Ponieważ nie mogę się jakoś zebrać z wpisem z Zielonej Szkoły to postanowiłem zrobić tym razem inaczej. Skorzystam z tekstu opublikowanego na stronie internetowej naszej szkoły, a napisanego przez jedną z nauczycielek, które były z nami na wyjeździe. Moje w tym poście będą tylko zdjęcia.
"W dniach 27 - 31 maja opuściliśmy naszą szkołę i pojechaliśmy na „zieloną szkołę” do Murzasichla. Klasy pierwsze, czwarte, piąta, szósta, ósme i gimnazjaliści zapakowali się do 5 autokarów i w takim konwoju ruszyliśmy na południe. Podróż przebiegła sprawnie, po drodze zwiedziliśmy kopalnię soli w Wieliczce. Jak zwykle, nie wszyscy uwierzyli przewodnikom na słowo, że na ścianach jest sól i musieli sprawdzić to organoleptycznie, czyli własnym językiem. Po zwiedzaniu pojechaliśmy dalej słynną zakopianką, która nadal jest w przebudowie i na wysokości Rdzawki ukazały nam się Tatry w pełnej krasie, z czapami lodu na szczytach i zboczach. Bez opóźnień dotarliśmy do Murzasichla, zakwaterowaliśmy się i zjedliśmy kolację. Po kolacji podziwialiśmy zieleń łąk, pasące się na nich kierdle owiec, a uczniowie próbowali odgadnąć nazwy gór. Najłatwiej poszło z Giewontem. Napatrzyliśmy się na góry, i bardzo dobrze, bo był to pierwszy i ostatni raz na naszym wyjeździe. W nocy Tatry spowił gęsty wał chmur, temperatura spadła, zaczęło lać i tak już było do końca. Deszcz lał, padał, siąpił, zacinał, mżył, kropił dzień i noc. W związku z tym przestaliśmy zwracać na niego uwagę i w grupach, dzień po dniu, zgodnie z harmonogramem realizowaliśmy program.
Zwiedziliśmy Zakopane i wjechaliśmy kolejką na Gubałówkę. Przeszliśmy do wyciągu na Polanie Szymoszkowej, wierząc przewodnikowi na słowo, że tam na południu są Tatry. Poznaliśmy historię Zakopanego, historię osadnictwa na Podhalu i podstawowe informacje z geografii Tatr. Dowiedzieliśmy się, że dziwnie brzmiąca nazwa Murzasichle oznacza przysiółek (mur) za mokradłem (sichle) i pochodzi z języka rumuńskiego, którym mówili pierwsi pasterze osadnicy przybyli w XVI w. na Podhale. We wtorek wieczorem wszystkie grupy miały spotkanie w izbie tradycji z góralskim bajarzem, który opowiadał o historii, tradycjach i życiu górali.
Następnego dnia poszliśmy do Morskiego Oka (oczywiście w deszczu), mijając po drodze płaty śniegu. Morskie Oko niezależnie od pogody jest piękne, gór nie widzieliśmy, bo mgła i chmury dokładnie je zasłoniły. Było dużo śniegu wokół jeziora, a na drzewach dopiero rozwijały się liście, więc doświadczyliśmy przedwiośnia po raz drugi w tym roku. Po powrocie poszliśmy na ognisko i kiełbaski, na szczęście ognisko było w wiacie pod dachem. Trzeciego dnia pojechaliśmy na wycieczkę do Doliny Kościeliskiej. Tego dnia lało najbardziej, a temperatura spadła poniżej 10 stopni. Po drodze uczniowie porozmawiali z juhasem Jędrkiem wypasającym owce w dolinie, pogłaskali mokrego owczarka i po 5,5 km szybkiego marszu wzdłuż szumiącego potoku dotarliśmy na gorącą herbatę do schroniska na hali Ornak. Tego dnia zwiedziliśmy jeszcze zabytkowy cmentarz na Pęksowym Brzyzku i ekspozycje w Muzeum Tatrzańskim. Przemoknięci wróciliśmy na obiad do Murzasichla. Wieczorem było spotkanie wszystkich grup, podsumowanie, konkurs wiedzy o Podhalu, wręczenie nagród i dyplomów, a na koniec dyskoteka. W piątek, oczywiście w deszczu zapakowaliśmy się do autokarów i wyruszyliśmy do Warszawy. Z każdym mijanym kilometrem pogoda stawała się ładniejsza, a nawet pojawiło się słońce. Kraków przywitał nas pięknym słońcem i tłumami ludzi. Podzieleni na grupy, zwiedziliśmy Wzgórze Wawelskie, przeszliśmy ulicą Kanoniczą na Rynek. Zwiedziliśmy kościół Mariacki, wysłuchaliśmy hejnału i poszliśmy do Collegium Maius. Pani przewodnik w przystępny sposób opowiedziała nam o zabytkach Krakowa, a uczniowie dostali jeszcze wolny czas, aby kupić sobie pamiątki. Wieczorem wróciliśmy do Warszawy."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz