Dzisiaj na śniadaniu była właścicielka hotelu, która przeprosiła nas za całą sytuację z pierwszego dnia. Powiedziała, że oczywiście zwróci nam pieniądze za brak jednego pokoju pierwszej nocy i w ramach przeprosin zaproponowała nam darmową kolację w dniu dzisiejszym. Po śniadaniu poszliśmy na drugą część zwiedzania Budapesztu.
Przy stacji metra Astoria znajduje się jedna z najpiękniej prezentujących się synagog w Europie. Dzisiaj zwiedzanie zaczęliśmy właśnie od niej, jednak nie wchodziliśmy do środka, gdyż wejście było bardzo drogie i nie czuliśmy potrzeby zwiedzania jej wewnątrz. Wielka Synagoga Dohanyi Utca jest drugą na świecie pod względem wielkości. Niestety w dużej części jest zrekonstruowana po wysadzeniu w powietrze przez kolaborujących z nazistami węgierskich Strzałokrzyżowców. Na północ od niej kilkanaście kwartałów i ulic wyznacza dawną dzielnicę żydowską. Społeczność żydowska w mieście była dużo większa niż w Krakowie czy Pradze. Kierujemy się w dowolnej konfiguracji ulicami Vasselenyi, Dobu, Csanyi czy Szekelyi w kierunku Opery. Na chwilę weszliśmy zobaczyć jak wygląda budynek Opery w środku. Jest naprawdę bardzo ładny. Obok centrum Pesztu okolice Opery to najbardziej reprezentacyjna część tym rejonie miasta. Ulice są tu szerokie, toną w eleganckich zazielenionych kanionach pomiędzy wielopiętrowymi zadbanymi secesyjnymi kamienicami. Niezwykle dumnie prezentuje się Aleja Andrassy, pod którą biegnie żółta linia metra, do której wsiądziemy za chwilę. Najpierw jednak idziemy zjeść ciastka w jednej z bardziej znanych cukierni w Budapeszcie – Művész Kávéház.
Żółtą linią metra jedziemy w kierunku Placu Bohaterów. To najważniejszy plac w mieście, z Pomnikiem Tysiąclecia i Grobem Nieznanego Żołnierza. W jego sercu dumnie pręży się 36 metrowa kolumna z podobizną archanioła Gabriela otoczona półkolistą kolumnadą z posągami przywódców Węgier. Plac z dwóch stron zamykają budynki Muzeum Sztuk Pięknych i Pałacu Sztuki, a w pobliżu znajduje się park miejski Városliget.
To właśnie ten park był naszym kolejnym celem. Varosliget, czyli najpiękniejszy park Budapesztu i obok Wyspy Małgorzaty ulubione miejsce wypoczynku mieszkańców miasta. To taki trochę romantyczny skrawek Budapesztu, gdzie alejkami wśród platanów, możemy spacerować pomiędzy oczkami wodnymi, pawilonami oraz naprawdę sporych rozmiarów zabytkami, takimi jak choćby otoczony systemem stawów zamek Vaidahunyad, przypominający trochę sentyment Węgrów do węgierskiej Transylwanii i Szeklerszczyzny. Nam bardziej przypominał Hogwart z Harrego Pottera. Po zachodniej części lasku miejskiego majaczą kopuły największych pesztańskich term czyli Szechenyi Gyogyfurdo oraz pawilony ogrodu zoologicznego. Tutaj właśnie skończyliśmy nasz spacer po parku i weszliśmy z powrotem do „żółtego” metra kierując się w stronę Wyspy Małgorzaty.
Gdy mieliśmy już wysiadać do metra weszli kontrolerzy biletów, a w zasadzie dwie kontrolerki. Jedna malutka a druga ogromna i szczerbata. Spokojnie wyjąłem bilet i pokazałem jej, a ona do mnie, że to bilet tylko dla jednej osoby. Ja spokojnie jej mówię, że kupiłem bilet grupowy na 5 osób, a ona swoje. I okazało się, że… miała rację, a my jak frajerzy kupiliśmy niewłaściwe bilety. Nie ma to jak czytanie ze zrozumieniem po angielsku. No ale cóż można poradzić. Wywiązała się niemiła dyskusja, momentami nawet dość głośna, ale pani duża i szczerbata była nieugięta i musieliśmy zapłacić po 100 zł kary za 7 osób. No i rzecz jasna raz jeszcze pójść i kupić, tym razem już właściwe bilety…
Po tej niemiłej przygodzie pojechaliśmy autobusem i tramwajem na Wyspę Małgorzaty. Wysiedliśmy na śrdoku Mostu Małgorzaty, który został zbudowany w latach 1872-1876. Łączy nie tylko dwa brzegi Dunaju, ale jednocześnie dotyka Wyspę Małgorzaty (most z wyspą połączono dopiero pod koniec XIX wieku). Jego neobarokowa konstrukcja była projektem architekta Ernesta Gouina. Most kilkakrotnie przebudowywano i rozbudowywano. Od 1894 roku kursował po nim tramwaj elektryczny. W czasie II wojny światowej, 4 listopada 1944 roku, z niewyjaśnionych do dziś przyczyn, w powietrze wyleciały trzy filary mostu. Eksplozja pochłonęła wiele ofiar wśród cywilów i niemieckich żołnierzy. Ostatecznie most został wysadzony przez wycofujące się jednostki niemieckie 18 stycznia 1945 roku. Po wojnie został odbudowany jako druga przeprawa w Budapeszcie. Do całkowitego użytku oddany został w 1948 roku. Ma 607 metrów długości (najdłuższe przęsło: 88 metrów) i 25 metrów szerokości. Konstrukcja mostu opiera się na siedmiu filarach.
Po wyjściu z tramwaju poszliśmy do parku na wyspie i usiedliśmy sobie przed fontanną Małgorzaty żeby chwilę odpocząć od miejskiego zgiełku. Rozbrzmiewają z niej różne utwory, między innymi The Beatles czy Vivaldiego.Wyspa Małgorzaty zwana jest zielonymi płucami Budapesztu. Jest idealnym miejscem do wypoczynku wśród zieleni po intensywnym zwiedzaniu. Oprócz licznych ścieżek spacerowych znajdziemy na niej ogród japoński i ogród różany z niezliczoną ilością rożnych gatunków drzew i kwiatów. Do odkrycia są tutaj również średniowieczne ruiny i park wodny.
Po krótkim pobycie na wyspie wsiedliśmy do autobusu, a następnie tramwaju jadącego wzdłuż prawego brzegu Dunaju. Wysiedliśmy przy Łaźniach Gellerta znajdujących się u podnóża Góry Gellerta, tuż przy Moście Wolności. Hotel Gellerta i Łaźnie Gellerta słynące z bijącego w nich źródła o niezwykłych właściwościach, to jeden z najbardziej ekskluzywnych, co za tym idzie najdroższych kompleksów basenowo-leczniczych w całym Budapeszcie. Udostępniono w nim kilkanaście basenów na zewnątrz i wewnątrz przepięknego secesyjnego budynku, sauny i kabiny parowe. Na miejscu dostępne są również zabiegi kosmetyczne i masaże. Kompleks oddano do użytku po I wojnie światowej, ale już w średniowieczu stała tu łaźnia. W okresie międzywojennym ukończono w parku zdrojowym basen z falą – stanowiący wtedy unikat w Europie – który funkcjonuje do dzisiaj. Budynek mocno zniszczony podczas II wojny światowej powoli odzyskał wcześniejszą świetność. Przebywali tu tacy goście jak Andrew Lloyd Webber, Dmitrij Szostakowicz, Richard Nixon, Anthony Quinn, Jane Fonda lub ostatnio Ryan Gosling. Gellért warto odwiedzić nie tylko dlatego, że jest to jedna z najbardziej oryginalnych łaźni w Budapeszcie, ale także dlatego, że w budownictwie i dekoracji możemy obserwować wybitne elementy architektury Budapesztu z przełomu wieków. Wszystkie rzeźby i witraże budynku zostały wykonane przez słynnych artystów tamtych czasów, w dawnych salach kąpieliskowych żeńskiej i męskiej możemy podziwiać ściany pokryte przepiękną ceramiką z fabryki porcelany Zsolnay z Peczu. Oprócz basenów do dyspozycji jest oczywiście sauna, również parowa, a w lecie można się opalać w ocienionym parku na Górze Gellérta. Pod względem zdrowotnym skład wody wspiera leczenie dolegliwości stawów, choroby kręgosłupa i problemów z krążeniem. Basen Gellérta jest również popularnym miejscem kręcenia filmów, co mogliśmy zobaczyć na własne oczy, gdyż przed głównym wejściem do hotelu rozstawione były wozy ekipy filmowej, a w środku kręcono jakiś film.
Mieliśmy zamiar wejśc do basenów, nawet byliśmy już przy kasie, żeby kupować bilety, ale kazano nam dopłacać za brak wolnych szafek. Trochę nas to wkurzyło i w końcu zrezygnowaliśmy z kąpieli. Zrobiliśmy jedynie kilka zdjęć w głównym holu łaźni.
Po wyjściu z Łaźni udaliśmy się na drugą stronę Dunaju przez Most Wolności, pierwotnie nazwany mostem Franciszka Józefa. Został on zbudowany w latach 1894-1896. Powstał specjalnie na Światową Wystawę Millennium w 1896 roku. Most, jako trójprzęsłową konstrukcję kratową, zaprojektował János Feketeházy, ówczesny główny inżynier kolei węgierskich. Ostatni srebrny nit na moście wbił sam cesarz Franciszek Józef I. Oba portale mostu ozdobione są herbem Węgier i dwoma posągami Turula – ptaka z węgierskich legend. W czasie II wojny światowej, 16 stycznia 1945 roku, Most Franciszka Józefa, został wysadzony w powietrze przez wycofujące się wojska niemieckie. Po zakończeniu wojny był pierwszym odbudowanym mostem. Ponownie dla ruchu został udostępniony 20 sierpnia 1946 roku. Otrzymał też nową nazwę – Most Wolności. Most ma 380 metrów długości (najdłuższe przęsło: 175 metrów) i 27,1 metrów szerokości.
Nieopodal mostu znajduje się najbardziej znana Hala Targowa w Budapeszcie – Central Market Hall. Jest tu część typowo targowa, na której zakupy robią mieszkańcy stolicy Węgier (stoiska z wędlinami, pieczonymi golonkami, słoniną, kabanosami, przyprawami), ale też i stoiska nastawione typowo na turystów, na przykład z Tokajem, lawendowymi pamiątkami czy wreszcie stoisko sprzedające najbardziej znane w mieście langosze. Oczywiście trzeba było je spróbować. Zanim jednak je kupiliśmy, musieliśmy swoje odstać w naprawdę długiej kolejce i to pomimo tego, że działały dwie kasy. Ale warto było, choćby dlatego, żeby spróbować typowo węgierskiej potrawy, jaką są langosze. Można je tu zjeść na kilkadziesiąt sposobów (nawet na słodko w różnej konfiguracji dodatków), ale my wybraliśmy raczej klasyczne wersje. Po przekąsce zrobiło się już na tyle późno, że zaczęliśmy powoli powrót do hotelu na kolację. Jednak po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę na nabrzeżu, żeby kupić bilety na wieczorny rejs po Dunaju. Możliwości wyboru statku jest tutaj mnóstwo, więc zdecydowaliśmy się na pierwszy z brzegu, który akurat był dostępny. Rejsy po Dunaju organizowane są przez cały rok. Do wyboru mamy rejsy dzienne, wieczorne lub nawet nocne, zwykłymi tanimi wycieczkowcami lub ekskluzywnymi statkami, na których serwowana jest kolacja, odbywa się degustacja węgierskich win i gra muzyka na żywo. Organizowane są także rejsy sylwestrowe, walentynkowe czy imprezowe. Na pewno każdy znajdzie coś odpowiedniego dla siebie. Ceny rejsu uzależnione są od długości jego trwania oraz standardu. My kupiliśmy bilety na godzinę 21.00, więc mieliśmy dużo czasu, żeby spokojnie zjeść kolację w hotelu.
Kolacja była wyjątkowo dobra. Dostaliśmy dwa wielkie półmiski z różnego rodzaju mięsem, frytkami i ryżem do wyboru oraz napoje. Nasyceni udaliśmy się na wieczorny rejs statkiem po Dunaju. Budapeszt z poziomu rzeki wygląda naprawdę okazale. Można poznać go z zupełnie innej perspektywy. Nasz rejs trwał nieco ponad godzinę. Po powrocie do hotelu poszliśmy spać. Jutro wracamy już do Polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz