wtorek, 21 lutego 2023

Tunezja - dzień 6










Punktualnie o 7.00 wsiedliśmy do busika i pojechaliśmy zwiedzać Dżerbę. A skoro zwiedzamy ją właśnie dziś, to wypada w końcu napisać o niej chociaż parę słów. Dżerba, mimo że  jest wyspą stosunkowo niewielką – swoją wielkością odpowiada powierzchni Warszawy, to jest największą wyspą Afryki Północnej. Utożsamiana jest z mityczną wyspą Latofagów, czyli zjadaczy lotosu. Według Homera to właśnie tutaj spędził trochę czasu Odyseusz, podczas swojej tułaczki po świecie i będąc na wyspie najadł się lotosu, po czym zapomniał na jakiś czas że ma wracać do Itaki...

Najpierw pojechaliśmy na południe wyspy i zatrzymaliśmy się żeby zobaczyć rzymską groblę, czyli wąskie połączenie Dżerby ze stałym lądem, wybudowane najprawdopodobniej już przez Fenicjan, a udoskonalone w czasach panowania Rzymian. Podobno oryginalna starożytna grobla już dawno znajduje się pod wodą, a to co widzimy obecnie jest budowlą dużo późniejszą. Grobla ma długość około 6 kilometrów i składa się praktycznie tylko z samej drogi i biegnącego wzdłuż niej rurociągu, którym na wyspę dostarczana jest słodka woda z kontynentu (Dżerba nie ma własnych źródeł wody). Obecnie trwa rozbudowa drogi (grobli), tak żeby zwiększyła się jej przepustowość, ponieważ, szczególnie w miesiącach wiosenno-letnich, tworzą się na niej duże korki.

Przejazd z grobli do miejscowości Guellala, w której znajduje się Muzeum historii i tradycji Dżerby, zajął nam dosłownie kilka minut. Muzeum zbudowane zostało na najwyższym wzniesieniu wyspy – wzgórzu Dhahret Aadloun o wysokości 54 metrów n.p.m. Jest to rozległy kompleks kulturowy poświęcony rozwojowi dziedzictwa wyspy. Można tu poznać historię i tradycję tego miejsca. Zbudowane jest w formie tradycyjnego gospodarstwa domowego, które nosi tutaj nazwę menzel. Rozkład izb, pokoi i pomieszczeń gospodarskich przypomina trochę labirynt. W każdym pomieszczeniu znajduje się inna tematyka (zwyczaje codzienne, tradycje i stroje ludowe, tkactwo, ceramika, rybactwo), w salach przygotowane są różne scenki rodzinne i obyczajowe. Na turystów czeka także tutaj sklep z pamiątkami, kawiarnia oraz możliwość zobaczenia tunezyjskich kreacji ślubnych.

Po wizycie w muzeum zjechaliśmy do wioski Guellala, która znana jest już od bardzo dawnych czasów z wyrobu artykułów ceramicznych, czyli garncarstwa. W wiosce, w jednym z licznych tutejszych sklepów z ceramiką, mieliśmy okazję zobaczyć krótki pokaz wyrobu tego typu rękodzieła i mogliśmy oczywiście zrobić zakupy.

Kolejnym punktem dzisiejszego objazdu wyspy była wizyta w synagodze El Ghriba. Jest to najstarsza zachowana synagoga w całej Afryce Północnej. Została ona wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Znajduje się w mieście Ar-Rijad, choć bardziej znane jest ono jako Erriadh. Zbudowana w stylu mauretańskim powstała w momencie, gdy zniszczona została Świątynia Salomona czyli po roku 586 p.n.e. Dzisiaj na miejscu wcześniejszej budowli z XVI wieku znajduje się obecna synagoga, którą zbudowano w XIX wieku. Wewnątrz budynku znajdują się ściany ozdobione oszkloną kamionką i barokowym rysunkiem drewnianym, a okna zdobią kolorowe witraże. W synagodze znajdują się jedne z najstarszych zwojów żydowskiej Tory, napisane na zwierzęcych skórach. O synagodze zrobiło się głośno za sprawą zamachu terrorystycznego z 2002 roku, gdy zginęło tutaj 21 osób, głównie turystów. Koło parkingu przy synagodze zlokalizowany jest również sklep z perfumami i przeróżnymi olejkami, gdzie mieliśmy krótki pokaz tych „pachnideł”, oczywiście z możliwością ich zakupu.

Jednak tym co od kilku lat przyciąga turystów najbardziej do miasta Ar-Rijad nie jest wcale synagoga. Chcą oni zobaczyć tu niesamowite uliczne graffiti. Kilka lat temu (a dokładnie w 2014 roku) spotkali się tutaj artyści z przeróżnych części świata. Djerbahood – to właśnie tak nazywa się projekt, w który zaangażowało się ponad 100 artystów, zdobiąc miasto przeszło 200 muralami (i nadal przybywają nowe). Jest wśród nich też kilka polskich – warto ich poszukać krążąc wąskimi uliczkami, w których oprócz street artu zobaczyć można także fantazyjne kolorowe budynki i drzwi zdobione sztuką lub pięknymi kwiatami, czy też poustawiane w różnych miejscach miasta, kolorowo ozdobione, wyroby garncarskie.

Z Erriadh (Ar-Rijad) udaliśmy się w końcu do stolicy Dżerby, czyli miasta Houmt Souk. Była to już nasza druga wizyta w tym mieście. W czasie wolnym ponownie mieliśmy okazję zrobić zakupy, ale my wybraliśmy wizytę w klimatycznej restauracji znajdującej się w danym karawanseraju, gdzie zjedliśmy pyszne ciastka i wypiliśmy równie pyszną kawę.

Po powrocie do hotelu zjedliśmy lunch, po którym poszedłem z I. i R. na długi spacer wzdłuż półwyspu Ras Ermal (Ras Rmel), zwanym też Cyplem Flamingów. Półwysep zaczyna się dokładnie przy naszym hotelu i ciągnie się przez około 10 kilometrów. My doszliśmy mniej więcej do jego połowy. Wzdłuż półwyspu, od strony morza, rozciągają się przepiękne piaszczyste plaże, które wręcz zachęcają do kąpieli. A ponieważ było dzisiaj wyjątkowo ciepło (około 26oC) i morze miało mniej więcej temperaturę polskiego Bałtyku latem, to postanowiłem się wykąpać.

Po kąpieli przeszliśmy przez nadmorskie wydmy porośnięte palmami na stronę zatoki (laguny) Bhar Mayet, która jest ważnym miejscem ornitologicznym na wyspie bogatym w ptasią faunę, miejscem lęgowym i idealnym miejscem postoju w czasie migracji dla wielu ptaków wędrownych. Na skraju laguny zainstalowano dwie wieże widokowe, które ułatwiają obserwację ptaków. Tutaj też można spotkać w czasie zimy (od listopada do marca) stada różowych flamingów, które brodzą w płytkiej lagunie. Od czasu do czasu może pojawić się też delfin, zwabiony mnóstwem ryb zamieszkujących wody zatoki.

W drodze powrotnej natknęliśmy się także na małe stado wielbłądów. Największy samiec dzielnie bronił całe stado, kiedy tylko chcieliśmy podejść bliżej, żeby porobić zdjęcia. Uznaliśmy więc, że nie ma co go denerwować i odeszliśmy sobie spokojnie dalej, nad brzeg zatoki niedaleko naszego hotelu, i tu podziwialiśmy bardzo ładny zachód słońca. Gdy słońce zniknęło za horyzontem od razu zrobiło się wyraźnie zimniej, więc szybkim krokiem wróciliśmy do hotelu. Cała wycieczka zajęła nam ponad 3 godziny, podczas których przeszedłem równe 10 kilometrów. A po kolacji jak zwykle posiedzieliśmy trochę przy barze, pogadaliśmy i poszliśmy spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Puszcza Kozienicka i Kozienice