piątek, 10 lipca 2020

Spływ Brdą - dzień 7















Gdy się obudziliśmy deszcz nie padał, ale prognozy na dzisiejszy dzień nie były zbyt optymistyczne. O 12.00 znowu miało zacząć padać a po południu miał przechodzić front z burzami. Spakowaliśmy się jednak na sucho, zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w dalszą drogę.

Dzisiaj płynęliśmy tylko po Zalewie Koronowskim. Gdy wypłynęliśmy znów zaczęło padać, ale zrobiło się ciepło. Padało przelotnie a my płynęliśmy i płynęliśmy. Trzeba było wiosłować dużo więcej niż w poprzednich dniach, kiedy to nurt rzeki pchał nas dość szybko do przodu. Na szczęście nie było dziś silnego wiatru i nie tworzyły się na zalewie wysokie fale. 

Po około 10 kilometrach dopłynęliśmy do stanicy wodnej PTTK w miejscowości Sokole-Kuźnica. Zjedliśmy w tamtejszym barze obiad i zaczęliśmy szykować się do dalszej drogi. Gdy tylko wypłynęliśmy od razu usłyszeliśmy grzmot. Zbliżała się do nas burza. Spojrzałem w Internecie na mapę burz i okazało się, że zbliżał się do nas cały potężny front z burzami. Musieliśmy więc zostać w stanicy. Postanowiliśmy tu nocować, ale zostawiliśmy rozbijanie namiotów na później, bo zaczęło dość mocno padać.

Burzę przesiedzieliśmy pod wiatami. Po około godzinie wyszło słońce i… mimo późnej pory zdecydowaliśmy się płynąć dalej, na kemping do Romanowa, koło zapory w Koronowie. Było już po godzinie 18.00, a my mieliśmy do przepłynięcia kolejne 10 kilometrów. Musieliśmy ostro wziąć się za wiosłowanie, żeby zdążyć przed zmierzchem. Szybko minęliśmy przeprawę promową oraz ośrodek wypoczynkowy „Wrzos” w Wielonku, w którym kilkanaście lat temu byliśmy na zielonej szkole z naszym gimnazjum. W końcu wpłynęliśmy na rozszerzenie Zalewu Koronowskiego i na naszym horyzoncie pojawiły się zarysy plaży Pieczyska w Koronowie, którą pomylić można ze znajdującą się nieco dalej na południe tamą na Zalewie Koronowskim. Do celu pozostawało nam już tylko kilka kilometrów. Na pole namiotowe dotarliśmy przed godziną 21.00, więc było jeszcze sporo czasu żaby rozbić namioty za dnia.

Wieczorem zjedliśmy kolację, przy której niestety K. oparzyła się dość mocno swoją zupką. Ponieważ nie mieliśmy żadnej maści na oparzenia pozostało jej trzymać nogę pod zimną wodą. Później zasiedliśmy do tradycyjnych już, wieczornych rozmów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Puszcza Kozienicka i Kozienice