wtorek, 16 listopada 2021

Cypr - dzień 4










Ponieważ wczoraj zrobiliśmy sobie bardzo długą wycieczkę, to dzisiaj dla odmiany była krótka. Pojechaliśmy zwiedzać północno-zachodnią część Cypru wraz z półwyspem Akamas, który na mapie wyglądem przypomina róg nosorożca. Pierwszym punktem dzisiejszego dnia był wrak statku Edro III. Na początku października 2011 roku statek wyruszył w rejs z Limassol w kierunku Rodos. Nocą zerwała się silna burza, a statek po nieudanej walce z falami, w końcu osiadł na kamienistym dnie, nieco na północ od Pafos, w miejscowości o nazwie Peja. Ośmioosobową załogę statku uratowała helikopterem brytyjska armia. Wkrótce ze statku ściągnięto pozostałe paliwo, dzięki czemu nie jest on groźny dla środowiska. Obiekt ma około 95 metrów długości i 14 metrów szerokości oraz wysokość 12 pięter.

Kolejnym punktem na naszej trasie był wąwóz Avakas. Avakas George to wapienny kanion, a połyskujące w słońcu kryształy selenitu w jego ścianach opowiadają historię powstania Cypru. Bo ta wyspa, niczym Afrodyta, wyłoniła się dawno temu z Morza Śródziemnego. Wąwóz Avakas wziął swoją nazwę od rzeki Avgas, która płynie jego środkiem. To ona, wypływając z krasowego plateau Laona, wyrzeźbiła kanion szukając ujścia w morzu. Z greckiego αβγό (avgo) znaczy jajo, bo właśnie w tym miejscu ptaki widziały idealne miejsce lęgowe i składały swoje jaja. Dla miejscowych chodzenie do wąwozu i po jego klifach stanowiło rytuał przejścia. Mężczyźni, aby wyżywić swoje rodziny musieli podbierać ptakom jaja i plastry miodu. We wsi Arodes do dziś opowiada się historię o młodzieńcu, który spadł z klifu próbując zdobyć jaja gołębi.  Dziś już nikt nie kradnie ptakom jaj, a dzikiego miodu już tu nie ma. Wąwóz, jak i półwysep Akamas pokrywają „lasy” z jałowca fenickiego, drzew oliwnych i szarańczynu strąkowego (to na nim zwisają strąki chleba świętojańskiego). Tuż przy wejściu do wąwozu po lewej stronie znajduje się kikut 800‑letniego drzewa oliwnego około 8-metrowej grubości. Warto też znaleźć pistację kleistą, drzewo z którego wypływają „łzy Chios”, czyli naturalna żywica. Po nich i po skałach biegają jaszczurki i kameleony. Dużo tu też motyli. Wędrówka kanionem Avakas to jedna z fajniejszych atrakcji w zachodniej części wyspy.

Po zwiedzeniu wąwozu chcieliśmy dojechać do plaży Lara, gdzie od połowy lat 70-tych XX wieku objęto ochroną miejsca lęgowe zagrożonych gatunków żółwi Zielonych i żółwi Karetta. Cypryjski Departament rybołówstwa wspólnie z Światową Fundacją na Rzecz Natury stworzyły tzw. „Projekt Lara”. Polega on na ochronie samic żółwi przed ich naturalnymi wrogami oraz… przed człowiekiem. Żółwice boją się wyjść z morza, połykają foliówki, które biorą za meduzy i się duszą. A nawet jeśli uda im się złożyć jaja i zagrzebać w piasku, nieświadomy turysta często wtyka w takie gniazdo parasolkę. Żółwie składają jaja co 2-5 lat. Żółwie Karetta gniazdują od połowy maja do około połowy sierpnia, a Zielone zaczynają i kończą około dwa tygodnie później. Zielone składają do 120 jaj na głębokości 50-80 cm, Kareta około 80 na głębokości 30-50 cm. Ciekawe jest, że płeć żółwia zależy od temperatury inkubacji: niższa to chłopcy, wyższa to dziewczynki. Pisklaki po około 7 tygodniach od złożenia jaj wyłażą i kierują się w kierunku morza. Miejsca złożenia jaj przez żółwice corocznie oznaczają wolontariusze, wtykając w piasek patyk i pisząc obok niego na kamieniu wszelkie potrzebne dane o złożeniu jaj, tak żeby wiedzieć, kiedy z jaj wyklują się młode i pomóc im wtedy bezpiecznie dostać się do morza.

Niestety do samej plaży nie dojechaliśmy, gdyż nasz wypożyczony samochód to malutki i przede wszystkim bardzo nisko zawieszony Volkswagen UP, a droga do plaży naszpikowana była wystającymi i ostrymi kamieniami, przez które w pewnym momencie nie dało się dalej jechać. W związku z tym zatrzymaliśmy się trochę wcześniej, przy plaży o nazwie Toxeftra. Po dojściu na nią okazało się, że i tutaj gniazdują żółwie, o czym świadczyły wbite w piasek patyki, liczne kamienie z zapisanymi czarnym flamastrem danymi oraz wykopane już przez małe żółwie spore dołki, w których znajdowały się wcześniej jaja. Uważając na „najważniejszych mieszkańców” plaży rozłożyliśmy sobie ręczniki i ja poszedłem do morza się wykąpać, a dziewczyny wylegiwały się w przyjemnie ciepłym słońcu.

Po tym przyjemnym odpoczynku ruszyliśmy w dalszą podróż, tym razem w kierunku miasteczka Polis, znajdującego się u nasady półwyspu Akamas. Po drodze zatrzymaliśmy się na obiad w restauracji o nawie Gravity Road Diner. Jak sama nazwa wskazuje znajduje się ona przy wzgórzu antygrawitacyjnym, niedaleko miasteczka Droushia. Wzgórze antygrawitacyjne (znane również jako wzgórze magnetyczne) to miejsce, w którym układ otaczającego terenu tworzy złudzenie optyczne, przez co lekki zjazd w dół wydaje się być wzniesieniem. W ten sposób samochód pozostawiony na luzie będzie wydawał się toczyć pod górę wbrew sile grawitacji. Wrażenie jest naprawdę bardzo fajne! Najważniejszym czynnikiem wpływającym na iluzję jest całkowicie lub w większości zasłonięty horyzont. Bez horyzontu trudno jest ocenić nachylenie powierzchni, ponieważ brakuje wiarygodnego odniesienia. Obiekty, które normalnie zakłada się, że są mniej więcej prostopadłe do podłoża, takie jak np. drzewa, mogą w rzeczywistości być pochylone, co niweluje odniesienie wizualne. Na świecie znanych jest wiele podobnych miejsc, także w Polsce, w Karpaczu oraz w Świeradowie-Zdroju.

Ostatnim punktem dzisiejszego zwiedzania były Łaźnie Afrodyty, położone na terenie niewielkiego ogrodu botanicznego na półwyspie Akamas. Łaźnie Afrodyty to małe jeziorko zasilane wodą ze źródła tryskającego w grocie skalnej w zatoce Chrysochou za kurortem Lakki. Przy grocie rośnie stare drzewo figowe. Całość nie wywiera jakiegoś porażającego wrażenia. Miejsce, szczególnie po południu, jest zacienione, nie ma tu kolorów ani jakiegoś szczególnie ładnego śródziemnomorskiego zapachu. Ot, cieknąca woda. Ale za to historia jest ciekawa. Legendarny Akamas, ateński książę, wracając z polowania napił się wody z tego źródła. I zakochał się w Afrodycie, która w te pędy objawiła mu się nago. Miłość kwitła: raz w jeziorku, innym razem przy Źródle Miłości (Fontana Amorosa) 6 km dalej na końcu półwyspu. W końcu Zeus zdenerwował się romansami Afrodyty i nakazał jej wracać na Olimp. A zakochany lecz porzucony Książę został tu tak długo, aż nazwano jego imieniem półwysep. Spod łaźni prowadzą liczne szlaki piesze w najróżniejsze zakątki półwyspu. My wybraliśmy się na kilkunastominutowy spacer ścieżką Afrodyty wzdłuż wybrzeża, gdzie podziwiać mogliśmy ładne widoki na morze po północnej stronie Cypru.

Zanim wsiedliśmy do samochodu w drogę powrotną do domu kupiliśmy sobie jeszcze na parkingu lody. Droga do Pafos zajęła nam około godzinki. Na miejscu byliśmy około godziny 17.00. Resztę wieczoru spędziliśmy na rozmowach i wspólnym oglądaniu filmu. Jutro wybieramy się w góry Troodos.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela