W ostatni weekend września wybrałem się do Wrocławia. Po pewnych problemach z dogadaniem terminu pasującego wszystkim zainteresowanym, udało nam się w końcu spotkać u D. w domu. Drużyna Timura znów była w komplecie :). Podróż do stolicy Dolego Śląska minęła mi szybko - od niedawna cała trasa między Warszawą a Wrocławiem jest w standardzie autostrady lub drogi ekspresowej, w związku z czym już po czterech godzinach jazdy byłem na miejscu. Byłbym zapewne jeszcze szybciej, ale po drodze zatrzymałem się na półgodzinny odpoczynek na jednym z parkingów.
Piątkowy wieczór spędziliśmy we trójkę u D. w domu. W. dołączył do nas dopiero w sobotę rano. Po przepysznej kolacji i obejrzeniu zwycięskiego, pierwszego seta, w meczu siatkarzy z Włochami, który dał nam awans do półfinału mistrzostw świata, poszedłem jeszcze z D. na wieczorny spacer po okolicy. Zanim poszliśmy spać zdążyliśmy jeszcze, pod wpływem chwilowych emocji, zapisać się z D. na... sylwestrowy wyjazd do... Moskwy z Wytwórnią Wypraw. Tak więc Sylwestra w tym roku spędzimy zapewne razem z D. w Rosji!
Sobotni ranek przywitał nas piękną, słoneczną pogodą, choć na dworze było tylko około 10 stopni ciepła. Dziewczyny przygotowały pyszne śniadanie, które jedliśmy już we czwórkę. A po śniadaniu, korzystając z ładnej pogody, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w Rudawy Janowickie zobaczyć kolorowe jeziorka. Po drodze mijaliśmy między innymi Strzegom, w okolicach którego znajdują się znane w całym kraju kamieniołomy, w których wydobywa się granit, a także Bolków, nad którym góruje piękny zamek. Po dojechaniu na parking rozpoczęliśmy wędrówkę pomiędzy kolorowymi jeziorkami. Spacer wzdłuż szlaku, urozmaicony rozmowami i wspomnieniami z wakacyjnej wycieczki, zajął nam około dwóch godzin.
Po powrocie do Wrocławia nie zostało nam już wiele czasu na domowy odpoczynek, bowiem dziewczyny, a właściwie M., zapewniła nam kolejną rozrywkę - tym razem bardzo kulturalną. Udaliśmy się bowiem do Narodowego Forum Muzyki na koncert inaugurujący sezon: "Wiedeńska klasyka - Mozat". Cóż ja mogę napisać? Nie jestem wielkim znawcą muzyki poważnej, ale koncert mi się podobał prawie tak samo, jak oddany do użytku w 2014 roku piękny i nowoczesny budynek NFM.
Po koncercie poszliśmy na kolację. Wybraliśmy jedną z restauracji włoskich i zamówiliśmy sobie pizzę. Jedząc ją oglądaliśmy pierwszy set meczu półfinałowego z USA. Kolejne sety oglądaliśmy już u D. w domu, ale bez W., który po kolacji wrócil już do Poznania. A po wspaniałym meczu i awansie Polaków do finału poszliśmy w końcu spać.
Następnego dnia rano dziewczyny znów obudziły mnie na pyszne śniadanie. Po śniadaniu M. spakowała się i pojechała do domu a ja z D. pojechaliśmy zwiedzać miasto. D. najpierw zabrała mnie pod Panoramę Racławicką, nieopodal której znajduje się wspaniały punkt widokowy na Odrę i cały Ostrów Tumski. Nasz spacer rozpoczęliśmy własnie tam. Najpierw poszliśmy wzdłuż Odry w kierunku Mostu Grunwaldzkiego. Przeszliśmy Mostem Pokoju i udaliśmy się w kierunku Katedry św. Jana Chrzciciela, a następnie ulicą Katedralną na Most Tumski i bulwar Piotra Włostowica. Kontynuowaliśmy spacer ulicą Grodzką aż do Zakładu im. Ossolińskich, gdzie weszliśmy zobaczyć piękny dziedziniec, a później udaliśmy się w kierunku Rynku. Po obejściu całego rynku poczuliśmy, że jesteśmy głodni, a ponieważ pora była już obiadowa, to D. zaproponowała restaurację tajską, która znajdowała się tuż przy rynku. Zjedliśmy więc przepyszne tajskie dania z krewetkami i trochę odpoczęliśmy.
Na koniec dnia zostawiliśmy sobie jeszcze trochę czasu na podjechanie pod Halę Sulecia. Zostawiliśmy samochód na parkingu w dzielnicy uniwersyteckiej i przez Most Zwierzyniecki przeszliśmy pod wpisaną na listę UNESCO Halę Sulecia. Obejrzeliśmy ją tylko z zewnątrz. Dużo ciekawiej było w ogrodzie na tyłach hali, gdzie usiedliśmy sobie na ławeczce i podziwialiśmy fontanny, przy których wieczorami odbywają się pokazy typu "światło i dźwięk". Oczywiście przez cały czas wędrówki po Wrocławiu wypatrywaliśmy również słynnych wrocławskich krasnali, których kilka udało mi się sfotografować.
Zrobiło sę późno, więc postanowiliśmy wracać do domu. Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i wzdłuż murów słynnego wrocławskiego ZOO dotarliśmy w końcu do samochodu. W domu byliśmy około godziny 17. Nawet nie wiem, kiedy nam minął ten czas... Zanim wyjechałem w drogę powrotną do stolicy zdrzemnąłem się jeszcze godzinkę. Po godzinie 18 spakowaliśmy się, pożegnaliśmy i pojechałem do domu.
W Warszawie byłem około godziny 22. W sam raz żeby obejrzeć jak Polacy zdobywają mistrzostwo świata w siatkówce, ogrywając Brazylię w finale 3:0!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz