W ten weekend, dość spontanicznie, znowu pojechałem nad Babant. Zdecydowałem się pojechać tylko dlatego, że mama chciała jechać. Wsiedliśmy więc w sobotę w samochód i po 3 godzinach byliśmy na miejscu. Okazało się, że nad Babantem jest też M. ze swoim nowym chłopakiem M. i dwoma psami.
Dzieki temu, że była ze mną mama, to pomogła mi rozstawić przedsionek. Podczas rozstawiania go cały czas grzmiało, ale jeszcze nie padało. Gdy już rozstawiliśmy przedsionek poszedłem się wykąpać. Potem trochę odpoczęliśmy i poszliśmy zobaczyć się z H. Gdy niej siedzieliśmy zaczęło kropić. Wróciliśmy więc do siebie i po chwili rozpadało się na dobre. Takiej ulewy nad Babantem to już dawno nie było. Dobrze, że nie zdążyłem jeszcze rozłożyć podłogi, bo w całym przedsionku stała woda aż po kostki. Musiałem także rozłożyć dodtkowe rozpórki pod sufit bo na dachu przedsionka zbierała sie woda. Po deszczu zrobiło się już późno ale nie całkowicie ciemno, bo przecież z soboty na niedzielę była najkrótsza noc w tym roku. Mama poszła spać, a ja poszedłem pogadać z M. i M. M. poszedł spać około 23, a ja z M. gadaliśmy sobie prawie do 3 nad ranem. Miło było pogadać sobie w końcu o wszystkim, bo bardzo długo się nie widzieliśmy i mieliśmy sobie dużo do opowiadania :). Poszedłem spać gdy już zaczęło robić się jasno.
A w niedzielę po śniadaniu pojechaliśmy na chwilę z M. na jej działkę, bo poprzedniego dnia na nią nie trafiła :) i do sklepu w Rybnie.
A po powrocie na pole, ponieważ znów zanosiło się na deszcze, to zaczęliśmy się pakować i wyjechaliśmy wcześniej w drogę powrotną do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz