Śniadanie o godzinie siódmej, wyjazd po ósmej w kierunku Akaby i Morza Czerwonego. I znów nie jechaliśmy sami. Tym razem o podwiezienie do Akaby poprosiła nas para sympatycznych Holendrów. Podróż do wakacyjnej stolicy Jordanii zajęła nam około półtorej godziny. Po pożegnaniu się z Holendrami i krótkim poszukiwaniu podjechaliśmy na plażę miejską w Akabie. Mieliśmy spory problem ze znalezieniem miejsca parkingowego, bo dzisiaj pierwszy dzień muzułmańskiego weekendu (czyli taka nasza sobota). Na plaży oczywiście było mnóstwo jordańskich rodzin z małymi dziećmi. Sporo z nich kąpało się w morzu, bo woda była całkiem przyjemna, a na powietrzu było 22 stopnie Celcjusza. Ja wyjątkowo tym razem nie skorzystałem z kąpieli.
Po krótkiej wizycie nad Morzem Czerwonym pojechaliśmy w kierunku Morza Martwego, wzdłuż granicy z Izraelem. Prawie przez całą drogę mijaliśmy liczne budki strażnicze, wieże obserwacyjne, obozy wojskowe, a przy drodze co jakiś czas stały patrole policyjne. Nas kontrolowali dzisiaj 3 razy. Prawie cała drogę z Akaby nad Morze Martwe obserwowaliśmy na naszym GPS-ie jak zmienia się wysokość nad poziomem, a w zasadzie to pod poziomem morza. Wjeżdżaliśmy przecież dzisiaj do najniżej położonego punktu na Ziemi. Najpierw mieliśmy radochę, jak pokazały się ujemne wartości wysokości, czyli gdy wjechaliśmy już na teren depresji. Potem wysokość systematycznie spadała. Chwilowo zatrzymała się na wysokości około 358 m p.p.m., bo skręciliśmy w drogę prowadzącą w góry, do miejscowości Al-Karak (Kerak). Początkowo droga prowadziła bardzo stromymi serpentynami w górę, ukazując za każdym zakrętem coraz to piękniejsze widoki za oknami samochodu. Później jechało się już nieco spokojniej.
Kerak najbardziej jest znany z zamku Krzyżowców. To otoczone murem miasto było wymieniane w Biblii i umieszczone na mozaikowej mapie w Madabie. W 1142 r. lord Pagan Butler przeniósł swoją siedzibę do Kerak. Wzniósł zamek w tym miejscu, a jego następcy dobudowali wieże i fosę. Potęga i lokalizacja zamku Krzyżowców uczyniła zeń jedną z najważniejszych twierdz obronnych wschodniego skrzydła Królestwa Jerozolimskiego. Ten strategiczny zamek otoczony jest klifami z trzech stron. Góruje nad Drogą Królewską, którą przebiegał lukratywny szlak handlowy i przechodziły pielgrzymki do Mekki.
Zamek widać było już z daleka. Jest bardzo ładny, ale chyba lepiej prezentuje się z oddali niż w środku. Dziś są tutaj przede wszystkim, udostępnione turystom ruiny, po których można sobie pochodzić. Z zamku roztaczają się również przepiękne widoki na okolicę.
Po zwiedzeniu zamku wróciliśmy z powrotem na drogę prowadzącą wzdłuż Morza Martwego. Kontynuowaliśmy oczywiście odliczanie kolejnych metrów pokonywanych pod poziomem morza i zastanawialiśmy się, czy pęknie w końcu granica 400 metrów. W międzyczasie, zatrzymując się co chwilę na punktach widokowych, oglądaliśmy przepiękne, dzikie wybrzeże Morza Martwego oraz podziwialiśmy przepiękny zachód słońca. W końcu, na jednym z takich punktów widokowych, dokładnie naprzeciwko skały, która uważana jest za żonę biblijnego Lota zamienioną w słup soli po tym, jak nie usłuchała Boga i odwróciła się w czasie ucieczki z Sodomy i Gomory, zobaczyć płonące miasto, wskaźnik wysokości na naszym GPS-ie pokazał wartość -403 metry pod poziomem morza! Kto wie, być może patrząc w tym miejscu na Morze Martwe, oglądaliśmy również miejsce, w którym zatopione zostały ruiny Sodomy i Gomory?
Zanim zrobiło się całkowicie ciemno zatrzymaliśmy się jeszcze raz, kiedy to promienie zachodzącego słońca, w magiczny wręcz sposób podświetliły znajdujące się nad Morzem Martwym chmury i dały przepiękny pokaz kolorów na niebie.
Potem pozostał nam już tylko dojazd po ciemku do naszego hotelu, który odbywał się częściowo w Ammańskich korkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz