wtorek, 30 kwietnia 2024

Bawaria – dzień 1 – Liberec










W tym roku na majówkę wybraliśmy się do Bawarii. Podróż do Niemiec podzieliliśmy na dwa dni, oczywiście ze zwiedzaniem. Nocleg z wtorku na środę zaplanowaliśmy w Libercu. Do stolicy kraju libereckiego dojechaliśmy o godzinie 19.00, czyli dokładnie tak, jak to sobie zaplanowaliśmy. Mieliśmy wystarczająco dużo czasu, żeby przed zapadnięciem zmroku obejrzeć najważniejsze atrakcje w mieście.

Położony między Górami Izerskimi a Ještěd Liberec jest piątym co do wielkości miastem Czech. Położony na północy, blisko granic z Polską, jest znanym ośrodkiem turystycznym w zimie, kiedy tłumy ciągną tu w okolice, by poszusować na nartach. Jednak do Liberca warto się wybrać także w pozostałe pory roku. Początki miasta sięgają drugiej połowy XVI wieku. W 1577 roku Liberec otrzymał prawa miejskie. Na ulicach miasta znajduje się wiele interesujących pomników i obelisków upamiętniających lokalne postacie historyczne.

Spacer zaczęliśmy już na parkingu, bowiem tuż przy nim znajdują się fasady najstarszych zachowanych domów w Libercu. Domy Wallensteina zachowały się jedynie w części i obecnie są „przyczepione” do innego budynku. Znajdują się w małej, wąskiej uliczce, więc trzeba dobrze ich wypatrywać. Oryginalnie, te trzy domy, powstały w latach 1678-81. Następnie, wąskimi uliczkami udaliśmy się w kierunku bardzo ciekawej pracy jednego z najbardziej znanych współczesnych czeskich artystów – Davida Černego (znanego m.in. z rzeźb dzieci/niemowlaków w Pradze). W Libercu jest to z kolei… przystanek autobusowy, zwany Ucztą Olbrzymów. Przystanek pełni też cały czas swoją funkcję użytkową, więc jest to miejsce, gdzie sztuka ma zastosowanie praktyczne. Kierując się w stronę rynku minęliśmy budynek Teatru F.X. Szaldy. Pochodzi on z XIX wieku i jest zbudowany w stylu neorenesansowym. Naprzeciwko teatru, na tyłach Ratusza, stoi bardzo ciekawa stacja meteorologiczna. Po wejściu na Rynek od razu rzucił nam się w oczy piękny Ratusz. Został on wybudowany w stylu neorenesansowym w XIX wieku. Projekt Franza Neumanna był wzorowany na ratuszu wiedeńskim. Ten w Libercu został zbudowany na planie kwadratu, a najwyższa wieża ma 65 metrów wysokości. Sam budynek jest dość mocno zdobiony, ma sporo zaokrąglonych okien i strzelistości. Ratusz jest najwyższym budynkiem na miejskim rynku, jednak i pozostała zabudowa jest warta zobaczenia. Na środku rynku znajduje się fontanna Neptuna. Można tu też napić się kawy w jednej z kawiarni lub coś zjeść. Warto przejść się także po uliczkach otaczających rynek.

W Libercu jest również zamek, jednak niedostępny do zwiedzania. Można zobaczyć go tylko z zewnątrz. Nieopodal zamku znajduje się ładny zbiornik wodny utworzony na rzece Harcovsky Potok. Można tu wejść do wody przy plaży, czy zrobić sobie spacer wokół akwenu w przyjemnym otoczeniu zieleni. By zobaczyć to miejsce „na skróty”, warto wejść na tamę, skąd dostępne są świetne widoki na wodę i okolicę. Obecnie tama jest niestety w trakcie remontu i jest niedostępna dla turystów. Jest cała obstawiona metalowymi rusztowaniami i można ją zobaczyć tylko z mało dostępnego punktu widokowego. Wody w zbiorniku również nie ma.

Wracając na parking można jeszcze na chwilę wejść do kościoła świętego Antoniego Wielkiego. To świątynia rzymskokatolicka, której początki sięgają 1579 roku. To jeden z najstarszych zabytków w Libercu. Nie jest to jedyna świątynia w mieście. Oprócz niej są jeszcze: kościół pw. św. Bonifacego, Nawiedzenia NMP oraz kościół Świętego Krzyża. Po zwiedzeniu miasta wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Hotelu u Jezirka, w którym mamy dzisiaj nocleg. Znajduje się on tylko kilka minut drogi od centrum miasta. A jutro kontynuujemy naszą podróż do bawarskiego miasteczka Lenggries. Po drodze również mamy zaplanowane zwiedzanie.

niedziela, 14 kwietnia 2024

Poleski Park Narodowy - niedziela









Po śniadaniu wyruszyliśmy na dalsze zwiedzanie. Dzisiaj rozpoczęliśmy od siedziby Ośrodka Dydaktyczno-Muzealnego Poleskiego Parku Narodowego w Starym Załuczu i zlokalizowanej tuż przy nim ścieżki dydaktycznej „Żółwik”. Ma ona zaledwie pół kilometra, znajduje się w całości na terenie ośrodka i przeznaczona jest przede wszystkim dla najmłodszych gości Parku, ale i dorośli mogą się na niej dobrze bawić. Przedstawia między innymi strukturę lasu, opisuje życie żółwia błotnego oraz prezentuje stworzony przez Park niewielki Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt. Mogliśmy zobaczyć tutaj ogromne ilości bocianów - rekonwalescentów, kilka drapieżnych ptaków, no i przede wszystkim oczko wodne, w którym żyją sobie żółwie błotne. My widzieliśmy dzisiaj tylko jednego.

Przy ośrodku rozpoczyna się również druga ścieżka przyrodnicza - „Spławy”. Ścieżka ta jest atrakcyjna szczególnie dla miłośników przechadzek po drewnianych kładkach. W pierwszej części mijaliśmy fragmenty łąk, otwartych torfowisk i bagiennych lasów, wśród których mogliśmy zaobserwować ogromne ilości wyrastających z wody skrzypów. Wyglądało to naprawdę przepięknie. Mniej więcej w połowie drogi ścieżka prowadzi nas nad Jezioro Łukie - największy zbiornik Poleskiego Parku Narodowego. Nad jeziorem wybudowany jest pływający pomost widokowy, z którego mogliśmy obserwować piękną okolicę. Na wodzie spotkać można łabędzie nieme, perkozy czy łyski, a nad głowami, przy odrobinie szczęścia dostrzec można błotniaka stawowego czy największego ptaka drapieżnego Parku - bielika. My dzisiaj nie mieliśmy niestety szczęścia do ptactwa, ale za to w dalszej częsci ścieżki, która prowadziła nas po tak zwanej grobli dziedzica, dwa razy natknęliśmy się na przepiękne i naprawdę spore zaskrońce. Kładka przecina w tym miejscu malowniczy ols - atrakcyjny szczególnie wczesną wiosną.

Po ponad 7 kilometrach spaceru wróciliśmy w końcu do naszego punktu wyjścia, czyli pod parkowy ośrodek. Tutaj kupiliśmy sobie lody i gofry i chwilę odpoczęliśmy, wygrzewając się na słońcu, którego jednak dzisiaj było zdecydowanie mniej niż wczoraj. Dlatego trzeba było chwytać i korzystać z każdej słonecznej chwili.

Na koniec naszego zwiedzania Poleskiego Parku Narodowego zostawiliśmy sobie chyba najbardziej uczęszczana ścieżkę - „Dąb Dominik”. Tutaj, w przeciwieństwie do wszystkich pozostałych ścieżek, spotkaliśmy największą liczbę turystów. Wbrew nazwie, największą atrakcją tej ścieżki dydaktycznej jest zarastające Jezioro Moszne. Sam Dąb Dominik też mijamy po drodze, jednak nie jest on jakoś szczególnie wyeksponowany i urodziwy, być może dlatego, że jest już bardzo stary i lata jego świetności już dawno minęły. Do jeziora prowadzi nas leśna droga oraz, w końcowej fazie, drewniane kładki. Po drodze mijamy różne typy lasów: grądy, olsy i bory sosnowe.

W pierwszej części kładek, na powierzchni jeziora unosi się gęsty kożuch roślinności (głównie mchów torfowców) nazywany płem bądź spleją. Na powierzchni pła możemy spotkać owadożerne rosiczki, kwitnące storczyki, czy żurawinę błotną. Na samym końcu znajduje się pomost, z którego roztacza się panorama Jeziora Mosznego. Stąd na parking można wrócić dwiema drogami. My wybraliśmy dzisiaj tę krótszą i po kilkunastu minutach byliśmy już w samochodzie i mogliśmy jechać dalej. Mimo, że to była już ostatnia ścieżka którą odwiedzilismy, to wcale nie zakończyliśm jeszcze naszego dzisiejszego zwiedzania. Wczoraj wpadliśmy na pomysł, że jeśli nam się uda i czas pozwoli, to zaliczymy w drodze powrotnej jeszcze jedną, bonusową atrakcję - przepiękną magnacką rezydencję w Kozłówce.

Zespół pałacowo-parkowy w Kazłówce należał niegdyś do rodziny Zamoyskich. Ta późnobarokowa rezydencja magnacka jest jednym z najlepiej zachowanych kompleksów pałacowych w Europie, a w roku 2007 została wpisana na listę Pomników Historii. We wnętrzach muzeum, które aktualnie mieści się w pałacu, można podziwiać autentyczny wystrój pochodzący z przełomu wieków XIX i XX. Unikalna aranżacja pałacowych salonów łączy w sobie ówczesne trendy światowej mody z polską tradycją, a rodowe pamiątki przypominają o tle historycznym i dziejach rodziny gospodarzy. Każde z pomieszczeń, ukazuje oryginalne dekoracje, meble, przedmioty użytku codziennego oraz zjawiskową kolekcję dzieł sztuki pełną portretów rodzinnych i wybitnych reprodukcji malarstwa europejskiego. Pałac posiada też swoje tajemnice i legendy. Jedną z nich jest opowieść o duchu czarnej damy, ukazującym się w komnatach.

Oprócz samego pałacu, możemy tutaj zobaczyć piękną kaplicę, wzorowaną na kaplicy królewskiej w Wersalu. Przy pałacu znajduje się również reprezentacyjny ogród francuski z fontanną i pomnikiem żołnierzy napoleońskich oraz romantyczny park w stylu angielskim. Uroku temu miejscu dodają również pawie, które dumnie przechadzają się po całym parku, wykrzykując co chwilę do siebie oraz prezentując czasem turystom swoje przepiękne pióra. W dawnej powozowni działa Galeria Sztuki Socrealizmu prezentująca obrazy, rzeźby, rysunki, plakaty i inne dzieła, powstałe w latach 50. XX wieku, kiedy to sztukę wprzęgnięto w walkę o socjalizm. W Teatralni można zobaczyć wystawę „Rodzinny album”, gdzie prezentowane są fotografie z kolekcji hrabiego, ułożone poszczególnymi gałęziami rodu Zamoyskich. Z kolei w stajni koni cugowych możemy podziwiać wystawę powozów, sprzętu jeździeckiego i akcesoriów podróżnych.

Kozłówka była już ostatnim miejscem, które odwiedziliśmy podczas tego weekendu, ale ponieważ byliśmy już bardzo głodni, to wyszukaliśmy jeszcze po drodze restaurację, w której zjedliśmy obiad. Internet polecił nam restaurację Młyn w miejscowości Michów i był to bardzo dobry wybór. Zaraz po obiedzie zdarzyła nam się po drodze przykra przygoda. Prosto przed maskę samochodu wyskoczyła mi kura bażanta. Nie miałem żednej szansy wyhamować ani jej ominąć. Zatrzymałem się z nadzieją, że może uda się ją jakoś uratować, ale niestety nie było już na to żadnej szansy... Pozostała część drogi powrotnej do Warszawy minęła nam już na szczęście spokojnie i szybko, poza ostatnim krótkim fragmentem już w Warszawie, przy samej ulicy Gagarina, która to była zakorkowana przez utrudnienia związane z budową tramwaju do Wilanowa.

Puszcza Kozienicka i Kozienice