Podróż do Szczawnicy rozpoczęliśmy o 7.30. Pogoda do jazdy była bardzo dobra. Nie padało, droga sucha, a temperatura, jak na tą porę roku bardzo wysoka, bo miejscami przekraczała 10oC.
Nie mieliśmy ustalonej żadnej trasy, więc jechaliśmy tak, jak akurat nam się spodobało, byle bliżej Szczawnicy. No i w ten sposób dość przypadkowo trafiliśmy do przepięknego zamku w Nowym Wiśniczu. W dodatku był otwarty dla zwiedzających. Weszliśmy kupić bilety, ale nikogo nie było, więc poszliśmy oglądać zamek z zewnątrz. Gdy już go obeszliśmy postanowiliśmy sprawdzić, czy otwarte są drzwi do zamku. Okazało się, że są otwarte, więc weszliśmy i zaczęliśmy zwiedzanie. Prawie wszystkie drzwi do poszczególnych komnat były otwarte. Zwiedzaliśmy więc kolejno wszystkie komnaty, będąc w zamku jedynymi gośćmi. Nikt nie pilnował eksponatów, nikogo nie było na zamku oprócz nas! Było to troszkę dziwnie, ale jednocześnie niesamowite. Obejście całego zamku zajęło nam około godziny. Przy wyjściu nikt nas nie zaczepił, więc spokojnie poszliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę Szczawnicy. Na miejscu byliśmy około 15.
Po rozpakowaniu rzeczy zadzwoniliśmy do E. i M. i umówiliśmy się z nimi na kolację do „Karczmy u Polowacy”, w której od 18 miała grać kapela góralska. Zamówiliśmy sobie przepyszną baraninę i sarninę oraz wino, malinówkę i wiśniówkę. Czas do późnego wieczora minął nam bardzo przyjemnie i szybko, szczególnie przy dźwiękach góralskiej kapeli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz