańców aż do roku 1968, a wejście do krypty za mauzoleum ostatecznie zamurowano.


Dojazd do Lubiąża zajął nam około godziny. Mieszczący się tutaj klasztor cystersów został założony w XII wieku, a jego obecny, barokowy kształt, pochodzi z XVII i XVIII wieku. Był to jeden z najbogatszych klasztorów cysterskich na ziemiach polskich, pełniący ważną rolę religijną, kulturalną i gospodarczą. Po tym, jak władze pruskie zlikwidowały zakon w XIX wieku, budowle zaczęły systematycznie podupadać.




Obiekt składa się z trzech głównych budynków: Pałacu Opatów, kościóła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny oraz klasztoru. Głównym budynkiem jest, imponujący swoim rozmiarem i bogactwem zdobień, pałac. Posiada on ponad 300 pomieszczeń, w tym wspaniałą Salę Książęcą z dekoracjami stiukowymi i freskami. Budynek liczy sobie aż 223 metry długości, a powierzchnia samego jego dachu wynosi 2,5 hektara! Kościół to barokowa świątynia, zdobiona freskami Michaela Willmanna, zwanego "śląskim Rembrandtem". Służył on jako główne miejsce kultu cystersów. Natomiast budynek klasztorny posiada piękne krużganki. Mieściły się w nim niegdyś cele zakonników, biblioteka oraz skryptorium.




Po II wojnie światowej cały zespół został zdewastowany, a część jego wyposażenia zniszczono lub rozkradziono. Obecnie całość znajduje się w trakcie prac renowacyjnych. Organizowane są tu wydarzenia kulturalne i turystyczne, czasem kręcone są tu również filmy, między innymi Ostatnia Wieczerza, czy mający swoją premierę za kilka dni film Patryka Vegi - Putin. Zwiedzanie obiektu odbywa sie tylko z przewodnikiem i zajmuje około godziny, co w zupełności wystarcza do obejrzenia wszystkich najważniejszych, a przede wszystkim niezniszczonych i wyremontowanych, pomieszczeń. Dużo czasu jeszcze upłynie zanim pałac wróci do swojej dawnej świetności, jeżeli w ogóle to kiedyś nastąpi, bowiem na chwilę obecną, jego odnową zajmuje się jedynie 8 osób z fundacji.


Po zwiedzeniu pałacu pojechaliśmy jeszcze na chwilę na pobliskie Wzgórze Trzech Krzyży, z którego miała roztaczać się piękna panorama na klasztor. Dojazd gruntową drogą do wzgórza nie był przyjemny, widok z niego wcale nie był aż taki piękny i dodatkowo jeszcze okazało się, że na Wzgórzu Trzech Krzyży znajduje sie tylko jeden krzyż... Dobrze, że dzisiaj przez cały dzień utrzymywał się lekki mróz, bo w czasie roztopów zapewne ciężko by nam było przejechać przez błotnistą drogę. Ze wzgórza udaliśmy sie już w drogę powrotną. Mniej więcej na wysokości mostu nad Odrą, już po jego przejechaniu, na prostym odcinku drogi i przy prędkości 100 km/h, nagle zobaczyłem pędzącą zza drzew na drogę sarnę (być może łanię, gdyż była w miarę duża). Natychmiast nacisnąłem z całych sił na hamulec, ale w myślach już wiedziałem, że nie mam żadnych szans na całkowite wyhamowanie przed nią i zderzenie jest niemal nieuniknione. Opatrzność jednak dzisiaj nad nami czuwała, bowiem w ostatniej chwili, tuż przed samą drogą, zwierzę wykonało nagły zwrot i pobiegło w stronę lasku. Mieliśmy naprawdę dużo szczęscia!




Wracając, zatrzymaliśmy się w Krobielowicach, żeby zobaczyć kolejny pałac. Powstał on na fundamentach średniowiecznego dworu, a jego obecny kształt to efekt przebudów w stylu renesansowym i barokowym, dokonanych w XVI i XVII wieku. Pierwotnie pałac należał do zakonu joannitów, ale po sekularyzacji został przekształcony w siedzibę prywatną. W XIX wieku pałac stał się własnością rodziny von Blücher, której najbardziej znanym członkiem był, wspomniany już wcześniej przeze mnie, feldmarszałek Gebhard Leberecht von Blücher. W środku, do dnia dzisiejszego, zachowały się elementy dawnych zdobień, choć część wnętrz została zmodyfikowana już w wieku XX. Obecnie znajduje się tu hotel oraz restauracja, więc nie za bardzo można go zwiedzać wewnątrz, ale z zewnątrz prezentuje się bardzo ładnie i warty jest obejrzenia. Budynek otoczony jest ładnym parkiem w stylu angielskim, który podkreśla urok tej rezydencji, choć akurat zimą ciężko było nam ten urok dostrzec.






Po powrocie do Jordanowa zjedliśmy kolejny pyszny obiad, a potem zasiedliśmy z Mariolą do gry w scrabble. Dorota, ponieważ nie chciała z nami grać, to w tym czasie zajęła się swoimi rzeczami. A przed snem postanowiliśmy obejrzeć sobie jeszcze na Natflixie film Ostatnia Wieczerza, który kręcono we wnętrzach klasztoru w Lubiążu. Film ten, to polski horror. Ogląda się go dosyć fajnie, scenografia jest rzeczywiście niesamowita, choć sama fabuła nie powala.