Dzisiaj był najbardziej męczący, ale chyba najfajniejszy dzień na Zielonej Szkole. Po śniadaniu wyjechaliśmy do Krakowa. Po półtoragodzinnej jeździe dotarliśmy wreszcie pod Smoczą Jamę, skąd wspięliśmy się na Wzgórze Wawelskie, by podziwiać Zamek Królewski i jego otoczenie, skąpane w kwietniowym słońcu.
Później Drogą Królewską, idąc ulicą Kanoniczną i Grodzką, koło kościoła pw. Św. Piotra i św. Pawła dotarliśmy na Rynek Starego Miasta. Tam przybliżyliśmy sobie historię najważniejszych zabytków na rynku, czyli Sukiennic, Kościoła Mariackiego, Kościoła Św. Wojciecha, Wieży Ratuszowej i pomnika Adama Mickiewicza. Gdy skończyliśmy zbliżało się południe, tak więc mogliśmy wysłuchać sobie hejnału granego z Wieży Kościoła Mariackiego. Do zobaczenia została nam jeszcze ulica Floriańska zakończona Bramą Floriańską, za którą znajduje się Barbakan.
Później nastąpił dla uczniów upragniony czas wolny na Rynku. Nauczyciele w tym czasie poszli sobie zjeść przepyszne lody u Wentzla. W Krakowie można oczywiście być kilka dni, co i tak nie wystarczy na zwiedzenie wszystkich jego atrakcji. My jednak musieliśmy zadowolić się tylko krótkim Zwiedzaniem, bo o 15 musieliśmy stawić się przed wejściem do Kopalni Soli w Bochni. Ponieważ będąc w tych okolicach ostatnio zwiedzaliśmy Wieliczkę, tym razem zdecydowałem się na Bochnię. Byłem tam dzisiaj pierwszy raz i nie żałuję. Być może sale nie są tak okazałe jak w Wieliczce, ale cały program i sposób jego przedstawienia, jest o wiele ciekawszy dla zwiedzających. Mimo tego, że zwiedzanie jest dłuższe niż w Wieliczce, bo trwa równo 3 godziny, to ani przez moment nie odczuwa się tego i po wyjściu na powierzchnię ze zdumieniem stwierdza się, że rzeczywiście minęły już 3 godziny.
Po wyjściu z kopalni niebo było zachmurzone i zanosiło się na burzę. I rzeczywiście, gdy przejeżdżaliśmy koło Krakowa autostradą, wokół nas zaczęło się błyskać, a po kilkunastu minutach wjechaliśmy w środek burzy. Skończyła się ona dopiero, gdy zbliżaliśmy się do naszego ośrodka w Podlesicach. Po przyjeździe zjedliśmy obiad (a w zasadzie już kolację) i zmęczeni (chyba) udaliśmy się do swoich pokojów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz