Do domu nie wracaliśmy już na dwa samochody, bowiem, jak ją nazwałem wczoraj, „kawiarniana” część naszej wycieczki postanowiła wrócić do Warszawy wcześniej. Część zwiedzająca natomiast miała jeszcze w planach zobaczenie kilku atrakcji. Przede wszystkim wyjechaliśmy z Bratysławy kierując się w stronę małych i malowniczo położonych miejscowości na południowych zboczach okolicznych wzgórz, leżących na tak zwanym Małokarpackim Szlaku Winnym (Malokarpatská vínna cesta).
Wielowiekowe tradycje uprawy winnej latorośli i produkcji wina związane są głównie z południowymi regionami dzisiejszej Słowacji. Najbardziej znanym jest region Małych Karpat, położony na północ i południowy-wschód od Bratysławy. Największym i najbardziej cenionym winnym szlakiem na Słowacji jest Małokarpacki Szlak Winny (MVC), który powstał w 1995 roku i zrzesza 25 miast i gmin. Winna droga biegnie przez ponad 250 winnych piwnic w starych królewskich miastach m.in. Święty Jur, Pezinok, Modra i Trnava. Urok tych historycznych winnych piwnic oraz atrakcyjnych miejsc w Regionie Małych Karpat jest ogromny ze względu na tradycje winiarskie, które sięgają jeszcze czasów celtyckich, a potem rzymskich legionów, zakładających winnice wzdłuż Dunaju, oraz przybyłych w średniowieczu kolonizatorów niemieckich, którzy rozwinęli uprawę winnej latorośli. Wszystkie miasteczka i wsie szlaku winnego witają przytulnymi rynkami, zamkami, XIII i XIV-wiecznymi kościółkami, choć każde z nich jest nieco inne i ma w sobie coś specyficznego.
Rezerwaty przyrody, wielkomorawskie unikatowe lasy oraz wielkomorawskie grodzisko z X wieku, a także renesansowy kasztel Pallfy’ego oferuje Święty Jur, który był pierwszym miasteczkiem przez które jechaliśmy. Nieopodal znajduje się Slovensky Grob, który znany jest z pieczonych gęsi, które mieszkańcy serwują bezpośrednio w swoich domach, a do tej tradycyjnej potrawy podają lampkę własnej produkcji wina. W Slovenskym, a także w Chorvatskym Grobie (wioski te leżą niedaleko siebie) do dzisiaj silne są tradycje sztuki ludowej, zwłaszcza koronkarskie i hafciarskie. Oko cieszą ściany starych domów, zdobionych ludową ornamentyką. Kolejnym miejscem na szlaku jest Pezinok, historyczne wolne miasto królewskie, a dziś jedno z centrum winiarskich na Słowacji. To właśnie tutaj zatrzymaliśmy się, żeby zobaczyć znajdujący się tu zamek. Nie mieliśmy w panie zwiedzania go, ale gdy weszliśmy na dziedziniec nasz wzrok przykuło znajdujące się w rogu wejście, schodkami w dół, do sklepu z winami. Sklep okazał się być jednocześnie mini piwnicą, w której znajdowało się coś w rodzaju muzeum, w którym mogliśmy zobaczyć jak wygląda cały cykl produkcji wina i oczywiście na koniec zakupić jakieś lokalne produkty. Nie ukrywam, że byliśmy mile zaskoczeni tą niezaplanowaną atrakcją.
W Modrej, gdzie uroczyście w maju i listopadzie inaugurowane są „Dni Otwartych Piwnic”, warto odwiedzić fabrykę ceramiki modrańskiej, przepięknie malowanej w kolorowe wzory i sceny tematycznie nawiązujące m.in. do tradycji winiarskich w regionie Małych Karpat. Tutaj także, na rynku stoi pomnik Ludovita Stura, jednego z głównych XIX-wiecznych przedstawicieli słowackiego ruchu narodowościowego. My jednak nie mieliśmy już czasu odwiedzić tego miasteczka. Przejechaliśmy jedynie przez nie, kierując się już prosto w stronę zamku Czerwony Kamień, bowiem musieliśmy zdążyć na konkretną godzinę zwiedzania, bo później musielibyśmy czekać aż 2 godziny, co zupełnie nam się nie kalkulowało.
Zamek Czerwony Kamień (Červený Kameň) to jeden z najpiękniejszych zamków w Małych Karpatach i zarazem jeden z najlepiej zachowanych zamków w Słowacji. To całkiem potężna twierdza położona na wzgórzu. W środku znajduje się muzeum, w którym zobaczyć można jak żyło się szlachcie na przestrzeni wieków. Zamek można zwiedzać tylko z przewodnikiem i odbywa się na konkretną godzinę. Do niedawna podobno nie wolno było też robić na zamku zdjęć.
Niesamowite wrażenie robią tutaj piwnice zamkowe, które są jednymi z najpiękniejszych i największych w Europie. Pierwotnie miała być w nich magazynowa miedź, ale ostatecznie wypełnione zostały beczkami wina. Dzisiaj piwnice są puste i udostępnione do zwiedzania. Można zajrzeć także do zamkowej studni – robi naprawdę ogromne wrażenie, bowiem jest głęboka na 109 metrów! Na zamku odbywają się turnieje rycerskie, spotkania kolekcjonerów antyków czy miłośników wina. Warto zobaczyć także pokaz sokolnictwa. Bilety wstępu na zwiedzanie zamku z przewodnikiem w języku słowackim kosztują od 8 euro ale my mieliśmy szczęście, bowiem pani w kasie powiedziała nam, że dzisiaj zwiedzanie jest darmowe. Musieliśmy jedynie zapłacić 2 euro za możliwość fotografowania zamkowych wnętrz. Dostaliśmy także wydrukowane kartki z polskim opisem poszczególnych zamkowych pomieszczeń. Zwiedzanie trwało prawie 2 godziny. Po powrocie do samochodu pozostał nam już tylko powrót do Warszawy.
Nawigacja poprowadziła nas drogą przez Słowację i Czechy. Po drodze musieliśmy przejechać nieco krętą górską drogą, przecinającą w poprzek Beskid Śląsko-Morawski. Na tym górskim odcinku drogi zrobiła się na moment dosyć gęsta mgła i zaczął padać deszcz, który przez pewien czas towarzyszył nam w drodze. W Polsce zatrzymaliśmy się tradycyjnie w KFC na A1, żeby coś przekąsić i zatankować benzynę. Mimo tego, że wracaliśmy na sam koniec długiego weekendu, to do samej Warszawy jechaliśmy prawie pustą drogą. Nawet w samej Warszawie nie było korków na S8, co przyjęliśmy z dużą satysfakcją. Do domu przyjechaliśmy przed godziną 21.00.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz