czwartek, 1 maja 2025

Majówka - dzień 2 - Bieszczadzka Kolejka Leśna, Solina i Przemyśl












Pierwszy dzień zwiedzania Bieszczadów rozpoczęliśmy od jednej z największych ich atrakcji, czyli od przejażdżki Bieszczadzką Kolejką Leśną. Bardzo dobrze zrobiliśmy, że już dużo wcześniej zarezerwowaliśmy online większość atrakcji, które będziemy zwiedzać, ponieważ w tym roku, podczas majówki, w Bieszczady przyjechała ogromna liczba turystów. Doświadczyliśmy tego już przy pierwszej dzisiejszej atrakcji. Kolejka ludzi po bilety na przejażdżkę pociągiem była bardzo długa. Ale my mogliśmy ją ominąć, zająć miejsca w jednym z wagoników i spokojnie czekać na odjazd ze stacji w miejscowości Majdan.

Czas przejażdżki na trasie Majdan - Balnica i z powrotem wynosi około 2 godzin. W ten czas wliczony jest około półgodzinny postój na stacji końcowej kolejki w Balnicy.  Jak można przeczytać na stronie kolejki "skład pociągu wyjeżdżając na szlak do Balnicy, po minięciu parowozowni wjeżdża na most, z którego widoczne są przyczółki mostowe z kamienia – pozostałości po moście wybudowanym przed 1898 rokiem. Takie przyczółki są widoczne w kilku miejscach, szczególnie na odcinku do Solinki. Trasa kolejki z Majdanu do Łupkowa w przeważającej części przebiega po dawnych torowiskach kolejki, budowanej pod koniec XIX wieku.

Po kilkunastu minutach jazdy dojeżdżamy do pierwszych zabudowań wsi Żubracze (620 m n.p.m.). W 1946 roku i w ramach akcji Wisła" (rok 1947) wysiedlono stąd wszystkich mieszkańców, a zabudowania spalono. Przed II wojną światową oprócz zabudowań był tutaj młyn, tartaki (wodny i parowy) oraz przystanek kolejki wąskotorowej.

Mijając wieś, torowisko kolejki przecina drogę karpacką i z otwartej doliny kolejka, skręcając na południe, wjeżdża w dolinę rzeki Solinki. Wspinając się pod górę kolejka wjeżdża na otwartą przestrzeń. Powoli dojeżdżamy do przystanku w Solince. To wieś (725 m n.p.m.) założona w I połowie XVI w. u źródeł tej rzeczki. Podobnie jak we wsi Żubracze, po II wojnie światowej nastąpiły wysiedlenia, po akcji „Wisła” we wsi nie pozostał nikt, a wieś spalono.

Przed Balnicą na południowym zboczu Matragony kolejka osiąga wysokość 715 m n.p.m. Biegnie na tym odcinku wzdłuż granicy państwowej, a z jej okien widoczne są miejscami słupki graniczne. W latach 1918-1938 granica w tym miejscu przebiegała Wododziałem Karpackim. Tutaj krótki odcinek kolejki znajdował się wówczas po stronie czechosłowackiej. W końcu dojeżdżamy do Balnicy. Jest to wieś położona na granicy ze Słowacją, w dolinie potoku Balniczka. Pełniła ona ważną funkcję w okresach transportu dużych ilości drewna do Rzepedzi i Łupkowa. To tutaj formowano składy pociągów. W Balnicy mieliśmy około pół godziny postoju przed drogą powrotną. Można było w tym czasie kupić sobie miejscowe przysmaki oraz pamiątki, ale my wybraliśmy krótki spacerek na granicę ze Słowacją.

Po powrocie do Majdanu wsiedliśmy do samochodów i udaliśmy się krętymi drogami wojewódzkimi nr 894 i 895 w stronę Soliny. Ponieważ mieliśmy już wcześniej wykupione bilety na tutejszą kolejkę linową, to z parkingu udaliśmy się bezpośrednio do wagoników. Kolej gondolowa w Solinie to stosunkowo nowa atrakcja turytstyczna. Została oficjalnie otwarta 1 lipca 2022 roku, stając się z miejsca jedną z największych atrakcji turystycznych Bieszczadów. Trasa kolejki ma długość około 1,5 km i prowadzi znad zapory wodnej w Solinie na górę Jawor. Podczas przejazdu można podziwiać malownicze widoki Jeziora Solińskiego i okolicznych wzgórz. Na górze Jawor znajduje się wieża widokowa z kawiarnią oraz park tematyczny „Tajemnicza Solina”. Wieża widokowa jest dodatkowo płatna, ale warto na nią wejść schodami lub wjechać windą. Z tarasu widokowoego rozciągają się cudowne widoki, a sprzedawane tutaj lody są całkiem dobre.

Po powrocie z kolejki poszliśmy na Zaporę Solińską. Zapora ta jest największą i najwyższą budowlą hydrotechniczną w Polsce. Pierwsze plany budowy zapory w rejonie Soliny pojawiły się już w 1921 roku, jednak realizacja projektu została opóźniona przez II wojnę światową. Po wojnie, w 1955 roku, władze PRL powróciły do pomysłu, a budowa rozpoczęła się w 1960 roku. W związku z powstaniem zapory i zalaniem terenu przyszłego Jeziora Solińskiego, konieczne było przesiedlenie około 3 tysięcy mieszkańców oraz wyburzenie kilkuset domów i budynków gospodarczych. Budowa trwała do 1968 roku, a powstałe Jezioro Solińskie jest największym, pod względem pojemności, sztucznym zbiornikiem w Polsce - jego pojemność całkowita wynosi około 472 miliony m³. Wracając na parking przeszliśmy się wzdłuż kramików z pamiątkami i oczywiście zrobiliśmy sobie w nich drobne zakupy.

Ponieważ okazało się, że jest jeszcze stosunkowo wcześnie, to postanowiliśmy pojechać jeszcze dzisiaj do Przemyśla. Mieliśmy go w planach rezerwowych, ale nie byliśmy pewni, czy uda nam się tam pojechać ze względu na napięty program naszej majówki. Ale jak to - my nie damy rady?

W drodze do Przemyśla zwiedziliśmy jeszcze jedną tutejszą atrakcję - słynne polskie serpentyny na drodze krajowej nr 28. Droga ta, wybudowana przez władze austriackie w roku 1852, prowadzi przez Góry Słonne. Serpentyny we wsi Wujskie to jedna z najbardziej krętych dróg w Polsce. Najciekawszy i zarazem najbardziej kręty odcinek drogi wiedzie z miejscowości Wujskie do Tyrawy Wołoskiej, gdzie wznosi się około 260 metrów w górę, a następnie opada 280 metrów w dół. Najwyższym punktem drogi jest Przełęcz Przysłup (620 m n.p.m.). Około 1 km na południe od przełęczy znajduje się taras widokowy z parkingiem – Góry Słonne, skąd rozciąga się piękna panorama na pasma Gór Sanocko-Turczańskich i Bieszczadów. Droga na parking przy tarasie była co prawda w remocie, ale nam udało się zaparkować samochód przy głównej drodze i poszliśmy na chwilę spojrzeć na rotaczający się z tarasu widok.

W końcu dotarliśmy do Przemyśla. Jest to jedno z najstarszych polskich miast. Pierwsze wzmianki o mieście pochodzą już z 981 roku, kiedy na Lachach (Polakach) zdobywa je Ruś Kijowska. Przez kolejne stulecia miasto zmieniało wielokrotnie swoich gospodarzy, by ostatecznie zostać przyłączone do Królestwa Polskiego w 1340 roku przez Kazimierza Wielkiego. Przez długi czas Przemyśl rozwijał się na pograniczu świata polskiego i ruskiego, katolicyzmu i prawosławia, ale również i innych religii, głównie judaizmu, stając się prawdziwym tyglem kulturowo-wyznaniowym.

W trakcie I wojny światowej Twierdza Przemyśl zasłynęła jako najdłużej broniąca się twierdza, będąca w pełnym okrążeniu. Od 1939 roku przez San, nad którym leży miasto, przebiegała granica między III Rzeszą, a Związkiem Radzieckim, wzmocniona pasmem umocnień, tzw. Linią Mołotowa. Dziś przemyski rynek od granicy z Ukrainą dzieli zaledwie 15 kilometrów.

Naszą wizytę w Przemyślu zaczęliśmy od przemyskiego rynku i pamiątkowych zdjęć z wojakiem Szwejkiem, siedzącym z kuflem piwa na skrzyni z amunicją. Obecność pociesznego żołnierza w tym miejscu nie jest przypadkowa, bo ta literacka postać związana jest bezpośrednio z historią miasta. W wyniku operacji gorlickiej w 1915 roku siły państw centralnych wyparły wojska rosyjskie daleko na wschód, wyzwalając Galicję, w tym Przemyśl. Wtedy to właśnie do Przemyśla zawitał Józef Szwejk (w ostatniej części przygód swojego imienia).

Przemyski rynek zrobił na nas duże wrażenie. Jest bardzo zadbany, ma ładny Ratusz i ze wszystkich stron otoczony jest zabytkowymi kamienicami. Znajduje sie na nim sporo zieleni. Ciekawe jest to, że Rynek nie jest płaski, tylko położony pod pewnym kątem, zresztą jak i całe miasto, które nachylone jest w kierunku przepływającego w najniższym jego miejscu Sanu. Z Rynku ruszyliśmy na spacer okolicznych uliczkach, podziwiając pięknie zdobione kamienice z czasów austro-węgierskich. Ponieważ byliśmy już bardzo głodni, to przed dalszą częścią zwiedzania usiedliśmy w restauracji Mała Czarna, w której zjedliśmy smaczny obiad. Ponieważ na jedzenie czekaliśmy wyjątkowo długo, to ja postanowiłem sobie jeszcze wyjść w międzyczasie, żeby zobaczyć Sobór św. Jana Chrzciciela, Archikatedrę Przemyską, Kościół Franciszkanów oraz Wieżę Zegarową.

Po obiedzie poszliśmy na pyszne lody, a następnie Mostem Orląt Przemyskich przeszliśmy na drugą stronę rzeki San, gdzie obejrzeliśmy jeszcze Cerkiew Matki Bożej Bolesnej oraz Kościół pw. św. Józefa Księży Salezjanów. Po powrocie do samochodu podjechaliśmy jeszcze zobaczyć Zamek Kazimierzowski. Nie udało nam się jedynie zwiedzić podziemnej trasy turystycznej, gdyż była już zamknięta, ale i tak nie mieliśmy jej w planach, ponieważ planujemy zobaczyć podziemną trasę w Rzeszowie.

Gdy zaczęło się już ściemniać i mieliśmy wyjeżdżać z Przemyśla w drogę powrotną do naszego ośrodka, to w ostatniej chwili zdecydowaliśmy się jeszcze pojechać na chwilę na górujący nad miastem Kopiec Tatarski, zwany też Kopcem Przemysława. Jeśli wierzyć archeologom i historykom, kopiec powstał w IX wieku – była to dość typowa konstrukcja wnoszona w tym okresie. Jeśli ktoś woli jednak wierzyć legendom, to zobaczy w kopcu grobowiec legendarnego Przemysława, założyciela Przemyśla, lub tatarskiego chana, który poległ przy próbie zdobycia miasta. Kopiec jest najwyższym punktem Przemyśla. Położony jest na wzgórzu Zniesienie, osiąga wysokość 352 metrów n.p.m. i roztacza się z niego piękna panorama na całe miasto. Sam kopiec leży na końcu sporego parku miejskiego, w którym oprócz niego znajduje się również amfiteatr, plac zabaw, wiaty turystyczne i liczne alejki spacerowe oraz wielki pomnik - Krzyż na Zniesieniu.

Droga powrotna upłynęła nam w całkowitej ciemności. GPS poprowadził nas tak dziwnie, że nagle okazało się, że znaleźliśmy się w miejscowości Jamna Góra, w której znajduje się słynny w całej Polsce hotel Arłamów, powstały w wyniku modernizacji dawnego Ośrodka Wypoczynkowego Urzędu Rady Ministrów. Jest to jedyny hotel w Polsce, który posiada własne lotnisko i heliport. Do naszego ośrodka dojechaliśmy krótko po godzinie 22:00. Pozostało nam jedynie szybko się umyć i iść spać, żeby jak najdłużej odpocząć przed jutrzejszą wyprawą na Tarnicę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Babant czerwcowy