Dzisiaj pierwszy raz martwiliśmy się o pogodę. Prognozy pokazywały, że istnieje spore prawdopodobieństwo burz i to już od godzin przedpołudniowych. Po śniadaniu ruszyliśmy na Torfowisko Viru Bog. Ma ono 353,3 ha powierzchni i jest największą atrakcją Parku Narodowego Lahemaa. Estońskie torfowiska zostały sklasyfikowane jako niżowe torfowiska wysokie. Torfowisko Viru Bog usytuowane jest w obrębie dawnego jeziora polodowcowego, które ulegało stopniowemu zasypywaniu osadami mineralnymi. Sukcesja roślinna na tym obszarze rozpoczęła się około 5 tysięcy lat temu i doprowadziła do przekształcenia się obszaru jeziora w torfowisko. Miąższość torfu szacuje się na około 3 metry. W obrębie torfowiska występują liczne zagłębienia, które okresowo wypełniają się brunatną wodą. Zbiorniki wodne, ze względu na wysoką zawartość kwasów organicznych i małą ilość substancji mineralnych, są niesprzyjającym środowiskiem życia dla wszelkiej fauny. Zbiorowiska roślinne charakteryzują się kępkowo-dolinową budową, dlatego przyrost torfowiska odbywa się stopniowo. Oprócz licznych przedstawicieli mchów torfowców, które magazynują duże ilości wody w swych listkach, torfowisko porastają rośliny zielne, m.in. odurzające swym zapachem bagno zwyczajne, malina moroszka, borówka czarna, żurawina błotna, rosiczka okrągłolistna oraz karłowate sosny i brzozy.
Po zaparkowaniu na niewielkim, leśnym parkingu weszliśmy na szlak, który wiedzie po około pięciokilometrowej pętli. Pierwszy etap prowadzi przez sosnowy las. Po kilkuset metrach rozpoczynają się drewniane kładki. Aż do znajdującej się mniej więcej pośrodku kładek wieży widokowej są one dosyć szerokie. Za wieżą kładki stają się zdecydowanie węższe i trzeba bardziej uważać, żeby przez przypadek nie poślizgnąć się nie wpaść do wody lub bagna. Kładki kończą się gdzieś pośrodku lasu, a na parking wraca się już leśną ścieżką. Trasa jest naprawdę bajkowa, a my mieliśmy dzisiaj jeszcze to szczęście, że na szlaku byliśmy praktycznie sami. No i dopisała nam pogoda. Pomimo groźnie wyglądających chmur i tego, że w pewnym momencie nawet rozległ się gdzieś w pobliżu grzmot, to praktycznie przez cały czas towarzyszyło nam po drodze słoneczko. Samo bagno jest bardzo wodniste, jest tu sporo uroczych jeziorek. Pod kładkami przyjemnie pluska woda. Drewniane kładki prowadzą nas pod koniec na „uprawę” torfowisk. Z tablicy edukacyjnej dowiadujemy się tutaj, że są to próby nasadzeń torfowych po eksploatacji bagna. Estonia wszak jest największym eksporterem torfu w Europie.
Kolejnymi dwoma punktami dzisiejszego programu zwiedzania były estońskie wodospady. Pierwszym z nich był Wodospad Jägala nazywany Estońską Niagarą. Jest to najwyższy wodospad w Estonii. Ma 8 metrów wysokości i około 50 metrów szerokości. Położony jest na rzece o tej samej nazwie. Wodospad tworzy dwa potężne wiry na obu końcach, jednak dobrze widoczne są one tylko wiosną i jesienią, kiedy to poziom wody jest najwyższy. Zimą natomiast można podziwiać na nim niezwykłe formy lodowe. Dzisiaj prezentował się on mniej okazale, ale za to nurt rzeki nie był zbyt silny i można było podejść pod sam jego próg. Poniżej wodospad stworzył kilkusetmetrową, wąską dolinę, o ścianach wysokości kilkunastu metrów. Podobno w wapiennej skale wyższej części wodospadu można zobaczyć skamieniałości głowonogów. Po nasyceniu się widokiem wodospadu pojechaliśmy kilkadziesiąt kilometrów dalej, by zobaczyć drugi wodospad – Keila.
Ten wodospad ma 6 metrów wysokości i również około 50 metrów szerokości. Tworzy go rzeka Keila, około 1,7 kilometra od swojego ujścia. Z biegiem czasu wodospad cofa się, pozostawiając ogromne głazy wapienne i kanion o brzegach wysokich na 15 metrów. Na długości około 1,7 kilometra rzeka spada łącznie o 13 metrów. U stóp wodospadu znajduje się 3 metrowa warstwa glaukonitu – odróżnia to wodospad od pozostałych w regionie. W sąsiedztwie wodospadu znajduje się niewielka hydroelektrownia oraz bardzo ładny dwór w stylu neogotyckim, powstały w latach 30. XIX wieku według projektu Andreia Stackenschneidera. W pobliżu wodospadu przebiega również trzykilometrowa ścieżka przyrodnicza w parku Keila-Joa.
Po atrakcjach związanych z wodospadami przyszedł już czas na kierowanie się w stronę promu na wyspę Saaremę (a w zasadzie na wyspę Muhu). Jednak najpierw znaleźliśmy po drodze restaurację, w której zjedliśmy obiad. Prom mieliśmy wykupiony na godzinę 18.45, ale do Virtsu, skąd odpływa prom, dojechaliśmy już około godziny 16.00. Na szczęście okazało się, że bez problemu możemy popłynąć wcześniejszym promem. Tym samym na miejscu dzisiejszego noclegu, który znajduje się jeszcze na wyspie Muhu, byliśmy na tyle wcześnie, że mogliśmy jeszcze pozwiedzać tę wyspę.
Jeszcze przed dotarciem do Muhu Tonise, czyli miejsca naszych dwóch najbliższych noclegów, zobaczyliśmy bardzo ładny romański kościół św. Katarzyny w miejscowości Liiva oraz wiatrak w Linnuse.
Po rozpakowaniu się w pokoju, pojechaliśmy na północ wyspy zobaczyć Klify Üügu, na których zrobiliśmy sobie półgodzinny spacer. Później zaczęliśmy szukać na wyspie jakiejś plaży, żebym mógł się znowu wykąpać w morzu. Nie było to jednak łatwe zadanie, bowiem wszystkie drogi dojazdowe do morza kończyły się albo w szczerym polu, albo na prywatnych posesjach. W końcu trafiliśmy do miejscowości Paenase, gdzie zostawiliśmy samochód w środku lasu i wąską, około kilometrową ścieżką, dotarliśmy w końcu nad brzeg morza. Nie była to może wymarzona plaża, ale dziewczyny mogły sobie usiąść na ławeczce, a ja poszedłem się kąpać. Chociaż słowo kąpać to może zbyt dużo powiedziane, bowiem morze w tym miejscu miało tylko kilkadziesiąt centymetrów głębokości. Żeby więc zanurzyć się w całości musiałem się nieźle natrudzić.
Po powrocie do naszego pokoju Mariola została na miejscu, a my z Dorotą wybraliśmy się jeszcze na dalsze zwiedzanie wyspy. Wyszukaliśmy na otrzymanej od gospodarzy mapie miejsce, gdzie znajdują się kamienne megality sprzed 2,5 tysiąca lat, stworzone przez pierwszych osadników na wyspie, potem kupiliśmy sobie w sklepie lody i piwo 0% i pojechaliśmy na zachodni skraj wyspy, gdzie znaleźliśmy piękne miejsce nad samym brzegiem morza i podziwialiśmy bardzo ładny zachód słońca, który dzisiaj miał miejsce o godzinie 22.07. Po powrocie trzeba było już szykować się do spania. Jutro przez cały dzień zwiedzamy wyspę Saaremę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz