niedziela, 25 sierpnia 2024

Babant – weekend 4










Czwarty weekend był najdłuższy i najintensywniejszy. Nad Babant przyjechałem już w czwartkowe popołudnie. Cały piątek upłynął mi na tradycyjnym już układaniu planu lekcji, oczywiście z przerwami na kąpiele w jeziorze.

W sobotę natomiast postanowiłem odwiedzić Marka i dzieciaki z naszej szkoły, na obozie Mam Funa w Mikoszewie. Pogoda była wspaniała. Wykąpałem się oczywiście w morzu, pogadałem z obozową kadrą oraz dzieciakami, zjadłem pyszne lody, a na koniec rozegraliśmy sobie jeszcze mecz siatkówki plażowej, po którym wskoczyliśmy do basenu. Nad Babant wróciłem późnym wieczorem.

A w niedzielę trzeba było już się pakować i wracać do domu. W tym roku nie rozkładałem przedsionka, więc pakowanie poszło mi bardzo szybko. W tym roku pierwszy raz nie będziemy trzymać przyczep w Jeleniowie. Okazało się, że Krzysiek bardzo podniósł opłaty za zimowanie u niego przyczep, więc znaleźliśmy dużo tańsze miejsce u miłego gospodarza w Rańsku.

niedziela, 18 sierpnia 2024

Babant – weekend 3









I znów weekend gier. Tym razem graliśmy z Magdą i Michałem praktycznie od rana do wieczora, z małymi przerwami na posiłki i kąpiele w jeziorze. Pogoda, podobnie jak w poprzednie weekendy, cały czas nam dopisywała.

niedziela, 11 sierpnia 2024

Babant – weekend 2









Drugi weekend nad Babantem to przed wszystkim słodkie lenistwo i nic nierobienie. Czasem po prostu tak jest najlepiej… No i jeszcze byłem na spacerze z Ulą, żeby pokazać jej gdzie rośnie lipa ze Żmijowiska, bo o dziwo jeszcze jej nie widziała. Jak ona się uchowała???

niedziela, 4 sierpnia 2024

Babant – weekend 1












W tym roku znów mogłem być nad Babantem tylko w weekendy. Miałem być dłużej, na przełomie czerwca i lipca, ale półpasiec skutecznie zniweczył moje plany… Pierwszy weekend upłynął mi w większej części na grach z Magdą i Michałem. Były kości, scrabble i pandemia, a także inne gry.

czwartek, 1 sierpnia 2024

Inflanty – dzień 12 – Kłajpeda, Góra Krzyży i powrót do Warszawy










Dzień powrotu do Warszawy. Wyjechaliśmy bardzo wcześnie, bo do przejechania mieliśmy około 800 kilometrów, a jak pisałem wczoraj, po drodze mieliśmy jeszcze zaplanowane zwiedzanie. Od razu po przeprawie promowej na stały ląd zatrzymaliśmy się na zwiedzanie Kłajpedy. Kłajpeda jest jedynym wysuniętym na północ niezamarzającym portem morskim na Bałtyku. Ma bardzo ładną starówkę, oddzieloną od nowej części rzeką Danè. Pierwsze informacje o miejscowości Memelburg z zamkiem krzyżackim, znajdującej się w miejscu obecnej Kłajpedy, pochodzą z 1252 roku. Miasto ma dość bogatą historię i przez wieki przynależało do różnych terytoriów: Korony Królestwa Polskiego, Prus, Rosji, czy Niemiec. W latach 1923-39 na krótko weszło w skład niepodległej Litwy, ale już w roku 1939, w następstwie wybuchu II wojny światowej znalazło się na terytorium III Rzeszy, a po wojnie przynależało do ZSRR. Dopiero od 1990 roku Kłajpeda ponownie weszła w granice niepodległej Litwy. Większość atrakcji ulokowanych jest w obrębie starego miasta. Starówka, praktycznie całkowicie zniszczona, została odrestaurowana w latach 70-tych XX wieku. Zachowano średniowieczny układ ulic, ale „zapomniano” o kilku kościołach z racji tego, że zajmowali się tym radzieccy architekci. Niewątpliwą atrakcją Kłajpedy są domy z muru pruskiego, czyli budynki o drewnianej konstrukcji, których ściany wypełnione są gliną, gruzem i trzciną.

Zwiedzanie zaczęliśmy od Placu Teatralnego, czyli dawnego placu targowego, na którym stoi pięknie odrestaurowany budynek teatru. Wybudowany w XVIII wieku słynie nie tylko ze swojej kulturalnej roli. To właśnie z balkonu teatru odbyło się słynne przemówienie Hitlera, wygłoszone podczas przyłączenia Kłajpedy do III Rzeszy. Przed teatrem stoi pomnik litewskiego poety Szymona Dacha, a na środku placu figura Anusi z Tharau, czyli bohaterki jednego z utworów poety. Legenda głosi, że Anusia stanęła na placu w 1912 roku, ale usunięto ją podczas II wojny światowej, gdyż stała tyłem do Hitlera podczas jego przemówienia. Anusia wróciła na plac w 1990 roku.

Udając się dalej na spacer po starówce można odwiedzić skromne Muzeum Litwy Mniejszej, które mieści się w jednym z najstarszych budynków w mieście. Budynek z końca XVIII wieku skrywa wystawy prezentujące stare mapy, pocztówki, zdjęcia i inscenizacje lokalnych zwyczajów. Mieszczący w swoich podwojach knajpki i galerie kompleks składów pomiędzy ulicami Bažnyčių i Daržų jest kolejnym przykładem dobrze zachowanych budynków z muru pruskiego. Innym miejscem z klimatem, które również odwiedziliśmy, to uroczy pasaż Friedricha przy ulicy Tiltų. Idąc w kierunku Nowego Miasta i przepływającej przez Kłajpedę rzeki Danė przeszliśmy przez Jonas Hill, gdzie znajduje się spory amfiteatr, w którym odbywają się liczne wydarzenia kulturalne. Jest to także bardzo przyjemne miejsce na spacer.

Idąc dalej wzdłuż rzeki Dane natrafimy na słynny żaglowiec Meridians. Jest to żaglowiec szkoleniowy wybudowany w 1948 roku w Finlandii. Od 1971 roku z przerwą na renowację cumuje przy nabrzeżu Starego Miasta i służy jako bardzo znana restauracja. Natomiast po stronie Starego Miasta znajdziemy stare ceglane magazyny portowe z XIX i początku XX wieku. Obecnie jest to miejsce z modnymi knajpami i galeriami. Na dachu jednego z magazynów, na Domu Rybaka, siedzi sobie wykonany z brązu kominiarz. Wysokość rzeźby wynosi 2,3 metra i podobno przynosi ona szczęście. Do Nowego Miasta prowadzi Most Giełdowy, po którym z hukiem suną samochody. Kiedyś był drewniany, a od XIX wieku stalowy, zwodzony most, służy cały czas mieszkańcom Kłajpedy. My już nie przechodziliśmy dzisiaj do nowej części miasta. Wróciliśmy wąskimi uliczkami do samochodu i ruszyliśmy w kierunku Góry Krzyży.

Litewska Góra Krzyży jest miejscem bólu, pamięci, nadziei i modlitwy. Ma wymiar religijny i jest dla Litwinów narodowym sanktuarium. Niektórzy uważają, że w przeszłości było to miejsce, gdzie kapłani rozpalali święty ogień, a ludzie składali ofiary pogańskim bogom. Kryžiu kalnas znajduje się niedaleko miejscowości Szawle, nad rzeką Kulpç. Pagórek nie jest wybitnie wysoki, ma wysokość około 10 metrów. W 1430 roku postawiono w tym miejscu kapliczkę upamiętniającą przyjęcie przez Żmudzinów chrztu. Całą powierzchnię pagórka oraz jego najbliższą okolicę zajmują tysiące krzyży postawionych przez pielgrzymów z Litwy i całego świata. Krzyże zostawia się jako prośbę, przypomnienie, podziękowanie czy wspomnienie kogoś. Nie jest znana dokładna data określająca, kiedy dokładnie zaczęto stawiać je na wzgórzu.

Na początku lat sześćdziesiątych władze sowieckie postanowiły definitywnie rozprawić się z Górą Krzyży. 4 kwietnia 1961 roku Góra Krzyży została zablokowana przez milicję, zaś nocą zniszczono wszystkie krzyże. Krucyfiksy wykonane z żelaza wywieziono na złomowiska, kamienne rozbijano na miejscu, a drewniane piłowano i palono. Zasypano źródełko, które znajdowało się na górze, a wszystkie drogi wiodące na to miejsce obstawione były przez milicję, która uniemożliwiała przedostanie się do niego. Początkowo Litwini przestali stawiać krzyże na wzgórzu, ale po upadku Chruszczowa zaczęły pojawiać się tu znowu. Ludzie stawiali je po kryjomu, pod osłoną nocy. Ze strony litewskich komunistów padł pomysł zatopienia góry w sztucznym jeziorze. Przystąpiono do budowy tamy na pobliskiej rzece, ale ostatecznie zrezygnowano z tego planu. Gdy Litwa odzyskała niepodległość, zaczęto znowu masowo przynosić tu krzyże. W 1990 roku było ich już kilkadziesiąt tysięcy. Wzgórze stało się centrum pielgrzymkowym, na które zaczęli przybywać wierni z całego świata, przywożąc ze sobą coraz to nowe krucyfiksy. Jest wśród nich nawet jeden papieski. W 1993 roku Jan Paweł II odwiedzając Litwę, pozostawił tutaj swój krzyż. Kuratelę nad Górą Krzyży sprawują franciszkanie, którzy zbudowali w jej pobliżu swój klasztor.

Po odwiedzeniu Góry Krzyży zatrzymaliśmy się jeszcze w Szawle na zakupy w supermarkecie Maxima. Kupiliśmy wędzone ryby, pasty rybno-krewetkowe, trochę  słodyczy no i przede wszystkim litewskie sękacze. Potem pozostała nam już tylko długa droga powrotna do domu, w czasie której zamówiliśmy sobie jeszcze na wieczorną kolację sushi. Do Warszawy dojechaliśmy przed godziną 19.00. No i tak zakończyła się nasza wyprawa na Inflanty.


Puszcza Kozienicka i Kozienice