wtorek, 18 sierpnia 2020

SOR i złamana noga















Wczoraj na siatkówce w WiMLU złamałem sobie nogę w kostce. Standardowa kontuzja siatkarska - spadłem po ataku na nogę kolegi i wykręciłem sobie kostkę w prawej nodze. Nawet mnie nie bolało i myślełem, że może będzie ok, ale po chwili wyskoczyła mi duża gula i już wiedziałem, że sobie nie pogram. W Szpitalu Bielańskim spędziłem 5 godzin na SORze. Pewnie byłoby szybciej, ale tuż przede mną przywieźli jakiegoś mocno połamanego pacjenta i lekarz poszedł na operację, która trwała 4 godziny.

Po zrobieniu zdjęcia rentgenowskiego okazało się, że mam złamanie kostki przyśrodkowej kości piszczelowej. Na szczęscie niegroźne ale i tak lekarz wsadził mi nogę w gips, a w zasadzie w półgips. Za 11 dni idę na kontorlę i mam nadzieję, że mi zdejmą wtedy to cholerstwo z nogi. Tym bardziej, że mnie ta noga w ogóle nie boli. Mam nadzieję, że dostanę jakąś ortezę i będzie ok, tym bardziej, że muszę jechać jeszcze nad Babant zebrać przyczepę...

piątek, 14 sierpnia 2020

Przezmark









A po powrocie z Babantu w domu czekał już na mnie L., który przyjechał na 10 dni do Polski. W środę opiekował się H. i przyszedł do nas do domu, a w czwartek wszyscy razem, na dwa samochody, pojechaliśmy do Przezmarku.

Spędziliśmy tam miły dzień na działce u Asi. Dobrze, że była piękna pogoda, bo dom cały czas jest remontowany i nie bardzo byłoby jak siedzieć w środku. Siedzieliśmy więc w ogrodzie oraz nad jeziorem, w którym równeż się wykąpaliśmy. A wieczorem razem z Łezką, mamą i L. wróciliśmy do Warszawy.

środa, 12 sierpnia 2020

Babant









Tegoroczny Babant, ze względu na to, że już nie mam wolnego w całe wakacje, był zdecydowanie krótszy niż poprzednie. Wyrwałem się z Warszawy na 10 dni i trafiłem akurat na najlepszą pogodę - upał od rana do nocy.

W czasie mojego pobytu J. obchodził swoje 50-te urodziny. Poza tym byliśmy też na działce u Dz., gdzie spotkaliśmy się z G., chodziliśmy jak zwykle na wieczorne spacery z psami, choć dużo krótsze niż w latach ubiegłych, bo było za gorąco, za bardzo gryzły nas gzy no i nasze psy (Łezka i Melcia) są już staruszkami.

Oczywiście robiłem jak zwykle plan lekcji dla naszej szkoły. Musieliśmy też z J. przebudować trochę nasz pomost, bo lata lecą i deski na nim i pod nim trochę się już zużyły. No i jak zwykle zrobiłem mnóstwo zdjęć pięknej babanckiej przyrody oraz wspaniałych zachodów słońca.

Puszcza Kozienicka i Kozienice