Po śniadaniu wyruszyliśmy postawionymi pod hotel busami na pustynię Maranjab. Jest to położona na zachodzie część Wielkiej Pustyni Słonej (Daszt-e Kawir), która jest jedną z dwóch głównych pustyń w Iranie (druga to Pustynia Lota). Pustynia rozciąga się od miasta Kom aż po granicę z Afganistanem i jest położona na wysokości 600-800 m n.p.m. Składa się głównie z dużych warstw soli okrywających gęste tereny błotniste. Aby dojechać do pustyni musieliśmy jechać busami prawie półtorej godziny. Zanim teren za oknem zamienił się w zupełnie pozbawione roślinności pustkowie, przez długi okres jechaliśmy pośród części pustyni gęsto porośniętej licznymi krzakami, głównie tamaryszkami. Pierwszy przystanek mieliśmy przy Jeziorze Słonym (które jest z kolei częścią jeziora Namak), żeby zobaczyć ogromne solniska. Nie miały one dzisiaj niestety czysto białego koloru, gdyż dawno nie padał deszcz i warstwę soli zdążył pokryć już piasek nawiany przez wiatr ale i tak prezentowały się pięknie.
Z solniska podjechaliśmy pod wydmy. Tutaj zrobiliśmy sobie półgodzinny spacer po przepięknych wydmach oraz małą sesję fotograficzną. A kiedy już wróciliśmy do busów, to kierowcy przygotowali dla nas arbuzowy poczęstunek.
Po powrocie z pustyni wsiedliśmy do naszego autokaru i ruszyliśmy w kierunku miasta Jazd (Yazd). Po drodze zrobiliśmy sobie przystanek na stacji benzynowej z parkingiem i sklepem, na toaletę oraz rozprostowanie kości. Kierowca zaatakował również paliwo do autokaru. Ciekawe ile zapłacił za zatankowanie do pełna, licząc że ropa kosztuje tutaj w przeliczeniu na złotówki... 5 (pięć!) GROSZY za litr. Benzyna jest niestety aż 5 razy droższa, co daje zawrotne 25 GROSZY za litr!
Do Jazdu dojechaliśmy już po zmroku. Miasto położone jest na styku dwóch największych pustyń Iranu, przez co zalicza się do jednego z najbardziej suchych miejsc w kraju. Przez wiele lat był ważnym ośrodkiem handlowym na Jedwabnym Szlaku. Jest także jednym z niewielu miast w Iranie, które przez całą swoją historię były odporne na najazdy obcych krajów i kultur. Najpierw podjechaliśmy do tradycyjnej restauracji na obiadokolację, a po niej do Świątyni Zaratusztriańskiej (Świątyni Ognia). Jest to jedna z najważniejszych świątyń zoroastryjskich w Iranie. Nieprzerwanie, od około 470 roku naszej ery, płonie w niej ogień o najwyższym stopniu świętości (przeniesiono go tutaj w roku 1940 ze świątyni zlokalizowanej w górach, w okolicach Szirazu). Nad wejściem do budynku znajduje się symbol zaratusztrianizmu – faravahar, symbolizujący drogę duszy człowieka od jego narodzin aż do śmierci. Natomiast w budynku po lewej stronie działa mini muzeum, w którym możemy dowiedzieć się o życiu zaratusztrian i o samej religii, której najbardziej chyba znanym wyznawcą (oczywiście poza samym Zaratusztrą) był Freddie Mercury.
Po wizycie w świątyni pojechaliśmy już do hotelu, ale mimo późnej już pory to nie był jeszcze ostatni punkt dzisiejszego dnia. Po zostawieniu walizek w pokojach pojechaliśmy do tradycyjnego irańskiego zurchane, czyli domu siły. To nic innego jak po prostu siłownia, tyle tylko że bardzo specyficzna, w której trenują na co dzień Irańczycy. Do tradycyjnych domów siły nie mają wstępu kobiety, jednak na potrzeby turystyki, niektóre z nich w Jazdzie są dla nich otwarte. W zurchane ćwiczy się z tradycyjnymi, nigdzie indziej niespotykanymi przyborami. Warto będąc w Iranie odwiedzić jedno z takich miejsc by poczuć ducha dawnych irańskich domów siły, których tradycja niestety powoli już zanika.
Po wrażeniach związanych z ćwiczeniami na siłowni, spacerem wróciliśmy sobie przez przepięknie podświetlone stare miasto do naszego hotelu i w końcu mogliśmy pójść spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz