Plany na dzisiejszy dzień się nieco zmieniły. Co prawda rano pojechaliśmy zwiedzać Kurion, ale później wcale nie zwiedzaliśmy Pafos, tylko zdecydowaliśmy się pojechać do Limassol, gdyż z Kurionu było do niego tylko kilkanaście kilometrów. Kurion to pozostałości po starożytnym mieście, którego największy rozkwit nastąpił w okresie Cesarstwa Rzymskiego. Pozostałe po starożytnych czasach ruiny zabytków zobaczyć można w muzealnym kompleksie archeologicznym. Wjazd na teren jest płatny. Zostawiając samochód na parkingu, możemy udać się na pieszą wycieczkę po terenie bogatym w antyczne pozostałości. Do najlepiej zachowanych zabytków należą: Amfiteatr, Dom Eustoliosa, gdzie zobaczyć można np. mozaiki pochodzące z okresu wczesnego chrześcijaństwa, starożytna agora, ruiny bazyliki z V wieku, Dom Gladiatorów czy nimfeum. Wyjeżdżając z głównego kompleksu i kierując się w stronę Pafos, po drodze mijamy także pozostałości stadionu oraz Sanktuarium Apollina Hylatesa. My zobaczyliśmy tylko główny park archeologiczny, po czym ruszyliśmy do Limassol.
Limassol to drugie co do wielkości miasto na Cyprze, a ze względu na kwitnący przemysł winiarski uważa się je za cypryjską stolicę produkcji tego trunku. Tutaj znajduje się także największy port południowego Cypru. Miasto, swoją turystyczną atrakcyjność zawdzięcza egzotycznym walorom nadmorskiego kurortu, który słynie z hucznych festiwali i przepięknej promenady. Pomimo swojego uroku Limassol nie uzyskał miana najpiękniejszego z cypryjskich miast, ale zdecydowanie warto tu zajrzeć i zwiedzić kilka ciekawych miejsc takich jak przystań portową lub stare miasto. W starożytności miasto pełniło rolę ważnego centrum kultu Afrodyty i Apolla. W chwili obecnej Limassol to głównie region turystyczny charakteryzujący się 10 kilometrową linią brzegową, na której umiejscowione są długie i wyjątkowo czyste plaże. My pospacerowaliśmy trochę po starym mieście oraz po porcie a później usiedliśmy w jednej z knajp i zjedliśmy obiad, jak zwykle złożony głównie z owoców morza. W okolicy Limassol, podobnie jak w Larnace, znajduje się słone jezioro, nad którym również żyją flamingi. Postanowiliśmy więc po obiedzie tam podjechać, tym bardziej, że spotkana wcześniej na starym mieście rodzina Polaków powiedziała nam, że byli już dziś nad jeziorem i widzieli flamingi.
No i rzeczywiście były. Tyle tylko że bardzo, bardzo daleko od brzegu jeziora, które w dużej części również było wyschnięte i żeby do nich dojść bliżej trzeba by było iść około pół godziny, w dodatku po bardzo błotnistym podłożu. Po pierwsze nie mieliśmy tyle czasu, po drugie nie byliśmy odpowiednio ubrani do takiej wędrówki. Zobaczyliśmy więc flamingi jedynie z bardzo daleka i postanowiliśmy wrócić do Pafos, tym bardziej, że chcieliśmy jeszcze przed zmierzchem zobaczyć Królewskie Grobowce. Niestety, gdy do nich dojechaliśmy tuż przed 17.00 okazało się, że jest za późno i już nie wpuszczają turystów. Wróciliśmy więc do domu.
Po krótkim odpoczynku poszliśmy na wieczorny spacer po Pafos. Szliśmy sobie nadmorskim bulwarem, zaglądając co jakiś czas do sklepów, w których kupowaliśmy sobie jakieś pamiątki. Zjedliśmy również lody, a wracając usiedliśmy w knajpie nad samym morzem, żeby napić się drinka. Dziś wieczorem wiał dość silny wiatr i zrobiło się chłodniej. Na jutro zapowiadają opady, więc ostatni dzień pobytu na Cyprze może okazać się najbrzydszy. Jak będzie – zobaczymy. W każdym razie już na pewno musimy zobaczyć Królewskie Grobowce i park archeologiczny w Pafos. I to niezależnie od pogody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz