Cały dzisiejszy dzień zajął nam powrót do Świdnika, a potem do Warszawy. Wyjechaliśmy z Zakopanego zaraz po śniadaniu, czyli o godzinie 10.00. Zakopane pożegnało nas pochmurnym niebem, z którego padał przelotny deszcz. Żeby uniknąć korków, znów pojechaliśmy lokalnymi drogami. Z nowego ronda w Poroninie skręciliśmy na Bukowinę i Białkę Tatrzańską, a następnie ponownie pojechaliśmy przez Niedzicę i Pieniny.
Tym razem ominęliśmy Jezioro Rożnowskie od zachodu, by następnie pojechać drogą wzdłuż Dunajca i w okolicach Wojnicza wjechać na autostradę A4, którą dojechaliśmy aż do Rzeszowa. Tam skręciliśmy w S19 na Lublin i jechaliśmy nią przez Nisko, Janów Lubelski i Kraśnik, za którym skręciliśmy ponownie w drogi wojewódzkie, żeby ominąć centrum Lublina i wyjechać prosto w Świdniku.
Po odwiezieniu A. do domu pojechałem do Warszawy. Ponownie wybrałem drogę przez Puławy i Kozienice, jednak tym razem zjechałem z lokalnej drogi tuż przed Górą Kalwarią. Prawie pustymi drogami jechałem sobie spokojnie wśród kwitnących owocowych sadów położonych na południe od Warszawy, pomiędzy Górą Kalwarią a Tarczynem.
Dojechałem tak aż w okolice drogi S7 i wyjachałem na nią tuż za Magdalenką. Stąd pozostało mi już tylko niecałe 30 kilometrów do domu, które pokonałem bardzo sprawnie, mimo wzmożonego ruchu na ekspresówce. W domu byłem krótko po godzinie 19.00.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz