poniedziałek, 23 grudnia 2019

Gambia, Senegal, Gwinea Bissau - dzień 3












Dzisiaj mieliśmy dzień wyspowy. Rano wybraliśmy się na wyspę Roxa. Dopłynięcie na nią zajęło nam kilkanaście minut. Po przypłynięciu od razu obskoczyły nas dzieci z pobliskiej wioski, które towarzyszyły nam podczas całej wędrówki po wyspie. Spacer do wioski, pośród tropikalnego lasu, zajął nam około pół godziny. Po wiosce oprowadził nas miejscowy „szef”, czyli po prostu najbardziej wykształcony jej mieszkaniec, który jako chyba jedyny znał dość dobrze język francuski. Zobaczyliśmy jak żyją mieszkańcy, jak domowym sposobem wyrabiają dla swoich potrzeb olej palmowy, gdzie mają studnię, jak wygląda ich „elektrownia”, czyli jedyny dom w wiosce, w którym jest prąd z akumulatorów i agregatów, który musi wystarczyć wszystkim mieszkańcom. W domu jest również jedyny w wiosce telewizor, który oglądany jest najczęściej, gdy odbywa się jakiś ważny mecz piłkarski.

Po powrocie na naszą wyspę mieliśmy kilka godzin wolnego. Ja poszedłem sobie na godzinny spacer na sąsiednią plażę i porobiłem trochę zdjęć. Część osób z naszej grupy wykupiła sobie dodatkowo lunch, więc na drugą wyspę wyruszyliśmy dopiero o 16.00. I tak nie wypłynęlibyśmy wcześniej, bo wcześniej był odpływ i statek nie mógłby bezpiecznie po nas podpłynąć.

Wyspa na którą popłynęliśmy po południu nosi nazwę Bubaque i znajduje się na niej główne miasto Archipelagu Bijagos o takiej samej nazwie jak wyspa, czyli Bubaque. Wyspę i miasto dobrze widać z naszej wyspy, więc tym razem płynęliśmy tylko około 5 minut. Miasto to jest zupełnie inne niż wioska, którą widzieliśmy rano. Mieszka tu zdecydowanie więcej ludzi, jest kilka szkół, kościoły, sklepy, targ. Trochę przypominało mi ono filipiński Pamilacan. Znów chodziły z nami przez cały czas miejscowe dzieciaki, które liczyły na to, że coś od nas dostaną. Gdy nasza pilotka kupiła w jednym ze sklepów gumową piłkę do gry i dała ją dzieciom, to zrobiła się ogromna awantura pod sklepem, kto ma ją wziąć no i trzeba było kupić jeszcze jedną piłkę, żeby uspokoić dzieciaki.

Po powrocie z wyspy Bubaque było jeszcze wystarczająco dużo czasu do kolacji, więc część z naszej grupy udała się na plażę, żeby sobie poleżeć, trochę się poopalać no i oczywiście popływać w Atlantyku. Woda była znakomita. Siedziałem w niej prawie godzinę.

A po kolacji mieliśmy pokaz tańców ludowych. Przy akompaniamencie bębnów, miejscowy zespół folklorystyczny wykonywał tutejsze tańce w strojach ludowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Puszcza Kozienicka i Kozienice