piątek, 2 maja 2025

Majówka - dzień 3 - Tarnica












Cały dzisiejszy dzień przeznaczyliśmy na zdobycie najwyższego szczytu Bieszczad - Tarnicy (1346 m n.p.m.). Od samego rana była piękna pogoda, więc nasza wyprawa zapowiadała sie znakomicie. Po drodze do Wołosatego, skąd zaczynaliśmy naszą dzisiejszą wędrówkę, mieliśmy okazję przekonać się o tym, że w tym roku w Bieszczady wybrała sie chyba połowa Polski. Najpierw musieliśmy po drodze omijać kolejki samochodów czekających na wjzad na parkingi zlokalizowane przy innych bieszczadzkich szlakach, a potem, żeby wjechać na nasz parking, musieliśmy odczekać kolejnych 20 minut stojąc w kolejce samochodów. Na szczęście nie musieliśmy sie dzisiaj nigdzie spieszyć, więc spokojnie zajęliśmy wskazane nam przez obsługę parkingu miejsce i mogliśmy w końcu ruszyć na szlak.

Większość ludzi wybierała sie na Tarnicę krótszym szlakiem. My postanowiliśmy iść dłuższą trasą, dzięki czemu po drodze mijaliśmy zdecydowanie mniej ludzi i mogliśmy się w spokoju rozkoszować przepięknymi widokami. Jak już wspomniałem naszą wędrówkę rozpoczęliśmy w Wołosatem. Znajduje się tu parking, tablice informacyjne oraz wejście na czerwony szlak, przy którym musieliśmy pokazać bilety do Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Na początku szlak wiedzie łagodnie przez dolinę, asfaltową drogą. Potem skręca w las i stopniowo zaczyna piąć się w górę, w kierunku grzbietu granicznego.

Po około 2 godzinach doszliśmy do wiaty przy Przełęczy Bukowskiej (1127 m n.p.m.). Tutaj zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek, a ja poszedłem na chwilę na znajdujący się kilkadziesiąt metrów dalej punkt widokowy na Bieszczay Ukraińskie. Punkt ten znajduje się praktycznie na samej granicy z Ukrainą. Po sesji zdjęciowej wróciłem do wiaty i poszliśmy dalej w kierunku Rozsypańca (1280 m n.p.m.). Wierzchołek ten ma charakterystyczny, kamienisty wygląd, a jego nazwa pochodzi od „rozsypanego” na nim rumowiska skalnego.

Po kolejnych kilkunastu minutach marszu dotarliśmy na szczyt Halicza (1333 m n.p.m.). Roztacza się z niego jedna z najładniejszych panoram w całych Bieszczadach. Widać stąd dobrze Tarnicę, Połoninę Caryńską, Bukowe Berdo i liczne szczyty po stronie ukraińskiej.

Z Halicza zaczęliśmy, a właściwie zacząłem, samotne zejście w kierunku Przełęczy Goprowskiej (1160 m n.p.m.), gdzie łączą się ze sobą szlaki czerwony i niebieski. Samotne, bowiem pozostała część naszej grupy szła swoim tempem, które było dla mnie zbyt wolne i męczące. Na Przełęczy Goprowskiej czekałem na resztę grupy ponad 20 minut. Gdy już doszli, to ruszyłem dalej samotnie na szczyt Tarnicy, bowiem nikt nie zdecydował się ze mną wchodzić na najwyższy szczyt w polskich Bieszczadach.

Zaraz za przełęczą znajduje się źródełko, w którym uzupełniłem zapas wody, która właśnie mi się skończyła. Po dojściu do Przełęczy pod Tarnicą trzeba odbić z głównego szlaku w lewo i przez około 400 metrów wspinać się dość ostro pod górę, aż na sam szczyt. Na Tarnicy stoi metalowy krzyż, a widok z niej obejmuje niemal cały bieszczadzki horyzont. Tutaj wielu turystów robi sobie dłuższą przerwę. Ja jednak, po krótkiej sesji zdjęciowej, udałem się w drogę powrotną.

Po zejściu na Przełęcz pod Tarnicą spotkałem się ponownie z odpoczywającymi tutaj osobami z naszej ekipy i przez pewien czas schodziłem z nimi razem w kierunku Wołosatego. W pewnym momencie znów przyspieszyłem i po kolejnych kilkudziesięciu minutach samotnie dotarłem na parking w Wołosatem. Wyjąłem z samochodu koc, rozłożyłem go na trawie i — korzystając z pięknej pogody — położyłem się na nim, czekając na pozostałe osoby. Według mojego zegarka przeszedłem dzisiaj po górach 21,5 kilometra. Całość zajęła mi 6 i pół godziny, a całkowity wznos wynióśł ponad kilometr. I naprawdę bardzo czułem to w swoich nogach. Już po kilku minutach odpoczynku zaczęły łapać mnie skurcze, które z przerwami męczyły mnie właściwie aż do nocy.

Po mniej więcej pół godzinie wszyscy z naszej grupy byli już na parkingu, więc mogliśmy ruszyć już z powrotem do ośrodka. Po przyjeździe na miejsce i kąpieli zeszliśmy do restauracji na kolację. Ja zamówiłem sobie dzisiaj krem z brokułów oraz gulasz z jelenia, z pieczonymi ziemniakami. Jedzenie było pyszne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Babant czerwcowy