piątek, 2 listopada 2018

Grodno, Druskienniki, Wilno - dzień 1












Kolejny kraj na mojej liście odwiedzony. Tym razem padło na Białoruś. Spontaniczny pomysł wyjazdu do naszych wschodnich sąsiadów narodził się jakieś 3 tygodnie temu, podczas rozmowy z D. na Facebooku. Kilka pomysłów na przedłużony weekend z 1 XI i w końcu padło na Białoruś. Blisko, no i przede wszystkim od niedawna można tam wjechać bez wizy. Oczywiście wymaga to załatwienia kilku formalności, ale to tylko kwestia chęci i odpowiedniego poszperania w Internecie. Niestety bez wizy można wjechać samochodem tylko do obwodu brzeskiego i grodzieńskiego. My wybraliśmy Grodno. Na pierwszy raz w zupełności wystarczy, tym bardziej, że pozostałe dni przeznaczamy na Litwę. Jedziemy do Druskiennik i Wilna. 

Z Warszawy wyjechaliśmy po siódmej rano. Od niedawna cała droga do Białegostoku jest już ekspresowa. Dopiero za stolicą województwa podlaskiego musieliśmy zwolnić a nawet czasem zboczyć z głównej drogi i jechać objazdami, gdy tworzyły się na niej korki spowodowane dzisiejszymi wizytami Polaków na cmentarzach. Na granicy na szczęście było tylko kilka samochodów. Przejazd przez nią zajął nam niecałą godzinę, bez żadnych przykrych niespodzianek. Dobrze jest przeszukać wcześniej Internet, choćby po to, żeby wcześniej wydrukować sobie niezbędną deklarację samochodową (w dwóch egzemplarzach).

Niespodzianki zaczęły się zaraz za granicą. Okazało się, że na bezpłatnej drodze do Grodna remontowany jest przejazd kolejowy i droga jest zamknięta. Musieliśmy zawrócić, ale objazd był możliwy tylko po drodze płatnej, a na tą trzeba kupić do samochodu specjalne urządzenie, bez posiadania którego płaci się tutaj wysokie mandaty. Ponieważ nie mieliśmy ochoty jechać drogą płatną, to wyszukaliśmy na mapie jakiś objazd, który prowadził przez polne i leśne drogi wzdłuż torów kolejowych. Choć momentami droga była ledwo przejezdna to udało się. Doświadczenia z mazurskich, babantowych dróg okazały się nieocenione. Wyjechaliśmy na drogę prowadzącą do Grodna zaraz za remontowanym przejazdem kolejowym. Dzięki tej przygodzie mieliśmy okazję przejeżdżać przez typową białoruską wieś z pięknymi, starymi i kolorowymi domkami.

Do Grodna dojechaliśmy po godzinie 14. Ponieważ do zameldowania mieliśmy jeszcze kilka godzin, to postanowiliśmy zostawić rzeczy w samochodzie i iść zwiedzać miasto. Zaczęliśmy do położonego zaraz obok starej wieży strażackiej sklepu z pamiątkami. Po zakupie magnesów udaliśmy się na stary i nowy zamek. Stary zamek jest akurat w remoncie. Odbudowują go i za kilka lat będzie wyglądał jak dawniej. Dzisiaj nie ma tam co oglądać, bo jest po prostu jednym wielkim placem budowy. Nowy zamek to przede wszystkim muzeum, więc do niego również nie wchodziliśmy. Poszliśmy za to na znajdujący się tuż obok, na wysokiej skarpie, punkt widokowy z pięknym widokiem na Niemen i miasto. Po sesji zdjęciowej, między innymi z książką Elizy Orzeszkowej „Nad Niemnem” zeszliśmy, trochę nielegalnie, bo po skarpie, na nadniemeński bulwar. Niedaleko ujścia do Niemna rzeki Horodniczanki zaczyna się podejście do najstarszego budynku w Grodnie, czyli Cerkwi Świętych Borysa i Gleba, położonej na wzgórzu Kołoża. Jest to jedna z najstarszych zachowanych prawosławnych świątyń w Europie. Pierwsza wzmianka o niej pochodzi z roku 1138. To stąd w 1410 roku, zjednoczone wojska Wielkiego Księstwa Litewskiego wyruszyły na Grunwald.

Po zobaczeniu cerkwi poszliśmy przez Park Kołoża w stronę centrum miasta. Najpierw przeszliśmy koło Synagogi Chóralnej, aby przez dawną dzielnicę żydowską i bramę upamiętniającą wejście do grodzieńskiego getta dojść do ulicy Zamkowej i Placu Sowieckiego, który jest największym placem w Grodnie. Przy placu znajdują się największe atrakcje turystyczne miasta: barokowa katedra katolicka pw. św. Franciszka Ksawerego ufundowana przez króla Stefana Batorego, Apteka Jezuicka z Muzeum Farmacji, założona w 1709 roku, w której można kupić między innymi maść z sadła niedźwiedzia oraz inne naturalne medykamenty, pałac Sapiehów (lub Dom Stefana Batorego), budynek Centrum Kultury, Teatr Dramatyczny i czołg T34 – Pomnik Wyzwolenia Białorusi.

Po obejściu całego placu i zobaczeniu wszystkich atrakcji poczuliśmy się głodni. Znaleźliśmy restaurację i zjedliśmy obiad. Po wyjściu na dworze było już ciemno. Zrobiło się też późno i poszliśmy zobaczyć, czy w naszym apartamencie już ktoś na nas czeka. Okazało się, że przemiła pani czekała już na nas od dłuższego czasu. Pokazała nam cały apartament, zostawiła klucze i już mogliśmy szykować się do spania. Zanim jednak to zrobiliśmy udaliśmy się jeszcze na wieczorny spacer po Grodnie, tym razem jednak w inną część miasta. Z Placu Sowieckiego weszliśmy w ulicę Sowiecką, która jest wizytówką miasta i pięknym deptakiem. Później skręciliśmy w ulicę Elizy Orzeszkowej, przy której, jak nietrudno się domyślić, znajduje się pomnik słynnej polskiej pisarki oraz rekonstrukcja domu, w którym mieszkała, ze znajdującym się w nim małym muzeum Elizy Orzeszkowej. Zawróciliśmy przy Soborze Opieki Matki Bożej. Wracając przeszliśmy jeszcze przez Park Zhilibera oraz podziwialiśmy pomnik Lenina na placu jego imienia.

Wieczór spędziliśmy na miłych rozmowach przy winie, podczas których zdecydowaliśmy się na kolejną wspólną zagraniczną podróż na przełomie stycznia i lutego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Puszcza Kozienicka i Kozienice